środa, 31 grudnia 2014

Jaki był rok 2014?

Ostatnie dni grudnia właśnie mijają, a godziny dzielące nas od 2015 roku można policzyć na palcach… obu rąk i nóg ;-) Przed nami ostatnia noc i szalone imprezy w klubach albo spotkania na domówkach z przyjaciółmi. A może zwyczajnie spędzimy ten czas w zaciszu własnego domu? Obojętnie gdzie jesteśmy i jakie mamy plany na tą (nie)zwyczajną noc wszystkie są do siebie podobne – do pewnego stopnia. Ale to wszystko co piszę, dotyczy przyszłości – bliskiej, bo bliskiej ale jednak. Na rozmowę o przyszłości przyjdzie jeszcze czas. A dzisiaj chciałabym Was zaprosić do przeszłości – do niezbyt długiej retrospekcji, która może niektórych zadziwi, innych znudzi, ale… jest to kolejny element wspólny dla każdego z nas. Ostatnio – chcąc, nie chcąc – poświęcamy choćby jedną krótką chwilę, na zadanie sobie pytania: co w tym roku mi się przydarzyło?

Co spotkało mnie w 2014 roku?

Ha! Zadziwię Was, ale pierwsza myśl była: NIC szczególnego. Taki schemat myślenia, przeciążony grudniowymi wydarzeniami. Na szczęście dla mnie, mam blog. Krótki rzut oka na archiwum – w tym roku to prawie 60 wpisów (!) – i już wiem, że wydarzyło się COŚ szczególnego. A właściwie tych „cosiów” było więcej niż jeden.
  • Zaczęłam uczęszczać na 1-dniowe szkolenia w moje uczelni oraz wzięłam udział w paru online, i każde z nich dawało mi niezłego kopa do działania.
  • Rozpoczęłam udzielanie korepetycji w świetlicy środowiskowej jako wolontariuszka i dzięki temu wciągnęłam się i w inne akcje wolontariuszy.
  • Pojechałam do Warszawy.
  • Odbyłam swoją pierwszą rozmowę kwalifikacyjną w życiu.
  • Byłam we Wrocławiu i jeszcze raz będę w tym roku!
  • Świętowałam 10-lecie znajomości z bliskimi mi ludźmi.
  • Poznałam również kilka nowych osób, Blogerów i Czytelników.
  • Nauczyłam się wiele o sobie, o swojej determinacji, organizacji i celach w życiu.
  • Od dawien dawna zdobyłam górski szczyt.
  • Napisałam kilka dobrych postów, które cały czas trzymają się w czołówce tych najczęściej przez Was czytanych jak np. System zero-jedynkowy, który osiągnął ponad 1200 odsłon ;-) 

 

Co ten rok zmienił we mnie?

Z całą pewnością stałam się silniejsza. Nadal jestem podatna na zranienia, ale potrafię walczyć o to, czego pragnę. Nie uginam się. W dalszym ciągu staram się żyć w zgodzie ze sobą i chociaż nieraz jest mi ciężko, to po każdej odbytej walce, upewniam się w przekonaniu że warto.

Zmieniły się moje poglądy i paradygmaty. Nie tkwię w przekonaniu, że dostałam już gotowy scenariusz i muszę postępować według niego – właściwie to jestem przerażona ogromem możliwości, które stoją przede mną.

Podszlifowałam swój zdrowy egoizm. Na studiach nieraz dochodzi do sytuacji rodem z dżungli, gdzie wygrywa najsilniejszy. Dostrzegam bitwy, gdzie warto walczyć i te które warto odpuścić.

Ten rok nauczył mnie jednak przede wszystkim sztuki rozmowy. O tym, kiedy warto rozmawiać a kiedy temat należy zaniechać. I co zrobić z tym, co z tej rozmowy wyniknie. Szczerość do bólu w rozmowach to również lekcja, którą parokrotnie przerobiłam w tym roku.

Co zaczęłam dostrzegać?

Mnóstwo dobrych chwil. Są dwa dobre sposoby na to, aby wyczulić się na dostrzeganie szczęścia w naszym życiu. Pierwsza to codzienne spisywanie różnych drobnych rzeczy do zeszytu. Dobra kawa, uśmiech sąsiada/sąsiadki, pochwała od szefa, zaliczone kolokwium, piękna pogoda. To naprawdę działa. W ramach jednego ze szkoleń online przez miesiąc spisywałam wszystkie dobre rzeczy, które przydarzyły mi się w ciągu dnia – obojętnie jak okropny by się nie wydawał. I po spisaniu okazywało się, że on rzeczywiście jedynie wydawał się okropny. Bo jak są też dobre rzeczy, to dzień nie jest w 100% straszny...

Druga to słoik. Słoik służy (przynajmniej w moim przypadku) do szczęść większego kalibru. Pisałam o rodzajach szczęścia w tym miejscu. Oprócz tego umieszczałam tam swoje sukcesy (nierozerwalnie powiązane ze szczęściem). Słoik posiada w sobie zawartość całego roku. Szczęść „większych” w głównej mierze, a czasem i „drobnych”, ale takich które określałam mianem tworzących mój dzień. Reszta wydarzeń nie była ważna, bo ten jeden drobny szczegół czynił mój dzień niezapomnianym. Uczucie wrzucania zapisanych karteczek do słoika jest wspaniałe, a czytanie ich na wieczór przed końcem roku, ponownie pokazuje, że w tym roku wydarzyło się WIELE szczególnych rzeczy ;-)

Oczywiście z początku jak do wszystkiego, co wymaga większego zaangażowania, podeszłam do idei słoika bardzo sceptycznie. Czytałam o tym na różnych blogach i chociaż przemykała mi przez głowę myśl: fajny pomysł, to jednak byłam daleka od jego realizacji. A potem trafiło się szkolenie online, w czasie którego należało taki słoik wykonać i kropka. Bez dyskusji. Kiedy rozpoczęłam przygodę z "dobrymi rzeczami" pomyślałam, że to tylko na chwilę, na miesiąc, na pół roku, a potem że na rok. Teraz, gdy jest już pełen myślę o kolejnym roku - to naprawdę wciąga. A na zakończenie roku kalendarzowego czyni ze mnie wspaniałego darczyńcę dla mnie samej.


A co na to horoskop?

Nie wiem ilu z Was pamięta ten post o moim horoskopie na 2014 roku. Przeglądając archiwum publikacji, postanowiłam do niego zajrzeć i sprawdzić jak te przepowiednie wróżek mają się do mojej rzeczywistości. A mają się nijak. Nie „wpadłam” z dzieckiem, nie wyszłam za mąż, nie otworzyłam własnego biznesu, nie rozchorowałam się. Co prawda wykazałam się kreatywnością, ale jest to tak ogólne sformułowanie, że każdy kto nawet nie jest Baranem, mógłby się podpisać pod tym stwierdzeniem.

Ten wpis dowodzi, że rok każdego z Was posiada w sobie coś dobrego, a odpowiedź która jako pierwsza przychodzi do głowy na pytanie: jaki był ten rok? jest często błędną odpowiedzią.

Szczęśliwego Nowego Roku! :-)

piątek, 26 grudnia 2014

Sztuka odpuszczania

We wpisie „Potrzebuję chwili egoizmu” napisałam, że „nadszedł dla mnie ciężki czas – czas decyzji”. Nie byłam zadowolona z tego jak wygląda moje życie. Przestałam odczuwać radość, zawalona zadaniami i i przytłoczona zbyt ogromnym poczuciem obowiązku (a czasem i poczuciem przyzwoitości). Stwierdziłam, że muszę mieć trochę czasu dla siebie, dlatego maksymalnie odpuściłam sobie wszystko, co tylko odpuścić potrafiłam. Zapowiedziałam, że takie działanie dotyczy listopada i prawdopodobnie grudnia. Grudzień zbliża się ku końcowi, więc nasuwa się pytanie: dokąd dotarłam z tym moim „nadmiarem czasu dla siebie”?

Pod koniec listopada nie poczułam żadnej zmiany. Podjęłam jedną decyzję, z którą nosiłam się już od początku października, ale ciągle brakowało mi odwagi, aby ostatecznie odciąć się od pewnych ludzi – bo zawsze może zaistnieć ryzyko, że będę żałować. Pod koniec miesiąca wiedziałam już, że nie żałuję i że to była dobra decyzja. Niemniej nie poczułam poprawy jakości mojego życia. Miałam więcej czasu, bo już nie angażowałam się w sprawy Koła, ale nie widziałam żadnych znaczących zmian w sposobie mojego myślenia. Postanowiłam przedłużyć swoją „chwilę egoizmu” do końca grudnia.

Ostatni miesiąc roku był dla mnie niezwykle intensywny. Dlatego na blogu było mnie jeszcze mniej niż zakładałam. Dużo się działo, dużo było zaliczeń (pierwsze „zerówki”), prezentacji plus moja praca licencjacka, która bez mojej pomocy sama się nie napisze. Do tego Święta i te całe przygotowania przed, które zajmują nieproporcjonalnie dużo czasu… W konsekwencji nie czułam, abym w grudniu zdołała podjąć jakąkolwiek decyzje, bo… nie miałam czasu/siły jej przemyśleć.

Przed samymi Świętami zostałam z dwoma nierozwiązanymi problemami w moim życiu. Sprawy na tyle ważne, że brak decyzji w ich temacie mnie unieszczęśliwiał. Jestem osobą, która stosuje w życiu zasadę „ostrych cięć”, nie lubię „półśrodków”, bo stosując je czuję się nie fair (zarówno w stosunku do innych jak i do siebie). I nagle przyszedł 22 grudnia a ja ze zdumieniem odkryłam, że zaczęłam na powrót dobrze sypiać. 23 grudnia podjęłam decyzję w sprawie, która dzień wcześniej wydawała się nie do rozwiązania, bo miała tyle samo plusów jak i minusów. Ale nagle coś się wydarzyło, coś co mi pokazało, że należy odpuścić. I zrozumiałam, że nie zawsze można podjąć decyzję wtedy, kiedy ma się na to ochotę – czasem trzeba wykazać się cierpliwością. Tak jak przeczytałam u someonextoxlove słowa Beaty Pawlikowskiej: „Kiedy musisz wybrać jedno z dwojga, a jedno i drugie wydaje się równie ważne, pożądane i słuszne nie podejmuj decyzji. Jeśli nie widzisz wyraźniej różnicy między nimi to nie znaczy, że ona nie istnieje, a jedynie tyle, że w tej chwili jej nie dostrzegasz. Nie śpiesz się, poczekaj, właściwe rozwiązanie samo się pojawi.” Wszystko sprawdziło się co do joty. I tym sposobem został ostatni problem do rozwiązania, ale w głębi siebie już wiem jakie kroki należy podjąć.

Podsumowując te dwa miesiące, musiałam przeanalizować pięć spraw. Może efekt końcowy wyda się dziwny postronnemu Czytelnikowi, ale w trzech sprawach postanowiłam odpuścić. Bo jak każdy wie, kiedy tylko jedna strona stara się o dobre relacje, o fajne wykonanie projektu, bo tylko jej samej zależy, to jest to zdecydowanie za mało. Reszta zadań nie była dla mnie. To nie byłam ja. Wiele rzeczy nie funkcjonowało tak, jak ja bym tego chciała, a jak wspominałam „półśrodki” nie są dla mnie.

Odpuszczanie jest sztuką. Po pierwsze nigdy nie wiadomo, co należy sobie odpuścić a o co walczyć. Po drugie, kiedy zadecydujesz co odpuścić, to musisz zrobić rzecz najtrudniejszą i… odpuścić. Może komuś wyda się to dziwne, ale ostateczne rozmowy/działania wcale nie są łatwe, bo nigdy nie wiadomo co po nich nastąpi i czy odnajdziemy się w nowej rzeczywistości.



Podczas jednej z rozmów, moja przyjaciółka zauważyła, że dokonuje już takich „noworocznych porządków” i chociaż z początku mnie to zdumiało, to po namyśle przyznałam jej rację. Każdy z nas ma ograniczoną liczbę godzin do zagospodarowania, więc warto pomyśleć na co chcę poświęcić swój czas. Pewnie, że z pracy/studiów nikt nie będzie rezygnował, ale są takie relacje w naszym życiu, które niczego nie wnoszą i są takie zadania dodatkowe, w które nie warto się angażować, bo one wcale nas nie rozwijają. Warto próbować nowych rzeczy, poznawać nowych ludzi, nabywać nowe umiejętności, ale warto przy tym cały czas pamiętać, że nie wszystko jest przeznaczone dla nas. Nie we wszystkim się odnajdziemy i nie wszystko jest warte tego, by zajmowało nas czas. A czasem zwyczajnie zasługujemy na coś więcej.

Dzięki tym dwóm miesiącom znacząco posprzątałam w swoim życiu. Przy okazji utworzyła mi się lista moich priorytetów – delikatnie zaktualizowana. I chociaż w dalszym ciągu moje życie nie ma jeszcze takiego wyglądu, jakiego bym sobie życzyła, to ma w sobie elementy spokoju. Małe słówko „spokój”, które kojarzy się jedynie z ludźmi starszymi, zmęczonymi hałaśliwymi wnukami zyskało dla mnie inny wymiar. Z braku spokoju w swoim życiu nie potrafiłam odnaleźć się w rzeczywistości i wiele rzeczy mnie drażniło. Brak spokoju zakłócał mój sen i nie pozwalał na efektywne wykorzystanie dnia. Spokój. To właśnie jego najczęściej życzyłam moim bliskim na te Święta. Po raz pierwszy nie było to dla mnie puste słowo, tylko słowo z bogactwem znaczeń. Odnalazłam swój spokój, morze się uspokoiło i nareszcie wiem w jakim kierunku zmierzam. Co więcej, z naprawioną nawigacją wiem, że tam dotrę. Odnalazłam swoją pewność.

wtorek, 23 grudnia 2014

Świąteczne życzenia

Ostatnie dni to dla mnie bardzo intensywny okres. Dający w kość na uczelni, a wyciszający w domu. Zyskałam dawno poszukiwany spokój ducha. I to jest dla mnie największa magia nadchodzących Świąt. Jeżeli nie tak wygląda, to już nie wiem jak inaczej. Więcej napiszę po Świętach aż kurz z wiru porządków spokojnie spadnie i z wolną głową usiądę do pisania. Będzie pozytywnie!

Tymczasem…
Chciałabym życzyć wszystkim Czytelnikom SZCZĘŚLIWYCH Świąt Bożego Narodzenia. Wypełnionych miłością rodziny oraz wewnętrznym ciepłem.
Odnajdźcie w sobie tą drobną iskierkę, która pomoże dostrzec, że najbliższe dni to nie tylko kartki w kalendarzu ale czas szczególny. Niech ta iskra rozpali ogień i pokaże, że to tak naprawdę: czas wyciszenia, czas spoglądania na dotychczasowe sprawy z dystansu, czas odczuwania wielkiej radości. A przede wszystkim czas, który spędza się z ludźmi bliskim sercu. Niech w Waszym życiu będzie takich ludzi jak najwięcej!

Życzy
Karolina G.


niedziela, 14 grudnia 2014

Świąteczna atmosfera - dlaczego jest lub jej nie ma

Dwa lata temu nie czułam atmosfery Świąt Bożego Narodzenia. Rok temu było podobnie. W tym roku na pytanie: czy cieszę się na Święta? Odpowiedziałam wymijająco, że moja radość byłaby znacznie większa gdybym poczuła, że nadchodzą Święta. Od tego czasu nieustannie pytam sama siebie co tak naprawdę rozumiem pod pojęciem: atmosfera Świąt?
 

Świąteczne utwory

Bez nich zdecydowanie nie byłoby Świąt! U mnie w domu jest to obowiązkowy element tła podczas strojenia choinki, pieczenie pierniczków oraz w samą Wigilię (chociaż przy ostatnim wydarzeniu królują głownie kolędy). Nie rozumiem dlaczego amerykańscy wykonawcy byli w stanie zaśpiewać tyle wspaniałych utworów o spokojnej nucie, w których tle słychać dzwoneczki - podczas gdy w polskim wykonaniu usłyszymy w przerażającej większości kolędy. To tak jakbyśmy nie mieli pomysłu… albo za mało się cieszymy na Święta. Wśród kolęd króluje w szczególności „Cicha noc”, która zaraz po „Lulajże Jezuniu” jest jedną ze znielubionych przeze mnie kolęd. Wiem, że zapewne narażę się co poniektórym z Was, ale nic na to nie poradzę. Są niesamowicie smutne, a nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że smętne. Taka już nasza religia, że nawet podczas szczęśliwych wydarzeń, nakazuje nam zachowanie zbliżone do zachowania jakby umarła nam najbliższa osoba… Dlatego przed Świętami skupiam się głównie na zagranicznych wykonawcach i ich radości. Kiepska ze mnie patriotka w tym względzie.

Zapachy Świąt

Zastanów się przez chwilę z jakim zapachem kojarzą Ci się Święta. Zapach igliwia z „żywej” choinki albo wieńca adwentowego? Cynamon? Piernik? Dla mnie zdecydowanie jest to piernik :-) Podczas pieczenie pierniczków oraz robienia moczki (teraz już wiadomo, że jestem ze Śląska). Uwielbiam ten moment, kiedy tata wraca do domu a ja piekę pierniki i już na wejściu słyszę okrzyk zachwytu „jak tu fajnie pachnie”. Moja magiczna chwila.


Choinka i wystrój domu

Kiedyś mama wprowadziła do domu dobrą zasadę, że stroimy dom z początkiem adwentu. Przed Świętami ozdoby cieszą i powoli pozwalają uwierzyć, że to już naprawdę „za chwilę” będą Święta. Natomiast po 26 grudnia wszystkie „drobiazgi” zaczynają drażnić. Co do choinki, stroimy ją na „chwilę” przed Wigilią, ale i tak jest cudnie. Choinka jest sztuczna, a więc to co, w niej kocham to dowolność przestawiania gałęzi i zawieszania bombek według własnego pomysłu, a nie pomysłu natury ;-)

Oświetlenie

Idąc po zmroku ulicami miasta czuję się bezpieczniej. Jest jaśniej, cieplej (złudne uczucie) i jakoś tak „świątecznie”. Małe światełka rozwieszone wzdłuż ulicy albo oświetlone domy, a jednak potrafią zmienić najbliższą okolicę nie do poznania. Największe odkrycie tego roku? Mój sąsiad oświetlił choinkę, która ma może 50 cm wysokości – prawdziwe cudo i żaden przymiotnik oprócz słowa „słodka” nie przychodzi mi do głowy. Reakcja na jej widok jest podobna jak na widok słodkiego szczeniaka ;-)

Jarmark Bożonarodzeniowy

Od kilku lat w moim mieście organizowany jest Jarmark Bożonarodzeniowy, który trwa pełne 3 tygodnie. Na ten czas, na rynku stawiają specjalne budy, w których można kupić przeróżne rzeczy od biżuterii przez słodkości po wędliny i góralskie sery. Właściwie taki miszmasz jak ja to nazywam. Przez 3 weekendy są organizowane jakieś występy, wspólne kolędowanie a w ostatni weekend występuje zespół lub indywidualny wykonawca. I teraz wyobraź sobie spacer w mroźny wieczór na taki rynek, na którym jest mnóstwo ludzi, którzy słuchają fajnych świątecznych utworów, popijając grzaniec i rozmawiając z przyjaciółmi/rodziną. Czy nie tak właśnie wyglądają „świąteczne chwile”?

Ludzie

Też masz takie wrażenie, że Pani w sklepie jakby bardziej się uśmiecha? A na zakończenie zakupów słyszysz „wesołych świąt” i chcesz czy nie chcesz, odwzajemniasz uśmiech. Mijasz więcej zadowolonych ludzi, a w centrum handlowym lecą świąteczne utwory, które dodatkowo wprawiają ludzi w dobry humor? Nie? Szkoda, bo ja tak właśnie to widzę. A w szczególności te rozmowy z osobami z grupy na studiach i ich opowieści (z rozmarzonym wzrokiem) o tym, jak będą przygotowywać się do Świąt i jakie są u nich zwyczaje w domu.
Święta to też ogólnie czas spotkań z ludźmi. Głównie z rodziną, ale również z przyjaciółmi przed lub po 24 grudnia. To również mój „jasny punkt” w grudniu, kiedy widzę się z dawno niewidzianymi znajomymi, studiującymi w innych krańcach Polski.

Biorąc pod uwagę te wszystkie punkty, nie sądzisz, że głupio o brak świątecznej atmosfery obwiniać śnieg, czyli nic więcej niż zamrożoną wodę? Do Świąt zostało jeszcze 1,5 tygodnia, więc przemyśl temat ;-)

niedziela, 7 grudnia 2014

Nawyk pierwszy: Bądź proaktywny


Poniżej dostarczam Wam opracowanie pierwszego nawyku z książki S.R.Covey’a pt. „7 nawyków skutecznego działania”. Zastrzegam, że jest to jedynie część z zawartych informacji, ponieważ książka jest bardzo bogata w mądre treści, a na potrzeby wpisu, postanowiłam skupić się na esencji.