Strony

piątek, 14 czerwca 2013

Czasem złe rzeczy spotykają dobrych ludzi

Dobre rzeczy spotykają dobrych ludzi. Logiczny wniosek: złe rzeczy spotykają złych ludzi. Proste i sprawiedliwe. Dostajesz w życiu to, na co sobie zasłużyłeś. W myśl zasady, że dobro raz ofiarowane do nas powraca. Oczywiście pod inną postacią, ale w momencie w którym najbardziej go potrzebujemy. Sama staram się wyznawać taką teorię, i kiedy mogę, to pomagam. Prozaiczny przykład: notatki z wykładów. Parę razy komuś pożyczyłam i na pytanie znajomego: po co to robisz? Odpowiedziałam: bo kiedyś ja mogę ich potrzebować. On: a zdarzyło się tak już kiedyś? Ja: jeszcze nie. Zakończyliśmy rozmowę z dwoma odmiennymi przekonaniami: on – uważał, że dowiódł swojej racji, że zachowuję się irracjonalnie. Ja – wykazałam, że niczego nie można być w życiu pewnym. Po miesiącu od tej rozmowy, nie byłam na wykładach, potrzebowałam notatek i nie miałam problemu z ich dostaniem. Jest to przykład banalny. Ale nieraz zdarza się tak, że pomagamy komuś np. pożyczając notatki, a kiedyś będziemy potrzebować pożyczki pieniędzy i je dostaniemy. To nie zawsze musi działać tak, że jak pomagam osobie A, to jak będę w potrzebie to ona właśnie mi pomoże. Możliwe, że nie będzie w stanie, albo będzie to taki typ osobowości, który nie docenia pomocy otrzymywanej od innych. Właśnie wtedy zrozumiesz, że pomoc możesz uzyskać od np. osoby B. To taki obrazek, na którym wszyscy ludzie są ze sobą połączeni i te dobre uczynki po prostu wędrują od jednej osoby do drugiej. Mamy miliony takich połączeń, więc naprawdę byłoby dziwne gdyby za każdym razem pomoc wędrowałaby między tą samą parą ludzi i nikim więcej.

Teraz przechodzimy do trudniejszych rzeczy: jak zrozumieć fakt, że złe rzeczy spotykają dobrych ludzi? Od razu nasuwają się myśli o niesprawiedliwości, które poddają w wątpliwość wcześniejsze ustalenia. Po co komuś pomagać, skoro sami w życiu nie dostrzegamy ani cienia szczęścia? Po co być dobrym, skoro przy każdej możliwej okazji dostajemy od życia po tyłku? Co z tego, że jesteśmy dobrzy, kiedy musimy dwa razy ciężej pracować od innych, by mieć porównywalne osiągnięcia?

Wiadomo, że ze szczęściem to nie jest tak, że ono sobie do nas po prostu przychodzi, a my jesteśmy wtedy zadowoleni. Szczęścia trzeba nauczyć się wypatrywać, trzeba wiedzieć które okazje w życiu należy wykorzystywać. Trzeba przede wszystkim odpowiednio patrzeć. Bo mogą nas ominąć niesamowite szanse na osiągniecie sukcesu i ani się o tym nie dowiemy. Zwyczajnie je przegapimy.

Po każdym przykrym doświadczeniu w naszym życiu potrzebujemy paru dni, aby wrócić na właściwe tory, aby znowu móc zacząć myśleć pozytywnie i na nowo uwierzyć, że to wszystko, co miało miejsce, jeszcze wyjdzie nam na dobre. Kiedy ma miejsce tragedia jak np. śmierć kogoś bliskiego, każdy potrzebuje znacznie więcej czasu niż tylko parę dni. Dla niektórych to jest miesiąc, dwa, pół roku lub całe życie. Każdy przeżywa takie wydarzenia indywidualnie i potrzebuje inną ilość czasu, by znowu zacząć się uśmiechać. Takie wielkie nieszczęścia powodują, że spadamy z naszej góry, po której się wspinamy (bo osiągnięcie szczytu = osiągnięcie szczęścia). Spadamy na poziom zero i powoli na nowo sobie przypominamy jak to było podnieść jedną nogę i zrobić krok do przodu, a potem powtórzyć tą samą czynność z drugą nogą. I tak powoli rozpoczynamy naszą wędrówkę na nowo. Niestety w moim przypadku miało miejsce kolejne tragiczne wydarzenie (zanim zdążyłam dojść wystarczająco daleko) i spadłam na poziom poniżej zera. Potem parę drobnych potyczek i trzecie uderzenie. Aktualnie jestem w potężnym, błotnistym dołku i szczytem moich możliwości wydaje się być osiągnięcie poziomu zero. Natomiast sam szczyt jest tak daleko, że ani go nie dostrzegam.

Mimo wszystko nie chcę się poddawać. Nie mogę, bo inaczej stracę wiarę w to, że sami wypracowujemy sobie własne szczęście. Nieszczęścia są ode mnie niezależne. Przydarzają się każdemu. Ale szczęście? O nie mogę wciąż walczyć. Dlatego przez ostatni tydzień zastanawiałam się, co należy zrobić kiedy właśnie spadniemy z takiej góry i zaczynamy naszą wędrówkę od zera. Moje wnioski zebrałam poniżej:

1. Najważniejsze to nie poddawać się. Trzeba usilnie wierzyć, że nasza obecna sytuacja jest przejściowa. I zza chmur znowu wyjrzy słońce.
 
2. Być cierpliwym. Skoro złe wydarzenia powodują chaos w naszym życiu, bo to co mieliśmy zaplanowane nie może zostać zrealizowane, spędźmy ten czas inaczej. Życie mamy tylko jedno i szkoda byłoby stracić z niego choćby dzień na bezczynności. Ten czas, kiedy nic nam się nie chcę, możemy spędzić na aktywności (pomaga rozładować napięcie i wyrzucić z siebie złe emocje) albo skupić się na sobie samym. Przemyśleć pewne sprawy we własnym życiu. Tragedie uczą nas, bo zmieniają nasz dotychczasowy punkt widzenia.

3. Uparcie patrzeć w przyszłość. Przeszłości zmienić nie możemy. Nie zrozumcie mnie źle – każdą stratę należy opłakać. Przez jakiś czas jest się smutnym, ale ważne by wyczuć balans pomiędzy smutkiem a radością, bo linia jest naprawdę cienka i łatwo o depresję. Dlatego dobrze jest się na czymś skupić, czyli…

4. Wyznaczyć nowy cel. Coś, co pochłonie naszą dotychczasową uwagę tak bardzo, że nawet nie zauważymy jak powoli zaczniemy wracać do naszego zwyczajowego trybu życia.

5. Cel nie musi być ambitny. Nawet lepiej, żeby był jakiś prosty – możliwy do osiągnięcia w krótkim czasie. Chodzi o to, że kiedy coś się w naszym życiu wali, jak najszybciej potrzebujemy jakiegoś dowodu, że jest jeszcze coś, nad czym mamy kontrolę. Wtedy możemy pomyśleć w następujący sposób: „trudno, że sprawa A się nie udała, ale przynajmniej w sprawie B osiągnąłem sukces”. W ten prosty i błyskawiczny sposób możemy podbudować swoje ego. A uwierzcie mi, że ona bardzo tego potrzebuje ;-)

6. Warto rozmawiać o tym, co nas trapi. Czasem rozmowa z przyjacielem potrafi ukazać inny punkt widzenia, albo wskaże na jakieś pozytywne aspekty danej sytuacji.

Powyższe sześć punktów to nie żadna wiedza książkowa, potwierdzona badaniami i opinią ekspertów. To rzeczy, które sama stosowałam w poprzednim tygodniu i dzisiaj mogę powiedzieć, że światełko w tunelu znowu zaświeciło. Teraz musi już być tylko lepiej!

Cały wpis podsumowałabym stwierdzeniem, że naprawdę dużo zależy od nas samych. Możemy zdecydować, że dobrze nam z tym całym nieszczęściem w naszym życiu, bo zawsze mamy na co ponarzekać. Ale możemy równie dobrze wybrać szczęście i te złe rzeczy, które nas spotykają, przekuć w coś dobrego. Wybór należy do Ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz