Strony

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Tajemnica kubka

Czasem zwykła rozmowa potrafi mnie zainspirować do zmiany własnego zachowania. Niektóre dyskusje wywierają na mnie tak duży wpływ, że pamiętam je nawet po kilku latach od ich odbycia. Zazwyczaj takie rozmowy nie są o niczym wielkim; nie zmieniamy nimi świata, nie wynajdujemy lekarstw na śmiertelne choroby. Takie rozmowy odmieniają tylko mnie samą i uczą mnie słuchać innych. Warto to robić, bo nigdy nie wiadomo co można usłyszeć, czego się nauczyć, co zrozumieć.

Całkiem dobrze pamiętam rozmowę, która miała miejsce 5-6 lat temu, kiedy byłam jeszcze w liceum. Rozmawiałam z koleżanką M. o filmach. O tym, co ciekawego ostatnio widziałyśmy oraz o tym, że podczas nieobecności rodziców najczęściej zabijamy czas, wypożyczając filmy na DVD. Na koniec rozmowy M. powiedziała: „Nie rozumiem ludzi. Dlaczego zawsze po zakończeniu filmu wyłączają telewizor? Tak samo jest w kinie. Ledwo pojawią się napisy końcowe, a każdy już wstaje z miejsca i się zbiera do wyjścia. A ja lubię sobie posiedzieć dłużej i posłuchać muzyki, którą puszczają na koniec. Posłuchaj sobie kiedyś. Nie uwierzysz jakie ładne piosenki wtedy lecą. Ja to nawet wieczorem przepuszczam rodzinę w kolejce do łazienki, żeby móc sobie w spokoju posiedzieć i posłuchać. Spróbuj.”

Długo nie trwało - może jakiś miesiąc lub dwa i zostałam sama w domu z wypożyczonym filmem DVD. Po zakończonym seansie zostawiłam płytkę w spokoju i słuchałam utworu na zakończenie. Nie powalił mnie na kolana, ale był całkiem niezły. Od tego czasu z kina wychodzę z ociąganiem, a filmy wyłączam chwilę później niż 95% społeczeństwa.

Nie zawsze ma to sens, bo TV często chcąc nadrobić „stracony” czas, dzieli ekran na pół, dzięki czemu jednocześnie widzę napisy końcowe oraz słyszę zapowiedź serialu, który poleci za 5 minut...

Przez ostatni weekend miałam okazję zobaczyć parę filmów, stosując radę mojej koleżanki. Nie zawsze o tym pamiętam, ale od czasu do czasu posłucham końcowych dźwięków. Chyba tylko raz się zawiodłam na takiej strategii. Zazwyczaj mam okazję po raz pierwszy posłuchać jakiegoś utworu, który jest całkiem przyjemny. W taki sposób zyskuję chwilę na przeanalizowanie ostatniej nakręconej sceny oraz wyrabiam sobie zdanie co w tym filmie było dobre, a co mi się nie podobało. Kiedy indziej leci niesamowicie energiczny utwór, który niesie ze sobą taką dawkę optymizmu, że nie potrafię odżałować momentu, kiedy się kończy.

Nie wiem ile trwają takie napisy z wymienieniem wszystkich członków obsady, zaczynając od reżysera i głównych aktorów a na dublerze dublera kończąc – 2 może 3 minuty. A jednak znacznie łatwiej jest nam przełączyć kanał, wyłączyć telewizor lub wyjść z pomieszczenia. Takie zachowanie przypuszczalnie nie dotyczy jedynie pasjonatów, którzy znają reżyserów i potrafią wymienić ich kilka innych filmów oraz wiedzą do jakiego innego filmu dany muzyk komponował ścieżkę dźwiękową. Ja jednak nie mam takiego zainteresowania i dla mnie czytanie tych napisów było równoznaczne z bezsensem. Nie dostrzegałam tego, co było tłem (muzyka), które po pewnym czasie stało się głównym bohaterem ostatnich minut.

Czego to wszystko dowodzi?
  • Warto słuchać innych, bo mogą mieć niecodzienne spojrzenie na banalne sprawy.
  • Na każdą sytuację można spojrzeć w dwojaki sposób i albo ujrzeć napisy, albo muzykę. Co wiąże się z tym, że ile ludzi tyle opinii.
To również nawiązanie do tajemnicy kubka, z którą spotkałam się niedawno po raz pierwszy.

Ktoś powiedział mi całkiem mądrą rzecz, która sprawiła, że zaczęłam rozumieć skąd biorą się różnice zdań pomiędzy ludźmi. Zrozumiałam dlaczego, chociaż rozmawiam z kimś na jeden temat, to posiadamy względem niego dwa odmienne stanowiska. Ba! Czasem oboje jesteśmy świadkiem pewnej sytuacji, a jednak z późniejszej rozmowy wynika, że odbieramy ją znacznie inaczej. Tajemnica tkwi w kubku.

Jak wygląda kubek, każdy wie. Wysoki, z grubym brzegiem, kolorowy i z uchem. W tym nieszczęsnym uchu tkwi cały problem. Wyobraźcie sobie dwoje ludzi, którzy siedzą naprzeciwko siebie przy stole i jeden z nich ma kubek z herbatą. Kubek stoi trochę nietypowo, bo ucho z kubka nie znajduje się po prawej stronie jego właściciela, ale jest skierowane prostopadle do niego. Takim oto sposobem, kiedy dwie osoby, siedzące przy stoliku mają opisać kubek, będą to dwa różne opisy. Bowiem właściciel będzie widział ucho, a jego znajomy będzie się upierał, że tego ucha nie ma. W ten sposób otrzymujemy: jeden kubek, dwie osoby, dwie opinie (każda z nich prawdziwa).

Mnie ta opowieść bardzo przemówiła do wyobraźni i niesamowicie się spodobała. Mam nadzieję, że podzielacie moje zdanie ;-)
Pytanie na koniec: jaki jest Wasz nawyk? Oglądacie napisy, słuchacie muzyki czy też wyłączacie film wraz z końcem ostatniej sceny?

filiżanka też ma ucho ;-)

19 komentarzy:

  1. ja się zgadzam z koleżanką, po dobrym filmie coś trzyma człowieka, że nie od razu wraca do rzeczywistości :)
    no tak, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, wszystko się zgadza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie spostrzegłam, że to powiedzonko i tutaj się sprawdza! ;-)

      Usuń
  2. Ja to lubię bardzo sluchac muzyki, która jest na końcu filmu, w szczegolności jak oglądam dramat i potem nie mogę opanować łez, melodia pomaga doprowadzić mi się do porządku. A na tych zabawniejszych filmach to zauważylam, że czasami jak napisy lecą to wyświetlają się scenki, które mialy jakąs pomylkę i śmieszne są.

    Zgadzam się, ile jest osób tyle opinii. Bo każdy z nas widzi co innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tych zabawnych filmów to masz rację - pełno tam "wypadków przy pracy", które dodatkowo bawią ;-) To chyba taki sposób na to, żeby "upchnąć" gdzieś te napisy...

      Usuń
  3. W domu wyłączam, ale w kinie lubię posiedzieć dłużej :)
    W kwestii podsumowania...słusznie napisałaś, że warto słuchać innych i ile ludzi tyle opinii.A ciekawostką jest to, że z danego zdarzenia jedna osoba może zapamiętać coś innego niż druga, coś co jej się najbardziej rzuciło w oczy lub uszy, a czego tamta nawet nie zauważyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W domu masz większą władzę nad pilotem niż w kinie? ;-)
      Masz rację, że na co innego zwracamy uwagę będąc świadkiem tego samego wydarzenia, co z kolei kojarzy mi się z przesłuchiwaniem policyjnym i jakąś sprawą o morderstwo...Trochę za daleko już zabrnęłam ;-)

      Usuń
  4. Ja nie wyłączam od razu, ale nie czytam napisów, ani nie słucham muzyki, tylko raczej przez moment trawię to, co przed chwilą obejrzałam. Nie lubię tego zrywania się w kinie od razu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że trudniej znieść błyskawiczne wstawanie z foteli w kinie niż nerwowe przełączanie kanałów przez domowników ;-)

      Usuń
  5. dzisiaj przeczytałam pasujący do Twojej notki cytat, uderza w istotę :D
    „Istnieje standardowy albo konwencjonalny punkt widzenia. Istnieje osobisty punkt widzenia. Istnieje ogólny punkt widzenia, podzielany przez większość. Istnieje skrajny punkt widzenia, który podzielają nieliczni. Ale właściwy punkt widzenia nie istnieje. Zawsze masz rację. Zawsze się mylisz. Wszystko zależy od przyjętej perspektywy. W każdej dziedzinie postęp zawdzięczamy ludziom ze skrajnym lub osobistym punktem widzenia."

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię sobie przedłużyć ucztę emocjonalną na zakończenie dobrego filmu. Szkoda tylko, że tych naprawdę wartościowych z dobrą muzyką jest niewiele. Tak przy okazji tematu, może przychodzi wam do głowy tytuł mądrego, ciepłego filmu, takiego bez przemocy i wulgaryzmów. Chętnie bym coś obejrzała;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film, który byłby ciepły, bez przemocy i wulgaryzmów, to nawet bym znalazła, ale jak do tego ma by mądry... to już zadanie trochę trudniejsze ;-)
      Z mojego skromnego doświadczenia, mogę polecić film pt. "Siedem dusz". Jest mądry, ale to film z gatunku tych trochę cięższych. Niemniej warto zobaczyć!
      Poza tym bardzo lubię "Siłę spokoju" lub "Nietykalni". Dosyć znane, więc zapewne już widziałaś.
      Na koniec, żeby nie było, że nie ma rzeczy niemożliwych, to polecam "Szczęściarza", który uważam spełnia wszystkie Twoje kryteria ;-)

      Usuń
  7. Heh, temat niefortunny, bo filmów raczej nie oglądam, a jeśli już mi się zdarzy - napisów końcowych nie lubię, ale między nimi bywają nieraz sceny wycięte, na które warto poczekać. Za muzyką nie przepadam, bo po prostu nie lubię muzyki, której nie znam.

    Przejrzałam część innych twoich wpisów i bardzo mi się podobają - może dlatego, że też szukam złotego środka, i nie mogę się nadziwić, jak bardzo mój światopogląd zmieniał się przez ostatnie lata. Z pewnością wpadnę tu od czasu do czasu, bo strona bardzo spokojna i dająca do myślenia. Miły odpoczynek.

    Dziękuję za wór przemyśleń. Szczególnie przemówił do mnie system zero-jedynkowy. Faktycznie, coś w tym jest. Mówić bym mogła bez końca, ale klawiatura już krzyczy, więc się wstrzymam.

    Jeśli lubisz poczytać, zapraszam do siebie, ale oczywiście do niczego nie zmuszam. Tak tylko... a nuż będziesz miała wolną chwilę :).

    Wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystkie miłe słowa! Cieszę się, że w taki a nie inny sposób postrzegasz tą stronę :-) I oczywiście zapraszam jak najczęściej!
      Sama również postaram się w najbliższym czasie o wolną chwilę i na pewno wpadnę, bo czytać uwielbiam ;-)

      Usuń
  8. Ja raczej nie oglądam napisów końcowych.
    Rzeczywiście, od każdego możemy nauczyć się z pozoru błahych czynności, które później mogą się w życiu przydać.
    Nawet od ludzi, których nie lubimy, możemy sporo dobrego się nauczyć.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy punkt widzenia z tym, że możemy nauczyć się czegoś od ludzi, których nie lubimy... Sugerujesz, ze możemy się nauczyć tego, jacy nie chcemy być?
      Pozdrawiam ;-)

      Usuń
    2. Bardziej chodziło mi o pozytywne zachowania.
      Na przykład nie lubimy kogoś, bo jest burakiem i cwaniakiem, ale możemy nauczyć się od niego ciężkiej pracy i konsekwencji w działaniu.
      Sporo jest takich przykładów.

      Usuń
  9. Strasznie ciekawy ten post, nigdy w sumie nie myślałam o tym w ten sposób. A przykład z kubkiem bezbłędny. Chociaż w sumie czasem zastanawiam się, jak jakaś sytuacja, wydarzenie, sprawa wygląda z punktu widzenia kogoś innego. Ja zwykle w kinie zostaję chwilę na napisach, ale głównie po to, aby nie pchać się w tłum opuszczający salę. Natomiast kiedy oglądam dobrze znane mi filmy, których jestem posiadaczką, lubię pooglądać napisy, żeby poczytać dobrze mi znane nazwiska. To swego rodzaju nawyk, prawda? :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do tamtej rozmowy tez o tym nie myślałam ;-)
      Sama nie posiadam zbyt wielu filmów na własność, a jeszcze do mniejszej ilości powracam. Napisy końcowe same w sobie nigdy mnie nie fascynowały. W Twoim przypadku, masz rację - to chyba nawyk. W takim razie moim nawykiem jest ich pomijanie ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń