Tytuł równie dobrze mógłby brzmieć: co daje mi wolontariat? Bo to, co czerpię z tych kilku godzin tygodniowo, to właśnie nauka płynąca z obserwacji dzieci. Każdy wolontariat uczy czego innego. Nie, żebym miała w tym duże doświadczenie – zaledwie skromne, w postaci dwóch jednodniowych akcji, z których wyniosłam mieszane uczucia. Kiedyś napisałam, że podjęcie decyzji o chęci udzielania się w życie społecznie bezpłatnie to jedno. A znalezienie miejsca, które by to umożliwiało, to drugie. W dalszym ciągu podtrzymuję tą opinię. Chciałabym tylko dodać, że… warto. Warto trochę się pomęczyć i poszukać takiej formy wolontariatu, która by nam odpowiadała. Warto tak długo marudzić aż znajdzie się miejsce, w którym chce się spędzać swój wolny czas. Dla tego wszystkiego, co dostajesz w zamian – warto.
Działalność w świetlicy rozpoczęłam od typowej organizacji zajęć i wymyślania matematycznych zadań. Potem była pomoc w nauce, czasem zwykłe pilnowanie dzieci, a kiedy indziej wspólna zabawa. Taka „praca” z dziećmi wymaga ode mnie nieustannej elastyczności i spontaniczności. Kiedy jadę na zajęcia, nigdy nie wiem na co trafię, dzięki czemu otwieram się na wszystkie propozycje.
Przez to, że czas w świetlicy spędzam w różnoraki sposób – w zależności od potrzeby – przyjmuję różne role. Czasem jestem opiekunką, czasem nauczycielką, a czasem towarzyszką zabaw (w szczególności kiedy jest potrzebny ktoś wysoki do rzucania piłki ;-) ). Sprawdzam, w których rolach dobrze się czuję i nabieram coraz większej swobody w zachowaniu.
Kreatywność jest cechą obowiązkową, przy tłumaczeniu zawiłości czasów Present Simple i Present Continuous. Dużo myślę nad takim wyjaśnieniem mnożenia ułamków, żeby były bardziej przyswajalne dla dzieci niż teoria wykonywania działań. Bo jestem idealistką i wolę, gdy ktoś coś zrozumie niż zapamięta. W myśl zasady, że rzecz raz zrozumianą zawsze można sobie przypomnieć. Ale już rzadko kiedy udaje się przypomnienie rzeczy niezrozumianej ;-)
Działalność w świetlicy rozpoczęłam od typowej organizacji zajęć i wymyślania matematycznych zadań. Potem była pomoc w nauce, czasem zwykłe pilnowanie dzieci, a kiedy indziej wspólna zabawa. Taka „praca” z dziećmi wymaga ode mnie nieustannej elastyczności i spontaniczności. Kiedy jadę na zajęcia, nigdy nie wiem na co trafię, dzięki czemu otwieram się na wszystkie propozycje.
Przez to, że czas w świetlicy spędzam w różnoraki sposób – w zależności od potrzeby – przyjmuję różne role. Czasem jestem opiekunką, czasem nauczycielką, a czasem towarzyszką zabaw (w szczególności kiedy jest potrzebny ktoś wysoki do rzucania piłki ;-) ). Sprawdzam, w których rolach dobrze się czuję i nabieram coraz większej swobody w zachowaniu.
Kreatywność jest cechą obowiązkową, przy tłumaczeniu zawiłości czasów Present Simple i Present Continuous. Dużo myślę nad takim wyjaśnieniem mnożenia ułamków, żeby były bardziej przyswajalne dla dzieci niż teoria wykonywania działań. Bo jestem idealistką i wolę, gdy ktoś coś zrozumie niż zapamięta. W myśl zasady, że rzecz raz zrozumianą zawsze można sobie przypomnieć. Ale już rzadko kiedy udaje się przypomnienie rzeczy niezrozumianej ;-)
Tego wszystkiego uczę się dzięki dzieciakom. A czego uczą mnie one same?
- otwartości na innych – każda nowa osoba jest nowa… przez pierwsze 10 minut. Potem różnice się zacierają i nagle wszyscy wspólnie coś tam wyklejają.
- szczerości – na proste pytania nigdy nie ma prostych odpowiedzi. „Był obiad?” – „Tak. Były ziemniaki, kotlet i surówka”; „Mama w pracy?” – „Nie. Wzięła wolne i cały dzień spędziła w domu. Byliśmy też na zakupach, ale ja nie lubię robić zakupów.” Możesz zadać dzieciom proste pytanie i nie dość, że usłyszysz szczerą to i rozbudowaną odpowiedź.
- braku obłudy – nie podoba Ci się, że koleżanka jest w innej drużynie niż Ty? – rozpłacz się. Nie lubisz nauczycielki – powiedz o tym koleżankom. Masz fajne kolczyki – zwróć innym na to uwagę. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale rozbraja mnie takie zachowanie ;-)
- prostych gestów i potrzeby kontaktu – wyjście na podwórko to pretekst, by wsunąć swoją dłoń w Twoją. A zwycięstwo drużyny w grze to dobry powód, by Cię uściskać.
- niespodzianek – po raz pierwszy w Dniu Edukacji Narodowej, to nie ja rozdawałam kwiaty innym, a sama dostałam różę. Nie tłumaczyłam, że z nauczycielstwem nie mam za wiele wspólnego, bo po co? Róża mnie niesamowicie wzruszyła. Stoi na moim biurku i pięknie się rozbija.
To wszystko sprawia, że przez całą drogę powrotną z zajęć, sama się do siebie uśmiecham i myślę, że to był dobry dzień. I wiem, że za tydzień czeka mnie podobny – równie udany.
Bardzo dobrze pamiętam jak podczas rozmowy, kiedy starałam się o możliwość wolontariatu, usłyszałam najpierw pytanie: „co może Pani zaoferować”, a później „czego Pani oczekuje od wolontariatu?” Wtedy byłam zaskoczona tym pytaniem i powiedziałam pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy: satysfakcji, że komuś pomogę. Nigdy nie przypuszczałabym, że tych rzeczy może być znacznie, znacznie więcej. Dlatego właśnie warto!
- otwartości na innych – każda nowa osoba jest nowa… przez pierwsze 10 minut. Potem różnice się zacierają i nagle wszyscy wspólnie coś tam wyklejają.
- szczerości – na proste pytania nigdy nie ma prostych odpowiedzi. „Był obiad?” – „Tak. Były ziemniaki, kotlet i surówka”; „Mama w pracy?” – „Nie. Wzięła wolne i cały dzień spędziła w domu. Byliśmy też na zakupach, ale ja nie lubię robić zakupów.” Możesz zadać dzieciom proste pytanie i nie dość, że usłyszysz szczerą to i rozbudowaną odpowiedź.
- braku obłudy – nie podoba Ci się, że koleżanka jest w innej drużynie niż Ty? – rozpłacz się. Nie lubisz nauczycielki – powiedz o tym koleżankom. Masz fajne kolczyki – zwróć innym na to uwagę. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale rozbraja mnie takie zachowanie ;-)
- prostych gestów i potrzeby kontaktu – wyjście na podwórko to pretekst, by wsunąć swoją dłoń w Twoją. A zwycięstwo drużyny w grze to dobry powód, by Cię uściskać.
- niespodzianek – po raz pierwszy w Dniu Edukacji Narodowej, to nie ja rozdawałam kwiaty innym, a sama dostałam różę. Nie tłumaczyłam, że z nauczycielstwem nie mam za wiele wspólnego, bo po co? Róża mnie niesamowicie wzruszyła. Stoi na moim biurku i pięknie się rozbija.
To wszystko sprawia, że przez całą drogę powrotną z zajęć, sama się do siebie uśmiecham i myślę, że to był dobry dzień. I wiem, że za tydzień czeka mnie podobny – równie udany.
Bardzo dobrze pamiętam jak podczas rozmowy, kiedy starałam się o możliwość wolontariatu, usłyszałam najpierw pytanie: „co może Pani zaoferować”, a później „czego Pani oczekuje od wolontariatu?” Wtedy byłam zaskoczona tym pytaniem i powiedziałam pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy: satysfakcji, że komuś pomogę. Nigdy nie przypuszczałabym, że tych rzeczy może być znacznie, znacznie więcej. Dlatego właśnie warto!
Hej, też właśnie będę teraz zaczynać wolontariat. Zapisałam się do Akademii Przyszłości. Mam sporą obawę, bo jednak to bardzo duża odpowiedzialność. Ale zrobię wszystko co w mojej mocy, by wnieść coś pozytywnego do życia dziecka, którym będę się zajmować :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
To teraz Ci zazdroszczę! Bardzo chciałam zapisać się do Akademii Przyszłości i przymierzałam się do tego w zeszłym roku. Stąd też wziął się cały mój zapał dotyczący wolontariatu. Słyszałam o tym programie wiele dobrego i zainspirował mnie do tego inny Bloger. Niestety mieszkam tam, gdzie mieszkam i musiałabym co najmniej godzinę dojeżdżać na takie zajęcia z podopiecznym (a potem jeszcze godzina na powrót plus koszty), co niestety przez studia jest wykluczone. Ale ciągle to mam gdzieś w pamięci i może kiedy zmienię miejsce robienia studiów (podczas magisterki), to wtedy uda mi się ten pomysł zrealizować. Jestem bardzo ciekawa jakie będą Twoje odczucia ;-)
UsuńJa akurat dojeżdżam na studia do miasta, w którym będą się te spotkania odbywać, więc jakoś to będę umiała pogodzić :) Ogólnie to bardzo fajną mają organizację, jestem aż pod wrażeniem tym :) A z dzieckiem zacznę pracę lada moment :) Odczucia pewnie będą wyjątkowe, oczywiście trochę strachu na początek pewnie będzie, ale myślę, że satysfakcja będzie o wiele większa :)
UsuńStrach to normalna sprawa. Będziesz coś pisała o tym na blogu? Bo jak nie, to daj mi za jakiś czas znać - jak oswoisz się z tematem - co i jak, i czy rzeczywiście jest tak ciekawie jak mówią. Naprawdę bardzo mnie to interesuje ;-)
UsuńOd dzieciaków można się bardzo dużo nauczyć. Z pasją obserwuję własne a w pracy również cudze. Uwielbiam niemowlaki, bo jak zawsze wspominam, w oczach takiego bąbla widać cały Wszechświat. Atuty przedszkolaków to szczerość i spontaniczność. U starszych dzieci już coraz bardziej widać wpływ dorosłych, zaczyna się wyrachowanie... No a potem wiadomo... zapominamy jak to fajnie być dzieckiem i widzieć prawdziwy świat zamiast matrixu:)
OdpowiedzUsuńDobra puenta z tym matrixem ;-)
UsuńMasz absolutną rację, że zapominamy jak to dobrze jest być dzieckiem. Z wiekiem coraz bardziej porzucamy spontaniczne zachowania na rzecz tych społecznie akceptowalnych przez co umyka nam wiele niesamowitych chwil...Szkoda.
Od dzieci w szkole mógłbym się uczyć pyskowania. Są w tym naprawdę dobre :P
OdpowiedzUsuńW sumie to aż dziwne, że w Twoim wieku jeszcze nie masz w tym doświadczenia. Tyle lat zmarnowanych okazji do rozwoju... ;-)
UsuńMnie się wydaje, że za to szkoła ogranicza zdolność samodzielnego myślenia, wbijając dziecko w schemat, którym powinno myśleć.. No ale.. póki są małe trzeba isę od nich uczyć radosci życia:)
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam właśnie o tym, jak to Polska pięknie piszę te wszystkie testy "pod klucz". Niby to powód do dumy ( bo wreszcie nasz kraj nie jest na końcu jakiegoś rankingu), ale z drugiej strony... sama rozumiesz.
UsuńFajnie, że działasz w wolontariacie:)
OdpowiedzUsuńOd dzieci można się sporo nauczyć. Szkoda, że później w dorosłym życiu tracimy dziecięcą energię, zapał, niewinność, bezpośredniość itd..
Pozdrawiam:)
Szkoda. Dlatego dobrze jest przebywać w towarzystwie dzieci tak często jak się da. I przede wszystkim nie bać się ich ;-)
UsuńPozdrawiam!
Podoba mi się w dzieciach ich spontanicznosć... mówią co myślą, pytaja o wszystko co je zaciekawi, nie przejmują się, że cos nie wypada. Niestety jako dorośli częsta już tak nie potrafimy. Szkoda... dlatego czasami z córka robimy w domu tak, jak nie wypada w miejscu publicznym... np.jemy palcami,bo nasz dom, to nasza oaza i che sie tu czuc swobodnie, bez zbednych ograniczen, narzuconych przez sawuwawiwr
OdpowiedzUsuńPomysł z odmiennym zachowaniem w domu bardzo mi się podoba :-) Ja w domu też wrzucam na luz. Może niekoniecznie, że jem palcami, ale ubieram się w dres, wiążę byle jak włosy i jestem szczęśliwa, ze mogę być sobą "na luzie". Też postrzegam własny dom jako oazę ;-)
UsuńA! A przy stole mama ciągle zwraca mi uwagę, żebym "usiadła jak człowiek" :-) To chyba też przejaw "nieodpowiedniego" zachowania według sawuwawiwru.
Usuń