Zdjęcie, chociaż zostało zrobione przeze mnie, to przedstawia strony z czasopisma Twój Styl (nr 10/2014). Jest to zrozumiałe, że nie mogłam przekartkować artykułu obojętnie. Nie wiem, ilu z Was wierzy w „znaki”. Ja wierzę. Oczywiście nie chodzi mi tu o przesądy, bo kiedyś usłyszałam mądre spostrzeżenie: „mam tyle własnych problemów, że szkoda mi czasu na przesądy”. Nie mam na myśli również tego, że dopatruję się we wszystkim znaków – patrzę na kształty chmur albo wróżę sobie, że deszcz za oknem nie zapowiada dobrego spotkania. Nie, zdecydowanie nie o takie „znaki” mi chodzi. Prędzej myślę już o tym w kategoriach „wskazówek”. Nieraz męczę się z jakimś problemem, a potem jego rozwiązanie pojawia się nagle. Myślę o czymś intensywnie, a wspaniały pomysł przychodzi mi na myśl, kiedy widzę jakąś osobę. Nie wiem, którą drogę wybrać i pojawia się kot, a ja sobie ubzduram, że jadę właśnie tam, gdzie kot. Chodzi o drobne szczegóły, które naprowadzają mnie na dobre tory i wierzę, że nie dzieją się przypadkowo.
Podobnie było z tym artykułem. W listopadzie robię porządki i podejmuje decyzje. Nie jest łatwo znaleźć odpowiedź na podstawowe pytanie: o co walczę? Z czego nie zrezygnuję, a co odpuszczam? Przez jedną szaloną chwilę myślałam, że może również blog powinnam odpuścić, bo… nie mam czasu. Tylko od razu nakrzyczałam na siebie. Bo za chwilę wyjdzie na to, że nie mam czasu na życie! A to byłby już absurd. Niemniej, szukałam czegoś, co by mną pokierowało. Jedni nazywają to natchnieniem, weną, koncepcją. Ja chyba preferuje zwrot: styl. Zabrakło mi stylu oraz samego pomysłu na styl.
Ostatnio jadąc na szkolenia, trafiłam właśnie na artykuł pt. „Wybieram szczęście”. Lead artykułu brzmi: „>Życie mi się nie udało!<, czasem dopada nas taka myśl. Zwłaszcza, że fakty zdają się to potwierdzać. Śmierć kogoś bliskiego, zdrada, zawiedzione nadzieje… I co teraz? Można siąść i płakać. Albo można wybrać szczęście. Pogodzić się z tym, co nas spotykam zaakceptować siebie i codziennie wstawać z łóżka z przekonaniem, że… będzie dobrze.”
Na początku artykułu trafiłam na mądre spostrzeżenie, że kilkadziesiąt lat temu ludzie znacznie lepiej radzili sobie z trudnościami w życiu albo z jakimś niepowodzeniem. Obecnie pełno jest skarg, narzekań, biadolenia i można spokojnie powiedzieć, że zewsząd otacza nas moda na marudzenie. Dlatego naturalne wydaje się pytanie: jak to było kiedyś? Nieszczęścia nie spotykały ludzi? A może potrafili sobie z nimi radzić? Czy istnieje jakaś złota rada?
Nie było złotej rady. Była inna mentalność pt. „To mój krzyż, wybrany dla mnie przez Boga.” O ile się nie mylę, wchodzimy tutaj w wątek pokory i pewnego rodzaju pogodzenia się z rzeczywistością. Dopiero obecnie wchodzi moda na walkę o wszystko, moda na podejmowanie decyzji i robienia tego, co jest wygodne i daje natychmiastowe korzyści. Cierpienie jest już passe. Ono nie uszlachetnia jak kiedyś. Teraz cierpienie jest dla frajerów, bo ludzie XXI wieku to ludzie ze stali. To już takie trochę moje przemyślenia.
W artykule padają też zdania: „Każde zdarzenie, dobre i niedobre, sprawia że codziennie staję się kimś innym. Właśnie dzięki temu, że się przystosowuję.” Myślę, że człowiek to taki trochę kameleon. A przynajmniej taki musi być – elastyczny na zmiany – jeżeli chce przeżyć. „Te przykrości, małe katastrofy mogą mnie doprowadzić do wniosku: >Jestem silna!<. Owszem, bardzo boli, ale przecież żyję!”. Nieraz słyszymy, że nieszczęścia spotykają każdego – w życiu chodzi o to, jak sobie z nimi radzimy – jak szybko się z nich podnosimy.
Najważniejsza rada w tym artykule, to „trzeba żyć w zgodzie ze sobą”. I chyba nic więcej bym tutaj nie dodała, bo to jest puenta tego, do czego ostatnio zmierzam. Szukam siebie i staram się to swoje życie zmieniać. Pierwsze zmiany zostały poczynione. O paru jeszcze nie zadecydowałam. Ale może znowu trafię na jakiś artykuł, który szepnie mi w którą stronę iść…
Jeszcze jedną rzecz muszę napisać. Te wszystkie „wskazówki” w naszym życiu, to rzeczy które obiektywnie mają miejsce. Z kolei ich interpretacja to nasza subiektywna opinia. Przez to jak postrzegamy dane wydarzenie, dajemy dojść do głosu naszej podświadomości. Zapewne gdyby taki artykuł trafił do Ciebie, przeczytałbyś go i następnego dnia o nim zapomniał. Ja tak nie potrafiłam przez mój emocjonalny stosunek do tego bloga. No i jeszcze nałożyły się na to moje ostatnie dylematy i nagle ten artykuł stał się moim drogowskazem, który świeci we wszystkich kolorach tęczy. I już wiem, jakie zdanie ma moja podświadomość. Bo podobno wszystko jest ukryte w nas – łącznie z dobrymi pomysłami, które jeszcze nie miały okazji ujrzeć światła dziennego. Ten artykuł otworzył pewne bardzo ciekawe drzwi… jak zrobię tam porządki, dam znać co i jak ;-)
„Pytanie o sens życia jest bezcelowe, bo życie nie jest odpowiedzią. Życie to pytanie, a ty jesteś na nie odpowiedzią.”
Bardzo podoba mi się ta sentencja: „Pytanie o sens życia jest bezcelowe, bo życie nie jest odpowiedzią. Życie to pytanie, a ty jesteś na nie odpowiedzią.”
OdpowiedzUsuńDawno już żadna złota myśl nie dała mi tyle do myślenia.
Dzięki:)
P.S. Powodzenia w poszukiwaniach. I oby trwały jak najdłużej, bo od dłuższego już czasu mam wrażenie, że nie o odnalezienie chodzi ale o szukanie właśnie;)
Miałam podobnie z tą sentencją - "chodzi za mną" już chyba z dwa tygodnie. Tłucze mi się po głowie i nie daje o sobie zapomnieć. Lubię takie słowa, które zostają ze mną na dłużej i dają do myślenia. Bo automatycznie zaczynam pytać dalej: a jaką odpowiedź chciałabym dać?
Usuń"Kiedyś ludzie łatwiej radzili sobie z niepowodzeniami". Może ma to związek. że kiedyś tworzyliśmy społeczność, taką prawdziwą, w realu. Można było w każdej chwili pójść do sąsiadki, w niedzielę rodzina zasiadała do wspólnego obiadu, rozmawiało się o wszystkim. Jeden drugiemu pomagał, radził. Między znajomymi chyba nie było takiej chorej rywalizacji, bo ludzie mili podobny status "posiadania". Dziś trzeba mieć lepsze auto od sąsiada, wyjechać na super wczasy do Egiptu, a później pochwalić się tym na facebooku. Zamieniliśmy BYĆ na MIEĆ.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Myślę, że Twój pogląd jest jak najbardziej słuszny. Żyliśmy bliżej siebie nawzajem, więc nawet jak się działo coś złego, to było to bliżej nas niż jak w przypadku, gdy przeczytam o czymś w internecie i dam radę z odległości kilkuset kilometrów... Jakoś nie czuję takich porad od "obcych ludzi"...
UsuńPozdrawiam ;-)
Bardzo dużo myśli na raz wpadło do mojej głowy, kiedy czytałam ten artykuł, muszę więc wybrać do komentarza którąś, bo w końcu komentarz będzie dłuższy od artykułu. Też pamiętam inne życie - ludzie mieli czas na pogaduchy, na zabawę. Dzisiaj stwierdzenie "nie mam czasu" pada niemal z każdych ust! Usiłuję dociec, o co w tym wszystkim chodzi? Czy to przez to, że komputery trafiły pod przysłowiowe strzechy? Sama każdy dzień rozplanowany mam do ostatniej minuty, a i tak zwykle idę spać później niż powinnam... Zrobiłam sobie detoks od internetu w piątkowe popołudnie i od razu widzę różnicę.
OdpowiedzUsuńZnaki często się pojawiają na mojej drodze i wielokrotnie doświadczyłam, że kiedy nie posłucham, to pojawiają się komplikacje.
Też mam często taki problem, że tworzę za długie komentarze ;-)
UsuńJa sobie robię taki detoks od komórki w niedzielę - co za ulga! Dlatego naprawdę dobrze Cię rozumiem!
Co do znaków, to czasem jednak myślę, że jakieś ominęłam... Nie wyłapuję wszystkich albo też nie zawsze potrafię je dobrze zinterpretować, ale chyba na tym polega urok życia, prawda?
naprawdę lubię Twojego bloga, gratuluję Ci go, jest na wysokim i bardzo dobrym poziomie, co świadczy o Tobie, jako o autorce. wspaniała jesteś, mądra, błyskotliwa, ambitna, bierzesz życie w swoje ręce, masz otwarte oczy na te "znaki", szukasz, próbujesz... podziwiam Ciebie i cieszę się, że mogę odwiedzać to miejsce i czytać Twoje słowa.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Cię ciepło, notka mnie ruszyła :)
Wiesz jak poprawić mi dzień ;-) You made my day!
UsuńCieszę się, że Ci się spodobał wpis.
Pozdrawiam równie ciepło ;-)
:))
UsuńKiedyś ludzie umieli się cieszyć z drobnych rzeczy, z kawy z przyjaciółką, czasu spędzonego z rodziną, wspólne spacery i choć mieli problemy to nie zamartwiali się nimi na zapas, tylko cieszyli się z tego co posiadają. Umieli korzystać z życia i nie używali stwierdzeń "nie mam czasu", "zrobię to później".
OdpowiedzUsuńTeraz, gdy wszysto pędzi. My musimy zwolnić, zastanowić się nasd wszystkim, poszukać wskazówek i dopiero iść dalej. Bardzo cenne przemyślenia.
Wiesz co jest ciekawe, że siedzieli na tej kawie z przyjaciółką, poszli na długi spacer i mieli jeszcze czas na obowiązki. A teraz to wygląda tak, że są obowiązki i niewiele poza nimi... Tak jakby nasza doba stała się krótsza...
Usuń