Strony

wtorek, 24 lutego 2015

Siedzisz czy idziesz przed siebie?

Po upadku zawsze masz dwie opcje do wyboru:
możesz usiąść i płakać albo iść dalej.

Na początku stycznia potwierdziła się prawidłowość, która mówi: im więcej osób wie o tym, co Cię interesuje o czym marzysz i do czego dążysz, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś Ci pomoże. Pod koniec roku rozmawiałam z T. (koleżanka z grupy) o planach na przyszłość i tym gdzie będziemy robić studia magisterskie. Wyznałam, iż zastanawiam się nad Wrocławiem, ale to trochę skok na głęboką wodę i jeszcze nie wiem. Kiedy na fb pojawiła się informacja o Mostach Ekonomicznych, dostałam zaraz link od T. że „to jest coś dla Ciebie”. Nie wiem, czy sama trafiłabym na tą wiadomość – prawdopodobnie zniknęłaby gdzieś w gąszczu innych informacji. Poza tym w styczniu rzadko bywałam na fb, bo miałam dużo nauki. Dzięki T. postanowiłam niezwłocznie wziąć udział w Mostach Ekonomicznych.

To całkiem interesujący i nieprzeciętny projekt, który realizuje pięć Uniwersytetów Ekonomicznych na terenie kraju: Katowice, Wrocław, Kraków, Poznań i Warszawa. Po przejściu przez 2-etapową rekrutację, wyjeżdża się na 4 dni do innego miasta (w ramach wymiany), by tam przez „chwilkę” postudiować, poznać nowych ludzi i trochę się zabawić (jak przystało na studentów). Inicjatywa jest na tyle fajna, że było więcej chętnych niż miejsc. Niemniej udało mi się przejść przez pierwszy etap rekrutacji, który polegał na wypełnieniu formularza o nieprzeciętnych a nieraz i dziwnych pytaniach. Największą trudność miałam z pytaniem: Co się stanie jak Pinokio powie: mój nos teraz urośnie? ;-)

Na początku lutego dostałam powiadomienie, że mogę przyjechać na drugi etap do Katowic, co miało miejsce w zeszłym tygodniu. Należało przekonać komisję do tego, że to właśnie Ty powinieneś pojechać na Mosty Ekonomiczne. Z pozoru – nic łatwiejszego, bo tematyka w sumie dowolna, ale zarazem i nic trudniejszego. Kto lubi mówić o sobie w superlatywach? Właśnie.

Przyznaję, że to zadanie mnie pokonało –trudno. I to nie jest jakaś poza z mojej strony. Nastawiałam się, że mi się uda i wyjadę do Wrocławia. Nie udało się. Może ktoś mi zarzuci iż mój spokój spowodowany jest tym, że za mało mi zależało. Wydaje mi się, że nie o to chodzi.

Przygotowując prezentację do drugiego etapu, nauczyłam się obsługiwać program Prezi, (co jest dla mnie bonusem) i opowiedziałam o podróży na Mosty Ekonomiczne w postaci metafory wspinania się na górę (Prezi ma taki gotowy szablon). I pracując nad tą prezentacją zrozumiałam dwie rzeczy. Po pierwsze sama droga do celu może okazać się zabawna, a wyjazd na ME zaczął się dla mnie wraz z połową stycznia – musiałam tylko wcześniej wysiąść z pociągu.

Po upadku zawsze masz dwie opcje do wyboru:
możesz usiąść i płakać albo iść dalej.
 
 
Tak narodziła się we mnie pewna refleksja: co zrobić kiedy rzeczy nie układają się po naszej myśli? Kiedy staramy się czegoś dokonać, ale w rezultacie końcowym okazuje się, że za mało się staraliśmy i osiągamy niezadawalające wyniki? Albo też pojawiają się sytuację, na które nie mamy do końca wpływu i jedyne co możemy w danej chwili zrobić to stać i obserwować? Skąd brać cierpliwość i siłę do zachowania niezłomnej postawy i poważnej miny? A wreszcie kiedy wszystko inne zawiedzie, łącznie z Wami samymi, co wtedy?

Siądziesz, bo „tu jest wygodnie” i przesiedzisz tak resztę życia? Westchniesz ciężko, bo Twój los jest znacznie trudniejszy od innych ludzi. Ciebie życie wręcz naznaczyło jakąś klątwą. Nigdy pierwszy, zawsze drugi lub tuż za podium. Nigdy chwalony i nagradzany, zawsze stojący cichutko w cieniu. Nigdy wytrwale walczący o swoje, zawsze odpuszczający gdzieś w połowie. Nigdy nie bywasz sobą, tylko czekasz aż los wskaże Ci Twoją drogę. Bo przecież Ty jej nie znasz. Ale wiesz, że jak grzecznie poczekasz w kąciku, to się dowiesz co powinieneś zrobić w życiu.

A może, kiedy dostajesz od życia po tyłku, to patrzysz na to jak na wyzwanie? Lekcję? Pokorę? Może znasz te słowa: jeśli jest Ci ciężko, to znak że idziesz w dobrym kierunku. Może potrafisz po upadku, podnieść się, otrzepać ubranie z kurzu i pójść przed siebie? Może jesteś znacznie silniejszy niż Ci się wydaje?

Jaki sens siedzieć po upadku? Otoczenie samo z siebie się nie zmieni. No chyba, że przesiedzisz tak pół roku, to zamiast słońca zobaczysz padający śnieg… Ale bądźmy poważni. Tu, gdzie tkwisz po upadku nie ma niczego ciekawego. Wszystko, na co patrzysz, przypomina Ci wyłącznie o porażce, którą odniosłeś i jeżeli w kółko i w kółko będziesz analizować, co zrobiłeś nie tak, do niczego nie dojdziesz. Przeanalizuj sytuację raz, drugi, wychwyć najważniejszy błędy, by się z nich uczyć, a potem się podnieś. Za parę kroków trafisz na kolejną okazję, ale ona do Ciebie nie podejdzie. To Ty musisz wyciągnąć po nią rękę.

Moje wnioski z tej przygody? Możliwe, że było za mało kreatywnie, możliwe że prezentowałam za szybko (mam problem ze zbyt szybkim mówieniem, kiedy się denerwuje) i możliwe, że to zwyczajnie nie był ten czas. Widocznie czegoś zabrakło. Niemniej dzięki tej przygodzie poznałam niektórych moich znajomych z całkiem nowej strony i dostałam od nich tak silne wsparcie, że aż mi głupio że nie zakwalifikowałam się na wyjazd – nie ze względu na mnie, ale właśnie ze względu na nich. I to jest chyba moja najcenniejsza lekcja, aby doceniać tych ludzi, których ma się obok siebie – zarówno w momentach dopingowania, ale i wtedy kiedy nie wyjdzie.

Po upadku zawsze masz dwie opcje do wyboru:
możesz usiąść i płakać albo iść dalej.


To co, gdzie idziesz? Bo ja idę dalej przed siebie. Nie chce mi się siedzieć.

15 komentarzy:

  1. Stać w miejscu, to tak jakby się cofać :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki cytacik mi się przypomniał: "Nie narzekaj, że masz pod górę skoro zmierzasz na szczyt" :D
    Po upadku trzeba się podnieść i iść dalej :) Ale warto też, tak jak piszesz, przeanalizować sytuację, w której się znaleźliśmy i wyciągnąć wnioski na przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba będę pisać do Ciebie w sprawie cytatów ;-) Jak najbardziej pasuje do wpisu.

      Usuń
  3. Byleby się nie cofać! Oby się nie cofać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej skupić się na tym, by iść do przodu a nie na tym, by się nie cofać. Wydźwięk tych słów jest znacznie inny i zdecydowanie polecam pierwszy ;-)

      Usuń
  4. kolejny raz jestem pełna podziwu dla Ciebie :) próbowałaś i to najważniejsze, żałować można tylko tego, czego się nie spróbowało, a reszta to cenne doświadczenie. wiem, że Ci zależało i że miałaś nadzieję, ale przecież jest chyba szansa, że mimo to wyjedziesz ma magisterkę do Wrocławia? ja w sumie też się zastanawiam nad Wrocławiem :)
    bardzo mądrze postępujesz i zawsze mam Cię za wzór, jak chodzi o energiczność i podejmowanie aktywności życiowych, brania spraw w swoje ręce - jesteś najlepsza :)
    dziękuję za - jak zawsze - ogromną dawkę energii i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może spotkamy się w tym Wrocławiu ;-) Wtedy świat naprawdę byłby "mały"!
      Cieszę się, że dałam trochę dobrej energii w świat ;-) (sama również otrzymałam)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Tak sobie myślę, że w sumie opcję - idź dalej - dostałam w prezencie od Natury jako cechę charakteru. Tylko nie zawsze zmierzam w pierwotnym kierunku, porażki raczej prowokują mnie do zmiany szlaku. Nie wiem, może to jest metoda, podnieść się i rozejrzeć za jakąś ciekawszą drogą zamiast mozolnie, uparcie trzymać się wcześniej obranego traktu, który już raz nas pokonał?
    Z moich obserwacji wynika, że jeśli nie ma się tego "od urodzenia" to niezmiernie trudno jednak się tego nauczyć... niestety

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porażka może być czasem oznaką tego, że wybrany szlak jest zły. Raczej nie traktowałabym tego w kategoriach błędu, a prędzej rozwoju. To jak z Edisonem, który powiedział: "Znalazłem jedynie 500 sposobów na to jak nie może działać żarówka". I wątpię, że za każdym razem uparcie próbował ją skonstruować w ten sam sposób ;-)
      Ciekawa jest Twoja ostatnia uwaga. Nie patrzyłam tak na sprawę, że "podnoszenie się z upadku" to kwestia czegoś wrodzonego, a nie wyuczonego. Muszę nad tym pomyśleć.A może kwestia wychowaniu a nie genów?

      Usuń
  6. Mega. Uwielbiam Twoje posty, a ten w szczególności. Czytasz mi normalnie w myślach ;*
    Właśnie dzisiaj myślałam nad swoim życiem, jak przez rok się zmieniłam, jaka stałam się odważna i nawet w sytuacjach "niby weź wyjścia" ja dawałam sobie radę, choć czasami z dużą trudnością, ale nie poddawałam się. I to jest w życiu piękne, tak jak napisałaś można iść do przodu albo usiąść w miejscu i płakać. Problemy, decyzje same się nie rozwiążą, to my musimy podjąć działanie i kroki ku zmianie. I masz zupełną rację, dużo też zależy od wsparcia przyjaciół, którzy wesprą Cię albo po prostu z Tobą będą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe co luty ma w sobie takiego, że skłania do refleksji? ;)
      Po napisaniu tego wpisu również pozwoliłam sobie na krótkie spojrzenie wstecz i doszłam do wniosku, że człowiek to zdumiewająca istota, ponieważ nie da się jej złamać. I to mnie podbudowuje ;-) Nawet w chwilach największego kryzysu. A jeżeli to nie działa, to są wspaniali ludzie wokół.

      Usuń
  7. Bardzo ciekawy, mądry post. Super się go czyta :) W takich sytuacjach warto się zastanowić co na prawdę było naszym celem. Np. w Twojej sytuacji, czy celem było przejście tych etapów i tak jakby osiągnięcie sukcesu dzięki temu, czy celem był sam wyjazd do Wrocławia i pomieszkania tam jakiś czas, poznania go lepiej. Przemyśl to :) I dąż do tego, co było celem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, dałaś mi do myślenia - poważnie! Faktycznie bardziej zależało mi na wyjeździe DO Wrocławia, a nie NA same Mosty Ekonomiczne. I może w tym tkwi odpowiedź, dlaczego porażka nie ścięła mnie z nóg, a jedynie trochę zasmuciła (bo z kamienia przecież nie jestem).
      Dziękuję za dobrą radę, skorzystam z niej! Tego mi dzisiaj trzeba było ;-)

      Usuń
    2. Służę pomocą i cieszę się, że mogłam pomóc :) A więc Twoje marzenie ciągle jest aktualne :)

      Usuń