Strony

niedziela, 27 września 2015

Szczęście wpadnie w odwiedziny

Dzień był umiarkowanie ciepły i dość pogodny. Dobry dzień na spacer. Dobry dzień na zadawanie pytań i znajdywanie odpowiedzi. Zły dzień na zamartwianie się. Nie najgorszy na czekanie. A czekam na pewnego gościa. Dzwonił z drogi, że pojawi się za niecały tydzień. Podobno możemy sobie nawzajem pomóc. 


Po pewnej krajowej drodze wędrowało sobie Szczęście. Szło nieśpiesznie z rękami wsadzonymi w kieszenie kurtki. Co chwila kopało kamyk, znajdujący się przed nim. Wyglądało na poważnie czymś strapione a jego myśli były zaprzątnięte pewnym problemem. W ostatnim czasie Szczęście zauważyło poważny spadek popytu na swoje usługi. Niechętnie przyznawało samo przed sobą, że pojawił się najprawdziwszy kryzys na Szczęście. I to od… szczerze powiedziawszy, Szczęście nie pamiętało kiedy ostatnio był tak potężny deficyt na jego usługi, ale musiało to być naprawdę dawno temu. Zresztą nawet wtedy nie mógł być aż tak dotkliwy, żeby zmuszał go do samotnych spacerów po ulicy. Tak robią naprawdę zdesperowani ludzie. Albo samotni. Albo tacy, którzy mają wiele do przemyślenia. Właściwie to Szczęście zaliczało się aktualnie do wszystkich trzech kategorii.

Nie wiedzieć kiedy wszystko zaczęło się psuć. Na pytanie zawarte w piosence Myslovitz pt. Mieć czy być, ludzie zaczęli odpowiadać, że wolą mieć. Mieć zagraniczne wakacje, nowy samochód, premię za projekt lub awans. Do tego mieć zdrowie, szczęśliwą rodzinę i bezproblemowe dzieci. Mieć. Taka była ich dewiza. Oczywiście, twierdzili, że to wszystko chcą MIEĆ, aby BYĆ szczęśliwi, ale Szczęście już w to nie wierzyło. Na chwilę, zaraz po otrzymaniu awansu w pracy, w ludziach pojawiało się drobne uczucie szczęścia. Niemniej zaraz zostawało stłamszone przez nowe aspiracje na jeszcze wyższe stanowisko. Tym samym to, co osiągnęli do tej pory, przestawało się dla nich liczyć. Ludzie nieustannie parli do przodu, by MIEĆ coraz więcej i BYĆ coraz mniej. To wszystko napawało Szczęście przerażeniem.

Jak tak dalej pójdzie, to nie pozostanie jemu – Szczęściu – nic innego jak spędzać całe dnie na takim bezcelowym chodzeniu po mieście. Nie będzie nikomu potrzebne, bo oprócz pierwszej grupy ludzi, istniała druga, która twierdziła, że jest w stanie sobie sama to Szczęście zaplanować. Wiedzieli, że chcą nową pracę z satysfakcjonującym zarobkami i zgodną z ich wykształceniem, i robili wszystko, by to osiągnąć – badali rynek, sprawdzali firmy, wysyłali CV i chodzili na rozmowy, czasem jeszcze podnosili swoje kwalifikacje. Tacy podchodzili do życia z kartką i ołówkiem. Wszystko mieli rozpisane na sceny i akty. Oczywiście Szczęście cieszyło się ich sukcesem (bo taka determinacja zawsze prędzej czy później była nagradzana), ale … No właśnie – zawsze pojawia się jakieś „ale”, które wszystko psuje. Tutaj „ale” oznaczało, że chociaż zaplanowane szczęście odbywało się to jednak bez jego pomocy i obecności. Nigdy mu nie dziękowano, bo ludziom wydaje się teraz, że szanse same pukają do ich drzwi. A to była wierutna bzdura. Przecież to wszystko właśnie ono Szczęście załatwiało. Ale co z tego, skoro połowa ludzi z tego nie korzystała, a druga połowa udawała, że wszystko zawdzięcza sobie?!

Szczęście nie zwracało uwagi dokąd idzie, po prostu stawiało kroki – jeden za drugim, nie rozglądając się po otoczeniu. Niedawno kopany kamyk gdzieś się zawieruszył, a smętny nastrój nie ustępował. Szczęście zadarło głowę w niebo i osłoniło dłonią oczy. Był piękny dzień, ale słońce nie było w stanie przegnać wszystkich burzowych myśli z głowy.

Nagle jakaś mała dziewczynka wpadła na Szczęście, popychając je tak, że omal się nie przewróciło. Ze zdziwieniem spojrzało na dziecko i upewniwszy się, że sprawczyni również nie ucierpiała, zapytało:
- Dlaczego biegniesz?
- By szybciej dotrzeć do celu.

Dziewczynka z uśmiechem na ustach odwróciła się i pobiegła dalej przed siebie. Nie przeprosiła za wypadek, bo nie miała na to czasu. Nie miała czasu, bo musiała jak najszybciej dotrzeć tam, dokąd zmierzała. Szczęście ponownie się zadumało (w końcu jesień to dobry czas na przesadne rozmyślania). Ilu ludzi tak naprawdę wie dokąd idzie? Ilu z tych ludzi wie po co tam idzie? No właśnie. Szczęście przystanęło na skrzyżowaniu dróg i przez chwilę patrzyło na tabliczki z nazwami miast, które wisiały na słupie. Katowice, Wrocław, Warszawa, Kraków.

Dokąd powinno pójść? Gdzie uda mu się dokonać czegoś dobrego w najbliższym czasie, komu pomoże ukazując okazje do wykorzystania? Gdzie jest jego miejsce? Gdzie znajdzie kogoś, kto rozwieje jego wątpliwości?

Szczęście poczuło wszechogarniającą bezradność – skąd miało wiedzieć, gdzie iść? Lekko podłamane usiadło pod słupem, opierając ręce na podkulonych nogach, a w rękach męczyło źdźbło trawy. Z przymkniętymi oczami obserwowało wędrówkę słońca po nieboskłonie i czekało. Czekało na odpowiedź. Czekało na znak. Wiedziało, że wystarczy odrobina cierpliwości.

Po dłuższym czasie sprawdzania pokładów cierpliwości do Szczęścia podszedł pewien Starzec. Szczęście nie miało pojęcia jak mężczyzna pojawił się na tej mało uczęszczanej drodze. Nie słyszało kroków, nie widziało samochodu ani roweru. Ale to nie było ważne, bo ten mężczyzna miał się okazać wyczekiwanym znakiem.
- Co tutaj robisz Szczęście? – zapytał Starzec.
- Skąd wiesz kim jestem? – zdumiało się Szczęście. Podniosło wzrok na twarz mężczyzny, ale nie wstało.
- W moim wieku wie się pewne rzeczy, o których inni nie mają pojęcia. 

Szczęście przytaknęło przyjmując odpowiedź i udzieliło odpowiedzi na wcześniejsze pytanie:
- Myślę dokąd pójść. Wydaje mi się, że nigdzie nie ma dla mnie miejsca.
Starzec spojrzał na tabliczki z nazwami miast i kazał Szczęściu się podnieść, zamknąć oczy i na oślep wybrać jakiś kierunek.
- Tak nie można! – Szczęście się oburzyło.
- Dlaczego? – zdziwił się Starzec. – Nareszcie dokonasz wyboru, a skoro nie wiesz gdzie iść, to chyba jest ci obojętne, na które miasto wypadnie?

W ciszy Szczęście ważyło słowa. Przecież nie chciało być podobne do ludzi i planować, nie chciało racjonalizować swoich wyborów i z całą pewnością nie chciało już dłużej siedzieć na trawie. Zamknęło oczy, pozwoliło parokrotnie sobą zakręcić i stanęło naprzeciwko tabliczki z nazwą Warszawa. Szczęście westchnęło, poczuło niechęć i zbuntowało się. W jednej chwili zrozumiało, gdzie musi się udać i to wcale nie była Warszawa.

- Dokąd idziesz Szczęście? – zapytał starzec, widząc że Szczęście łamie zasady i wybiera inną drogę.
- Do Krakowa – rzuciło Szczęście przez ramię i uśmiechnęło się z samozadowoleniem.
- Po co tam idziesz?
- Bo mam tam pewną znajomą. Bardzo możliwe, że będzie mnie za niedługo potrzebować. Akurat za parę dni tam dojdę ,w sam raz na jej przyjazd.

Starzec kiwnął głową na znak aprobaty. Wiedział, że nie zawsze trzeba się zgadzać z tym, co wybiera Los. Czasem trzeba po prostu zrobić to, co się czuje. Nawet jak nie potrafi się tego wytłumaczyć. A może zwłaszcza wtedy, gdy nie istnieje żadne logiczne wyjaśnienie. 
 
_____
Szczęście zadzwoniło do mnie i lekko dysząc powiedziało, że wpadnie na bliżej nieokreślony czas. Mam mu pomóc zrozumieć ludzi. Ono z kolei obiecało mi, że po prostu przy mnie będzie. Przeczuwam, że za tydzień czas zacznie biec innym tempem. Zapowiada się ciekawa współpraca. Zapytałam jeszcze dlaczego dyszy, ale mruknął coś o szybszym dotarciu do celu.

9 komentarzy:

  1. Wspaniałe opowiadanie i takie prawdziwe. Czasami ludzie zbyt biegną, żeby zatrzymac sie na moment i pomyśleć o rzeczach, sytuacjach które dają im radość. Zamiast tego tylko "chcą cos posiadać" i myślę, że to ich uszczęśliwi, na krótką metę pewnie tak, ale potem zaczynaja pragnąć więcej i koło się kręci i kręci i nigdy nie zamyka.

    Niech szczęście będzie z Tobą ! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech szczęście będzie z nami wszystkimi ;-) Jego nigdy za mało!

      Usuń
  2. Heh, pamiętam jak w gimnazjum wierzyłem, że szczęście to jest jeden z bogów, tak samo jak pech, czas i przeznaczenie. Hehe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęście, pech, przeznaczenie jako bogowie jestem w stanie sobie to wyobrazić. Ale dlaczego i czas jako bóg? Nie pasuje mi do tej paczki znajomych ;-)

      Usuń
  3. No to ja Ci życzę, żeby to szczęście dotarło na czas i trochę z Tobą pomieszkało :) Moje też cały czas jest przy mnie - a jak czasem o nim zapominam, to daje mi szturchańca... i wtedy znów coś się udaje, niby przypadkiem, a jednak nie... Ja wiem, że to jego robota :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super komentarz :-) Cieszę się, że tak patrzysz na sprawę i na życie! Zawsze to weselej, kiedy się wie, że nie jest się wariatem w pojedynkę ;-)

      Usuń
  4. Takiego zakończenia się nie spodziewałam :) Muszę przyznać, że fabuła opowiadania świetnie skomponowana z rzeczywistością! Genialnym pomysłem było rzeczywistość ubrać w fikcję :) Sprytnie to zrobiłaś przez co jestem zachwycona tym opowiadaniem :) Wciągnęło mnie w całości :) Takiej metafory szczęścia jeszcze nigdzie nie spotkałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli jednak chodzi o los i decydowaniu o swojej przyszłości to jest w tym sporo racji. Ludzie teraz biegną do wielkich aspiracji i wygórowanych celów, a kiedy już to osiągną nie czują satysfakcji, ale kolejną potrzebę udoskonalania się.. To smutne, bo w ten sposób ucieka nam prawdziwe życie

      Usuń
    2. Czasem mnie nachodzi i tak sobie o Szczęściu piszę ;-) Myślę, że w najbliższym czasie zwiększę częstotliwość, bo na razie może były z 2-3 takie posty. Cieszę się, że Ci się spodobało.

      Uchwyciłaś meritum sprawy: życie nam ucieka nie wiedzieć kiedy ani gdzie. Bo przecież znowu zbliżamy się do końca kolejnego roku, a podsumowanie minionych wydarzeń strach robić...

      Usuń