W rogu mojego pokoju siedzi pewien Pan. Wziął sobie taboret z kuchni, bo inaczej nie miałby miejsca – na krześle biurowym kręcę się ja. Pan jest potężny, siedzi lekko przygarbiony i zdaje się, że wypełnia sobą całą przestrzeń, a z pewnością cały kąt. Ubrany jest w trochę przyciasny szary podkoszulek i długie dżinsowe spodnie. Patrzy przed siebie, a właściwie to śledzi wzrokiem moje ruchy. Jest posępny i raczej znudzony swoim zadaniem. Mnie osobiście również nie podoba się, że zawłaszczył sobie trochę przestrzeni z mojego pokoju. Posiadanie dodatkowego gościa na tak niewielu metrach kwadratowych czyni z niego bardzo uciążliwego osobnika. Jest jeszcze jeden powód, dlaczego tak niechętnie podchodzę do jego obecności. Przedstawiam Tobie Wyrzut Sumienia.
Przed weekendem zrobiłam sobie burzę mózgów (obojętnie jak dziwnie to nie brzmi w przypadku jednej osoby) na temat tego, dlaczego czuję się rozstrojona. Wcześniej byłam na szkoleniu dotyczącym zawodu coacha i pewnie zasugerowałam się tym, że coach zadaje mnóstwo pytań i ważne są dla niego emocje oraz uczucia. Wieczorem odczuwałam głębokie rozdrażnienie i postanowiłam przez chwilę zastanowić się dlaczego tak jest. Od ręki wypisałam 11 powodów, a po chwili dodałam jeszcze 8. Po co?
Spisałam wszystkie powody, dlaczego czuję się tak jak się czuję.
Posiadam w głowie 19 powodów, które czynią mnie rozbitą. Jest wiele problemów do rozwiązania, odpowiedzi do znalezienia, kwestii do przemyślenia, decyzji do podjęcia. Spisanie wszystkiego, co mnie frustruje nie sprawiło, że moje problemy rozmyły się jak we mgle. One zostały nazwane po imieniu i przelane na papier, by mózg nie musiał w kółko i w kółko powtarzać tych samych procesów myślowych.
Dałam sobie dobę na ich ewentualną korekcję.
Jak się okazało, przypadkiem zrobiłam bardzo dobrze, ponieważ dzisiaj pojawił się kolejny problem natury: jak być w dwóch miejscach na raz? Nie mam jeszcze dla niego rozwiązania tak jak i dla pozostałych 18 punktów. Danie sobie czasu pomaga przeciążonemu mózgowi na chwilę wytchnienia i być może znalezienie czegoś, co gdzieś głęboko Cię nurtuje, ale nie jest na chwilę obecną najważniejsze. Może znowu okaże się, że chwilowo nie możesz rozwiązać tego problemu, ale innym razem przy okazji znajdziesz dla niego rozwiązanie. A znajdziesz je tylko dlatego, że problem będzie blisko Twojej podświadomości a nie na dnie zbiornika wypełnionego rzeką wspomnień.
Podzieliłam wydarzenia na te, na które nie mam wpływu i te, gdzie mogę coś zmienić.
Nie lubię myślenia, że wszystko musi być ładne, uporządkowane i wymuskane. Wolę życie z całym jego bajzlem i niezapowiedzianymi odwiedzinami Wyrzutu Sumienia. Chociaż nie ukrywam, że fajnie byłoby, gdyby jednak nie wpadał na kawę.
Ludzie z natury mają tak, że póki wszystko się kręci i jakoś funkcjonuje, to nikt nie myśli nad wprowadzaniem zmian i ulepszeń. A to poważny błąd, bo kiedy zmiany zostają wprowadzone pod wpływem czynników zewnętrznych (tzw. przymusu) to znaczy, że na te zmiany jest już za późno.
Ludzie z natury mają tak, że póki wszystko się kręci i jakoś funkcjonuje, to nikt nie myśli nad wprowadzaniem zmian i ulepszeń. A to poważny błąd, bo kiedy zmiany zostają wprowadzone pod wpływem czynników zewnętrznych (tzw. przymusu) to znaczy, że na te zmiany jest już za późno.
Ważne jednak, że obojętnie czy masz na coś wpływ, czy też nie, to nie warto się tym martwić, bo...
Jeżeli problem można rozwiązać – nie należy się nim martwić.
Jeżeli problemu nie można rozwiązać – nie ma sensu się martwić.
/przysłowie japońskie/
…niemniej kiedy już uznasz, że Twoje problemy są z kategorii „do rozwiązania” to skądś ten czas musisz na to wziąć, prawda? Czyli na mojej liście nadal tkwi 12 pozycji.
Wybrałam JEDNĄ rzecz, nad którą pracuję od zaraz.
Na razie pracuję nad jednym, a mianowicie nad nauką na poniedziałkowe kolokwium. Na to potrzebuję jedynie czasu, a nie błyskotliwego planu z rozwiązaniami.
Przy wydarzeniach, które mogę zmienić, zastanowiłam się co konkretnie zrobię.
Jednym z głównych powodów, które uprzykrzają mi życie jest brak czasu, ale wpadłam na to całkiem przypadkiem.
Na piątkowym szkoleniu, dostaliśmy do wykonania ćwiczenie, zaczynające się od słów: „Zapisz problem z jakim się ostatnio borykasz…”. W pierwszym odruchu się zaperzyłam. Ja i problem? Phi!
A potem nie wiem skąd ani jak, ale w mojej głowie pojawiła się myśl: brak czasu. Ale nie taki brak czasu, o którym opowiadają sobie dwie zapracowane matki, dodając do tego, że już na nic nie mają siły. W moim przypadku to brak czasu, wynikający ze złej organizacji, a przynajmniej głęboko w to wierzę, że właśnie winna wszystkiemu jest organizacja.
Z tego zmęczenia myśleniem o piętrzących się zaległościach zrobiłam pewien szalony i nie do końca uzasadniony krok, który tłumaczyłam sobie tym, że skoro wszystko mam w rozsypce to znaczy, że zwyczajnie mam jeszcze za mało zajęć. Kiedy dowiem się, czy moja chwila szaleństwa spotkała się z aprobatą, napiszę na blogu coś więcej. Na razie CI-SZA!
Przy reszcie punktów zanotowałam sobie krótkie uwagi, które będę mogła potem wykorzystać. Głównie jednak wszystko sprowadza się do organizacji czasu i zaraz po poniedziałkowym kolokwium zabieram się za ten aspekt mojego życia.
Na piątkowym szkoleniu, dostaliśmy do wykonania ćwiczenie, zaczynające się od słów: „Zapisz problem z jakim się ostatnio borykasz…”. W pierwszym odruchu się zaperzyłam. Ja i problem? Phi!
A potem nie wiem skąd ani jak, ale w mojej głowie pojawiła się myśl: brak czasu. Ale nie taki brak czasu, o którym opowiadają sobie dwie zapracowane matki, dodając do tego, że już na nic nie mają siły. W moim przypadku to brak czasu, wynikający ze złej organizacji, a przynajmniej głęboko w to wierzę, że właśnie winna wszystkiemu jest organizacja.
Z tego zmęczenia myśleniem o piętrzących się zaległościach zrobiłam pewien szalony i nie do końca uzasadniony krok, który tłumaczyłam sobie tym, że skoro wszystko mam w rozsypce to znaczy, że zwyczajnie mam jeszcze za mało zajęć. Kiedy dowiem się, czy moja chwila szaleństwa spotkała się z aprobatą, napiszę na blogu coś więcej. Na razie CI-SZA!
Przy reszcie punktów zanotowałam sobie krótkie uwagi, które będę mogła potem wykorzystać. Głównie jednak wszystko sprowadza się do organizacji czasu i zaraz po poniedziałkowym kolokwium zabieram się za ten aspekt mojego życia.
Na resztę daję sobie czas i pozwalam sobie na odczuwanie (częściowego) niezadowolenia.
Kiedy człowiek robi sobie listę takich problemów lub też spraw do załatwienia, to najchętniej załatwiłby wszystko od razu w jednej chwili. Albo uciekł gdzie pieprz rośnie, ale ja nigdy nie twierdziłam, że jestem rozsądna. Pozostałam na polu walki z moimi problemami i z silnym postanowieniem rozbrojenia ich. Nie od razu, bo to tak nie działa, a podjęcie podobnej próby zakończy się niczym innym jak frustracją.
Parafrazując słowa, które ostatnio przeczytałam, to myśląc przez chwilę o stresie i zmartwieniach obecnych w Twoim życiu nie wywołasz niczego złego. Kiedy będziesz o tym myślał dłużej, odczujesz ból. A jeżeli będziesz myślał o nich przez cały dzień, dojdziesz do momentu kiedy zostaniesz sparaliżowany i w konsekwencji tego niczego nie zrobisz.
Zrozumiałam, że nie warto. Bo ja cały czas muszę działać jeżeli powoli chcę usunąć wszystkie 19 „zaprzątaczy głowy”.
Przez ostatnie tygodnie naprawdę dostaję mnóstwo bodźców z zewnątrz z dopiskiem „musisz tam być”, „musisz to zobaczyć”, „musisz z tego skorzystać” a do tego większość z tych bodźców posiada swój limit czasowy. Ciągle czuję, że muszę za czymś gonić. Właśnie tak – muszę. Bo chcieć przestałam już jakiś czas temu, kiedy zaczęłam odczuwać przesyt. Moja racjonalność przysnęła ostatnimi czasy, a kiedy się obudziła, była w takim stanie, że podziękowała za ostatnie spotkanie towarzyskie, pokierowała nogami z powrotem do mieszkania i zwyczajnie w świecie poszła spać. I nie powiem, że żałuję. Świat się nie zawalił, a ja dałam odpocząć głowie. Bo nie zawsze musisz być wszędzie. Ale wszędzie, gdzie będziesz, musisz być sobą.
A co z Wyrzutem Sumienia? Patrzę na niego po dwudniowej diecie i wydaje mi się, że trochę zmalał. Skurczył się z braku pożywienia i zmizerniał. Już mnie tak nie przytłacza. Przestał serwować mi uwagi zaczynające od „powinnaś…”, „miałaś zrobić…”, „znowu zawaliłaś…”, „znów na ostatnią chwilę?”. Niestety, wciąż zajmuje swoje miejsce na taborecie, ale liczę, że niedługo go wykopię z tego miejsca. Najpierw jedno zadanie, potem drugie, potem trzecie…
Parafrazując słowa, które ostatnio przeczytałam, to myśląc przez chwilę o stresie i zmartwieniach obecnych w Twoim życiu nie wywołasz niczego złego. Kiedy będziesz o tym myślał dłużej, odczujesz ból. A jeżeli będziesz myślał o nich przez cały dzień, dojdziesz do momentu kiedy zostaniesz sparaliżowany i w konsekwencji tego niczego nie zrobisz.
Zrozumiałam, że nie warto. Bo ja cały czas muszę działać jeżeli powoli chcę usunąć wszystkie 19 „zaprzątaczy głowy”.
Przez ostatnie tygodnie naprawdę dostaję mnóstwo bodźców z zewnątrz z dopiskiem „musisz tam być”, „musisz to zobaczyć”, „musisz z tego skorzystać” a do tego większość z tych bodźców posiada swój limit czasowy. Ciągle czuję, że muszę za czymś gonić. Właśnie tak – muszę. Bo chcieć przestałam już jakiś czas temu, kiedy zaczęłam odczuwać przesyt. Moja racjonalność przysnęła ostatnimi czasy, a kiedy się obudziła, była w takim stanie, że podziękowała za ostatnie spotkanie towarzyskie, pokierowała nogami z powrotem do mieszkania i zwyczajnie w świecie poszła spać. I nie powiem, że żałuję. Świat się nie zawalił, a ja dałam odpocząć głowie. Bo nie zawsze musisz być wszędzie. Ale wszędzie, gdzie będziesz, musisz być sobą.
A co z Wyrzutem Sumienia? Patrzę na niego po dwudniowej diecie i wydaje mi się, że trochę zmalał. Skurczył się z braku pożywienia i zmizerniał. Już mnie tak nie przytłacza. Przestał serwować mi uwagi zaczynające od „powinnaś…”, „miałaś zrobić…”, „znowu zawaliłaś…”, „znów na ostatnią chwilę?”. Niestety, wciąż zajmuje swoje miejsce na taborecie, ale liczę, że niedługo go wykopię z tego miejsca. Najpierw jedno zadanie, potem drugie, potem trzecie…
Fajny post, chyba każdy ma takie poczucie :) Odwieczny problem z brakiem czasu skąd ja to znam :)
OdpowiedzUsuńOj tak, każdy zna! Czasem bardziej doskwiera, a czasem mniej ale jest wszechobecny.
UsuńRoztrojenie emocjonalne dopada każdego, oj czasami niektórych za często. Ale na szczęście możemy podjąć kroki, a nie się dołować. Bardzo ciekawe porady, nigdy nie pisałam swoich problemów na kartki, to jest dobry pomysł bo wtedy na rzeczy można spojrzeć "z góry" :)
OdpowiedzUsuńA co do braku czasu, to ja jak mam takie poczucie to dokopuje sobie więcej zajęć i wtedy wiem, że mam go mniej ale zauważam, że lepiej mogę go wykorzystać :)
Ten pomysł z dokładaniem sobie zajęć jak najbardziej się sprawdza. Właśnie go stosuję ;-)
UsuńBardzo dobry pomysł z tym spisaniem problemów i "zaprzątaczy" myśli. Zaraz też to zrobię.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że też Ci to pomoże uporządkować chaos :-)
UsuńNiby to jest paradoks, bo z jednej wydaje nam się, że nie mamy na nic czasu, ale im więcej mamy obowiązków, to jakoś lepiej organizujemy sobie ten czas. Przynajmniej ja tak jakoś mam :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest paradoks - to sama prawda :-) Może wynika to z faktu, że nie mamy czasu na rozmyślanie, tylko spinamy się wewnętrznie i wszystko idzie sprawniej.
Usuń