Listopad to miesiąc, kiedy działo się wszystko co mogłoby się podziać. W tyle głowy ciągle słyszałam: więcej, więcej, więcej! Nie musiałam za długo myśleć co by to „więcej” miało znaczyć. Bo miałam w swoim życiu wiele puzzli, ale brakowało jednego szczególnego, który wszystko by ze sobą spinał. Zabrakło ruchu na początku miesiąca, dlatego już w drugiej połowie naprawiłam ten błąd i stało się coś magicznego, o czym za moment.
Koncepcja wpisu o sporcie to pomysł sprzed 8 miesięcy, kiedy większość Blogerów w ferworze corocznego wiosennego trendu nakłaniała do ruchu, dzieląc się osobistymi doświadczeniami. Bardzo mi się to podobało, bo po raz kolejny została potwierdzona opinia, iż Blogerzy żyją uważniej. Niemniej, kiedy mnie ta koncepcja w głowie dopiero rozkwitała, inni mieli już napisane na ten temat całe artykuły. Dlatego mogłam dołączyć do grona innych albo przeczekać. Oczywiście ja jak to ja, wybrałam opcję pójścia pod prąd.
Ruch zimą to najlepsza kombinacja, czyżby?
Chyba trudniej o bardziej absurdalną porę do pisania o sporcie niż przełom jesieni i zimy. Przecież to właśnie wiosną odczuwasz nadmiar energii, który koniecznie musisz jakoś spożytkować. Do tego wizja coraz cieńszych ciuchów oraz opalania się na plaży skutecznie motywuje, by zadbać o siebie i swoją kondycję trochę bardziej niż zazwyczaj.
Zimą odczuwasz naturalną potrzebę zakopania się pod kołdrę lub koc. Twój ruch ogranicza się do sporadycznych wypadów do osiedlowego sklepiku po uzupełnienie zapasów. A najtrudniejsza decyzja dotyczy wyboru deseru pomiędzy szarlotką na ciepło a brownie. Świetnie to rozumiem, bo nieraz mam ochotę zrobić to samo. I w sumie robię. Ale nie przez 7 dni w tygodniu.
Tak naprawdę mało kto zastanawia się nad tym, że walkę ze zbędnymi kilogramami najlepiej rozpocząć zimą, bo wtedy zostaje naprawdę dużo czasu na odpowiednie i zdrowe (czyt. przeprowadzone z głową) zmienianie swojego stylu życia.
Zimą odczuwasz naturalną potrzebę zakopania się pod kołdrę lub koc. Twój ruch ogranicza się do sporadycznych wypadów do osiedlowego sklepiku po uzupełnienie zapasów. A najtrudniejsza decyzja dotyczy wyboru deseru pomiędzy szarlotką na ciepło a brownie. Świetnie to rozumiem, bo nieraz mam ochotę zrobić to samo. I w sumie robię. Ale nie przez 7 dni w tygodniu.
Tak naprawdę mało kto zastanawia się nad tym, że walkę ze zbędnymi kilogramami najlepiej rozpocząć zimą, bo wtedy zostaje naprawdę dużo czasu na odpowiednie i zdrowe (czyt. przeprowadzone z głową) zmienianie swojego stylu życia.
Ruch to styl życia
O tym pisać za wiele nie warto, bo media już nas wszystkich tym przesyciły. Nie warto stosować diet cud, nie gwarantujących niczego poza efektem jojo. Nie warto mieć jedynie zrywów i doprowadzać do przesileń stawów z powodu zbyt intensywnych ćwiczeń. Nie warto mieć nierealnych wytycznych jak zrzucenie 20 kg w jeden miesiąc. A przede wszystkim nie warto się poddawać po pierwszym nie dotrzymaniu sobie słowa.
Składanie obietnicy
Polecam rozpoczęcie przygody ze sportem od złożenia sobie obietnicy. Obietnica powinna zawierać w sobie słowa, iż „robię to dla siebie”. Nie zaczynasz regularnie biegać o 7 rano, bo Twój partner zasugerował mało delikatnie iż ostatnio jest Ciebie „troszkę więcej”. Nie przerzucasz się na zdrowy styl życia, bo nakłania Cię do tego przyjaciółka. Ale robisz to wszystko, bo wynika to z Twojego wewnętrznego przekonania bądź ciekawości.
Na początku jesteś Ty sam/-a kontra cały Świat. Nie chodzi tylko o Twoich bliskich, którzy jak zobaczą iż zmieniasz styl z „kanapowca” na sportowca będą się między sobą zakładać, kiedy się poddasz. Chodzi o Twoje słabsze dni, chwile zwątpienia, brak spektakularnych efektów, utratę motywacji a nawet… złą pogodę. Nie ma w tym nic śmiesznego, bo wielu ludzi kiedy widzi deszcz za oknem mówi „jaka szkoda, że dzisiaj nie pobiegam”. Oczywiście jest też rzesza, która mimo ulewy założy adidasy, kurtkę przeciwdeszczową i pobiegnie przed siebie. Jednych od drugich odróżnia wewnętrzna motywacja.
Na początku jesteś Ty sam/-a kontra cały Świat. Nie chodzi tylko o Twoich bliskich, którzy jak zobaczą iż zmieniasz styl z „kanapowca” na sportowca będą się między sobą zakładać, kiedy się poddasz. Chodzi o Twoje słabsze dni, chwile zwątpienia, brak spektakularnych efektów, utratę motywacji a nawet… złą pogodę. Nie ma w tym nic śmiesznego, bo wielu ludzi kiedy widzi deszcz za oknem mówi „jaka szkoda, że dzisiaj nie pobiegam”. Oczywiście jest też rzesza, która mimo ulewy założy adidasy, kurtkę przeciwdeszczową i pobiegnie przed siebie. Jednych od drugich odróżnia wewnętrzna motywacja.
Po co chcesz to zrobić?
Nie masz wieszać w pokoju plakatów ludzi o super wyrzeźbionych ciałach. Nie masz męczyć siebie wizualizacją celu. A przynajmniej nie na tym etapie. Na samym początku powinieneś zastanowić się co Tobą kieruje? Chęć zmiany sylwetki? Poprawa kondycji? Chęć udziału w maratonie?
Możesz odpowiedzieć na to pytanie jak tylko zechcesz poza jednym wyjątkiem. Nie możesz powiedzieć, że chcesz to zrobić, by w końcu zacząć siebie lubić i akceptować. Gwarantuję Ci, że taka odpowiedź nie doprowadzi Cię tam, gdzie chcesz. Po drodze zabłądzisz.
Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym fenomenem i nie potrafię go wytłumaczyć – mogę jedynie potwierdzić istnienie zależności. Najpierw musisz polubić siebie takim jakim jesteś, a dopiero potem możesz działać w kierunku zmian. Naprawdę nie wiem dlaczego tak jest, ale możesz przyjąć moje wytłumaczenie, że ma to związek z tym, że jeżeli nasz organizm czuje, że go lubisz to jest bardziej skory do współpracy.
Nigdy też nie stosuj odpowiedzi typu: „kiedy schudnę, to znajdę lepszą pracę/zakocham się/będę bardziej śmiała”. Te rzeczy nie są ze sobą powiązane jak wydaje się wszystkich zakompleksionym, nieśmiałym osobom. Nad wszystkim trzeba pracować oddzielnie i po kolei. Na dobry początek możesz zacząć od kondycji, nie ma problemu. Ale dopiero później zmieniaj resztę.
Możesz odpowiedzieć na to pytanie jak tylko zechcesz poza jednym wyjątkiem. Nie możesz powiedzieć, że chcesz to zrobić, by w końcu zacząć siebie lubić i akceptować. Gwarantuję Ci, że taka odpowiedź nie doprowadzi Cię tam, gdzie chcesz. Po drodze zabłądzisz.
Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym fenomenem i nie potrafię go wytłumaczyć – mogę jedynie potwierdzić istnienie zależności. Najpierw musisz polubić siebie takim jakim jesteś, a dopiero potem możesz działać w kierunku zmian. Naprawdę nie wiem dlaczego tak jest, ale możesz przyjąć moje wytłumaczenie, że ma to związek z tym, że jeżeli nasz organizm czuje, że go lubisz to jest bardziej skory do współpracy.
Nigdy też nie stosuj odpowiedzi typu: „kiedy schudnę, to znajdę lepszą pracę/zakocham się/będę bardziej śmiała”. Te rzeczy nie są ze sobą powiązane jak wydaje się wszystkich zakompleksionym, nieśmiałym osobom. Nad wszystkim trzeba pracować oddzielnie i po kolei. Na dobry początek możesz zacząć od kondycji, nie ma problemu. Ale dopiero później zmieniaj resztę.
Sport... uzależnia
Nie wierzyłam w to zdanie do momentu kiedy spostrzegłam iż sama nie wiadomo kiedy stałam się jego ambasadorką. Ponad dwa lata temu natrafiłam na programy Ewy Chodakowskiej i po prostu zaczęłam ćwiczyć. Od tak, w środku tygodnia (to był wtorek). Zaczęłam ostro od 6-7 treningów tygodniowo. Po miesiąca zeszłam do 5, a obecnie jest to 3-4 razy na tydzień. Oczywiście, że efekty bardzo mnie motywowały, bo przecież po to ćwiczyłam, ale w pewnym momencie efekt wreszcie zrównał się z moim celem. Teoretycznie mogłabym już porzucić sport, bo mam to co chciałam. Tylko, że teraz już nie potrafię. Uzależniłam się od sportu w pozytywnym sensie.
Kiedy mam do wyboru spędzenie leniwego lub aktywnego weekendu, wybieram aktywny. Kiedy mogę gdzieś dojechać samochodem lub rowerem, biorę rower. Kiedy mogę pojechać dokądś tramwajem lub pójść piechotą, idę pieszo. Kiedyś stawiałam na wygodę, ale obecnie nie wyobrażam sobie, żebym mogła powrócić do starego stylu życia.
Kiedy mam do wyboru spędzenie leniwego lub aktywnego weekendu, wybieram aktywny. Kiedy mogę gdzieś dojechać samochodem lub rowerem, biorę rower. Kiedy mogę pojechać dokądś tramwajem lub pójść piechotą, idę pieszo. Kiedyś stawiałam na wygodę, ale obecnie nie wyobrażam sobie, żebym mogła powrócić do starego stylu życia.
Sport to styl życia
Wiem, że jest to już postrzegane w kategoriach sloganu niż głębszej mądrości. Ale naprawdę w to wierzę, że można prowadzić aktywny i zdrowy styl życia a to zaprocentuje zarówno już teraz jak i w przyszłości (np. lepszym zdrowiem). To wynika również z wcześniej wspomnianego uzależnienia – kiedy złapiesz bakcyla, nie puszczaj go i pozwól, by sport pozostał w Twoim życiu stałym elementem.
Tutaj dochodzę do wytłumaczenia magicznej rzeczy ze wstępu. Dla osoby, która praktykowała sport 3-4 razy w tygodniu, zaprzestanie aktywności było dość dokuczliwe. To znaczy, w mieszkaniu nie miałam warunków a październik był dość intensywnym miesiącem jeżeli chodzi o nowe bodźce, wiec niespecjalnie szukałam nowych. Poza tym tyle co się nachodziłam po Krakowie, to spokojnie zapewniało mi cotygodniową dawkę ruchu. Ale przecież nie o to w tym chodzi. Tęskniłam za tym uczuciem porządnego zmęczenia się. Ci, którzy ćwiczą regularnie na pewno dobrze mnie rozumieją. Dlatego weszłam w listopad z postanowieniem, że wracam do sportu. Początek miesiące mi to uniemożliwił, bo się rozchorowałam, ale kiedy tylko postawiono mnie na nogi, poszłam do najbliższego fitness klubu i wykupiłam studencki karnet na miesiąc.
W tym momencie zadziałała magia, bo po pierwsze w moim kalendarzu spokojnie znalazłam jeszcze czas na dodatkowe zajęcie czyli aktywność. A po drugie, nagle dzień zaczął mi się lepiej organizować – mogę śmiało napisać, że to się samo zadziało. Po prostu bardziej się sprężam w danym dniu, więcej robię a im większy widzę postęp, tym jeszcze więcej zadań chcę wykonać i przede wszystkim mam na to siłę. A uczucie zmęczenia zaraz po wysiłku? Bezcenne!
Tutaj dochodzę do wytłumaczenia magicznej rzeczy ze wstępu. Dla osoby, która praktykowała sport 3-4 razy w tygodniu, zaprzestanie aktywności było dość dokuczliwe. To znaczy, w mieszkaniu nie miałam warunków a październik był dość intensywnym miesiącem jeżeli chodzi o nowe bodźce, wiec niespecjalnie szukałam nowych. Poza tym tyle co się nachodziłam po Krakowie, to spokojnie zapewniało mi cotygodniową dawkę ruchu. Ale przecież nie o to w tym chodzi. Tęskniłam za tym uczuciem porządnego zmęczenia się. Ci, którzy ćwiczą regularnie na pewno dobrze mnie rozumieją. Dlatego weszłam w listopad z postanowieniem, że wracam do sportu. Początek miesiące mi to uniemożliwił, bo się rozchorowałam, ale kiedy tylko postawiono mnie na nogi, poszłam do najbliższego fitness klubu i wykupiłam studencki karnet na miesiąc.
W tym momencie zadziałała magia, bo po pierwsze w moim kalendarzu spokojnie znalazłam jeszcze czas na dodatkowe zajęcie czyli aktywność. A po drugie, nagle dzień zaczął mi się lepiej organizować – mogę śmiało napisać, że to się samo zadziało. Po prostu bardziej się sprężam w danym dniu, więcej robię a im większy widzę postęp, tym jeszcze więcej zadań chcę wykonać i przede wszystkim mam na to siłę. A uczucie zmęczenia zaraz po wysiłku? Bezcenne!
Eksperymentuj
To, co nieraz zniechęca do wykonywania jakiegokolwiek sportu, to spróbowanie siatkówki na zajęciach wuefu w szkole średniej i na tej podstawie wysnucie wniosku, że nie lubi się sportów zespołowych. Przyznam szczerze, że niespecjalnie przepadałam za wuefem, bo właśnie głównie graliśmy wtedy w siatkówkę, a ja grać w nią nie potrafię. Za to byłam dość dobra z koszykówki. Lubię też pływanie, więc jeździłam we własnym zakresie na basen. Potem miałam półroczną fascynację bieganiem. Z powrotem wróciłam do pływania, a potem na studiach miałam aerobik, z którego płynnie przeskoczyłam na ćwiczenia z Chodakowską, Mel B. i Shaun T. Obecnie eksperymentuje z siłownią, a więc bieżniami, orbitrekami itp.
Najgorsze co możesz zrobić, to zaprzestać aktywności, bo Ci się znudziła. Jeżeli nie lubisz już tenisa ziemnego, to spróbuj biegania. Zmień dziedzinę sportu, ale nie porzucaj aktywności.
Najgorsze co możesz zrobić, to zaprzestać aktywności, bo Ci się znudziła. Jeżeli nie lubisz już tenisa ziemnego, to spróbuj biegania. Zmień dziedzinę sportu, ale nie porzucaj aktywności.
Nie słuchaj innych
Wspomniałam, że zaczynając przygodę ze sportem stajesz nieraz w opozycji do swojego najbliższego otoczenia. Nie wyssałam tego z palca, a oparłam na własnym doświadczeniu. Dopiero po czasie dowiedziałam się, że np. moi rodzice dawali mi miesiąc, góra dwa na fascynację ćwiczeniami. Według nich później miałam ten sport porzucić. Nawet przez myśl im nie przeszło, że początkowe niewinne brzuszki na macie mogą przerodzić się w coś trwałego. W coś, co na tyle mnie do siebie przyciąga, że szukam możliwości na własną rękę. I to nie tak, że rodzice mnie zniechęcali lub mówili „nie uda Ci się”. Nie! Po prostu nie wierzyli. Ale ja ich też nie pytałam o zdanie, więc o niczym nie wiedziałam. Powiedzieli mi o tym dopiero parę miesięcy temu. Wiesz, jak ogromną satysfakcję wtedy poczułam? No właśnie – omal mnie nie rozsadziło :) A tak na poważnie, to właśnie m.in. z tego powodu (opinii innych) chcę byś odpowiedział sobie na pytanie: dlaczego chcę uprawiać sport lub dlaczego go uprawiam? Bo bardzo ważne jest, żebyś odpowiedź ulokował gdzieś w sobie i jeżeli po drodze gdzieś usłyszysz, że gubisz rytm podczas zumby , za wolno pływasz lub nie umiesz kopać tak wysoko jak inni, to nie zniechęci Cię to. Bo Ty dobrze wiesz swoje i wiesz co robić z opinią innych.
Z cyklu:
1. O szczęściu piszą ludzie szczęśliwi, czyli o nie wszystkie oskarżenia należy się gniewać
2. Prezenty dają szczęście! Pytanie komu najbardziej?
3. Postanowienia noworoczne - źródło szczęścia czy frustracji?
Sport nie kształtuje charakteru. On go tylko ujawnia.
/Heywood C. Broun/
Z cyklu:
1. O szczęściu piszą ludzie szczęśliwi, czyli o nie wszystkie oskarżenia należy się gniewać
2. Prezenty dają szczęście! Pytanie komu najbardziej?
3. Postanowienia noworoczne - źródło szczęścia czy frustracji?
Witaj :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis. Mam tak samo, sport to moje wielkie uzależnienie, które nie jest szkodliwe (jak to bywa często z uzależnieniami). Zawsze lubiłam sport, ale tak na prawdę pokochałam go wtedy, gdy znalazłam swoją dyscyplinę. Początki były ciężkie, wiele razy chciałam się poddać, zrezygnować z tego, ponieważ nie widziałam efektów. Ale przetrwałam to i teraz nie wyobrażam sobie życia bez tego, co robię. Jest to moja pasja, moje życie i jestem pewna, że dopóki starczy mi sił, będę to wykonywać. Jeżeli coś kochamy, to ZAWSZE znajdziemy na to czas, nawet jeśli mamy mnóstwo spraw na głowie. To po prostu jest silniejsze.
Pozdrawiam ciepło. :)
O! To cenna uwaga, której zabrakło w tym wpisie. Zawsze znajdziemy czas na to, co kochamy. A jeżeli go nie mamy, to znaczy że nie jest to dla nas wystarczające ważne.
UsuńCieszę się, że rozumiesz to uczucie, kiedy gdzieś się odnajdziesz i po czasie nie potrafisz tego odpuścić (nawet jakbyś chciała) :)
Pozdrawiam :)
Sport to świetna sprawa. Ja zacząłem regularnie ćwiczyć wiosną tego roku. Nie mam na razie żadnych spektakularnych efektów, ale trochę zrzuciłem brzuch, trochę powiększyłem mięśnie, mam o wiele lepszą kondycję, w ogóle się nie przeziębiam, a wokół większość ma anginę czy grypę.
OdpowiedzUsuńMasz rację z WF w szkole. Nie lubiłem tego przedmiotu, bo ciągle graliśmy w siatkówkę, a w lecie w piłkę na betonowym boisku..
A tak w ogóle to najbardziej lubię blogerów chyba za to połączenie: czytanie książek i uprawianie sportu.
Pozdrawiam:)
Każdy moment jest dobry, by zacząć uprawiać sport. Każdy powód jest równie dobry. Bo najważniejsze i tak jest, by kontynuować to, co się zaczęło ;-)
UsuńCo do zajęć z wf, to trochę jak z tymi lekturami na języku polskim. Wszystkim można ludzi zniechęcić, kiedy dobiera się złe narzędzia do tego, co chce się osiągnąć.
Taa..., w Blogerach zdecydowane jest coś, za co można ich lubić ;-)
Pozdrawiam!
Wiem sama po sobie, że jak się zacznie ćwiczyć to później ciężko się od tego uwolnić, bo człowiek wciąż chce więcej i nie może przestać, a jak już przestanie, to ciągnie go, aby wrócić. I dobrze! Sport to jak najbardziej pozytywne uzależnienie :) Osobiście uwielbiam się trochę zmęczyć i mieć zakwasy, bo czuję zmiany w swoim ciele i umyśle. Po chwili wysiłku czuję się zdecydowanie lepiej i moje dobre samopoczucie wzrasta :)
OdpowiedzUsuńPamiętam jak kiedyś ktoś mnie zapytał o uzależnienie i zaraz w głowie zrobiłam przegląd typowych rzeczy: alkohol, kawa, używki - wszystkie standardowe odpowiedzi odpadły. Zamiast tego powiedziałam: sport i blogowanie :-)
UsuńNajważniejsze, to wybrać sport, który najlepiej do mnie pasuje. Ja, na taką porę roku wybieram nordic walking - właściwie nie ma takiej pogody, która byłaby nieodpowiednia na chodzenie z kijami. I są to ćwiczenia na dworze, więc podwójna korzyść :-)
OdpowiedzUsuńPewnie, że najważniejsze jest znalezienie czegoś, co nam przypadnie do gustu, bo tylko wtedy można być wytrwałym w sporcie.
UsuńZ tym ćwiczeniem na dworze, to zależy od miasta. Jak patrzę co się dzieje w Krakowie, to zupełnie nie rozumiem wieczornych biegaczy... Zastanawia mnie, czy wtedy bardziej sobie szkodzą czy mimo wszystko robią coś dla zdrowia?