Strony

poniedziałek, 14 października 2013

Jedni dodają nam wiary w siebie, a inni...

„Inni ludzie to najlepsze lekarstwo na życiowe dołki,
a także najpewniejsza recepta na znajdywanie życiowych górek.”
/E.P. Seligman/

Podobno potrzebujemy 11 sekund (!), aby wyrobić sobie o kimś zdanie oraz ocenić, czy dana osoba jest sympatyczna i wiarygodna. To zapewne wtedy ważą się losy, czy kogoś polubimy, czy też nie. Oczywiście, pierwsze wrażenie można zmienić, ale jest to zadanie trudniejsze. Poza tym często te pierwsze wrażenie jest naprawdę trafne.

Zapewne są prowadzone badania nad tym, dlaczego z jednymi lepiej się dogadujemy i łatwiej zawieramy przyjaźnie niż z innymi. (Nie)stety, nie znam ich. Kiedyś za to czytałam artykuł o badaniach przeprowadzonych między dziewczynami o różniej budowie ciała. Okazało się, że szczupłe dziewczyny bardzo chętnie przyjaźniły się z grubszymi, bo podświadomie podnosiły swoją samoocenę. Niestety, w artykule nie wytłumaczyli, co na to te grubsze dziewczyny, bo przecież one z kolei nie przyjaźnią się po to, by myśleć cały czas o swojej wadze.

Jest też dobrze znana teoria, która głosi, że przeciwieństwa się przyciągają. Tylko dlaczego niektóre pary się rozchodzą z powodu różnic, a inne z kolei powstają? Aby nie było za prosto, to podobieństwa również się nie przyciągają. Oczywiście, jakieś związki powstaną w myśl tej zasady, ale podobno w takich związkach jest zwyczajnie nudno i w konsekwencji związki szybko się rozpadają.
Nie lubimy ludzi, którzy mają takie same wady jak my (działanie podświadome). Niemniej nie powinniśmy również lubić ludzi, którzy są tacy, jak my byśmy chcieli być. To sprawia, że w relacjach pojawia się frustracja i brak możliwości rozwoju osoby „poszkodowanej”.

Tak naprawdę, badacze i psychologowie serwują nam mnóstwo sprzeczności i stronią od jednej złotej rady dot. ludzi, którymi powinniśmy się otaczać. Zapewne eksperci powiedzą na swoją obronę, że od każdej reguły są wyjątki, a społeczeństwo nie powinno popadać w skrajności.
 
Dlatego zostawiamy ich i dajemy im wszystkim święty spokój. Przeanalizujmy nasze własne życia oraz naszych znajomych.
Jako dziecko każdy chce być przez wszystkich lubiani, bo potrzebujemy akceptacji z otoczenia oraz poszukujemy siebie. Zmieniamy szkoły, znajomych, dojrzewamy i zauważamy, że niektórych lubimy bardziej, innych mniej. Tylko, że czasem przy okazji powstają skrupuły. Skoro zmieniamy się MY, to zmieniają się i ONI. Nie zawsze przecież zmieniamy się w tym samym kierunku. Dlatego dużo słyszę o znajomościach, które „szkoda” zakończyć, bo tyle ma się wspólnych wspomnień i taki długi staż znajomości, że chce się walczyć o związek z osobą, której de facto już nie ma. Można walczyć o przyjaźń, ale pod warunkiem, że obie strony tego chcą. A z tym już bywa różnie. I potem osoby, które chcą ratować relacje odczuwają frustrację, złość, smutek, bo rozpamiętują coś, czego już nie ma.
 
W liceum zrozumiałam, że nie można lubić wszystkich. Niektórzy działają na nerwy, inni nas demotywują. Od takich ludzi trzymam się z daleka. Skoro sama widzę szklankę do połowy pełną, to niewiele łączy mnie z pesymistą, więc taki związek nie ma wielkich szans na przetrwanie. Trzeba pozbyć się skrupułów, bo kiedy nie ma o co walczyć, to męczymy się, a dobre wspomnienia są zacierane przez te ostatnie (nieszczególnie miłe).
Czasem na siłę trwamy w czymś starym, co już nie jest dla nas dobre, ale robimy tak, bo to znamy. Zostajemy w sferze komfortu i zamykamy się na nowe okazje, nowe znajomości.

Z zasady każdej nowej osobie daję szansę i czyste konto. Po jakimś czasie analizuję jak dana osoba na mnie wpływa. Taka dawka zdrowego egoizmu. Jeżeli ktoś mnie motywuje, inspiruje, dobrze spędzam czas w jego towarzystwie to, chcę tego czasu spędzać więcej i więcej. Dzięki takim znajomym można nabrać wiary w niemożliwe. I nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o przypadki, kiedy mamy problem i liczymy na pomoc. Tutaj chodzi o sytuacje codzienne jak podjęcie zwykłej decyzji, rezygnacja z pracy i szukanie innej, możliwość zostania pisarzem, czy umiejętność podołania konkretnemu zadaniu. Warto szukać ludzi, którzy właśnie w takich chwilach (znając nasze możliwości i zdolności) popychają nas delikatnie w odpowiednim kierunku.

Ważna sprawa. Bardzo trudno jest otaczać się pozytywnymi ludźmi, jeżeli sami należymy do kategorii marud. Tutaj nie sprawdza się teoria przyciągania przeciwieństw (zresztą prócz magnesu, gdzie ta teoria ma rację bytu?). To byłoby raczej jak próba połączenia wody z ogniem. Dlatego nie szukajmy winy w otoczeniu, a skupmy się na nas samych. Czy jestem taką osobą, z którą chciałbym się zaprzyjaźnić?


 
Życie jest za krótkie, aby spędzać je z ludźmi, którzy nas demotywują bądź nudzą, albo mamy kompletnie różne poglądy. Jedni dodają nam wiary w siebie i dopinają skrzydła, a inni ściągają na ziemię, przywiązując do stóp kamienie. Dlatego w życiu chodzi o to, by trzymać się z tymi pierwszymi i unikać tych drugich.
Powodzenia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz