Gdyby dać każdemu do wyboru czy woli być szczęśliwy, czy nieszczęśliwy w życiu, to zapewne niektóre cwaniaki zapytałyby: „a co jest łatwiejsze?”
Oczywiście, że bycie nieszczęśliwym jest łatwiejsze! Przecież powodów do narzekania jest mnóstwo: bo zła polityka, bo mało pieniędzy, bo klimat za chłodny, bo ceny za wysokie, bo brak pracy, bo studia za trudne, bo rodzina to tylko na zdjęciu ładnie się prezentuje, bo kolor włosów nie taki, bo waga za duża, bo nie mam partnera, bo awans mnie ominął, bo… Wymieniać dalej?
Cwaniaki mogą podsumować wszystko jednym zdaniem: „bo życie jest niesprawiedliwe, ot co!”. Od tego wszystko się zaczyna. Kiedy widzimy jak mają inni, a my mamy gorzej, to czujemy się pokrzywdzeni. Najczęściej przez los, oczywiście. Bo w końcu pofarbowanie włosów, emigracja do ciepłych krajów, zmiana studiów, regularne ćwiczenie, podjęcie pracy to rzeczy niewykonalne, bo „los tak chciał”. I z czego tu się w życiu cieszyć?
Zdecydowanie łatwo jest być nieszczęśliwym. Kiedy znajomy pyta: dlaczego jesteś nieszczęśliwy? Od razu możesz wytłumaczyć, że pokłóciłeś się z rodzicami, z drugą połową się nie dogadujesz, a kredyt na mieszkanie Cię wykańcza. Natomiast kiedy jesteś szczęśliwy i znajomy zada Ci to samo pytanie, to co odpowiesz? Tak po prostu? Bo życie jest piękne? Jakoś tak dzisiaj mam? Możesz tak zrobić, a znajomy popuka się dyskretnie w czoło i odejdzie.
Oczywiście, że bycie nieszczęśliwym jest łatwiejsze! Przecież powodów do narzekania jest mnóstwo: bo zła polityka, bo mało pieniędzy, bo klimat za chłodny, bo ceny za wysokie, bo brak pracy, bo studia za trudne, bo rodzina to tylko na zdjęciu ładnie się prezentuje, bo kolor włosów nie taki, bo waga za duża, bo nie mam partnera, bo awans mnie ominął, bo… Wymieniać dalej?
Cwaniaki mogą podsumować wszystko jednym zdaniem: „bo życie jest niesprawiedliwe, ot co!”. Od tego wszystko się zaczyna. Kiedy widzimy jak mają inni, a my mamy gorzej, to czujemy się pokrzywdzeni. Najczęściej przez los, oczywiście. Bo w końcu pofarbowanie włosów, emigracja do ciepłych krajów, zmiana studiów, regularne ćwiczenie, podjęcie pracy to rzeczy niewykonalne, bo „los tak chciał”. I z czego tu się w życiu cieszyć?
Zdecydowanie łatwo jest być nieszczęśliwym. Kiedy znajomy pyta: dlaczego jesteś nieszczęśliwy? Od razu możesz wytłumaczyć, że pokłóciłeś się z rodzicami, z drugą połową się nie dogadujesz, a kredyt na mieszkanie Cię wykańcza. Natomiast kiedy jesteś szczęśliwy i znajomy zada Ci to samo pytanie, to co odpowiesz? Tak po prostu? Bo życie jest piękne? Jakoś tak dzisiaj mam? Możesz tak zrobić, a znajomy popuka się dyskretnie w czoło i odejdzie.
Nieszczęśliwiec zazwyczaj jest chętniej słuchany, bo albo ludzie chcą go pocieszyć, albo chcą się przekonać, że oni sami tak najgorzej to się jeszcze nie mają. A po co słuchać szczęśliwego? By usłyszeć, że komuś się lepiej powiodło? Jeszcze zepsuje to ludziom humor na resztę dnia, więc po co?
Nieszczęśliwcy z łatwością są rozgrzeszani z drobnych zaniedbań, przewinień, błędów. Zazwyczaj towarzyszy temu stwierdzenie, że on już tyle się nacierpiał to mu wybaczmy ten błąd/pomóżmy to zrobić/zapomnijmy o sprawie. A szczęśliwiec? On musi pokazać swoją wartość (za każdym razem od nowa); to jego rzuca się na głęboką wodę, bo wiadomo że sobie poradzi; to on dostaje więcej zadań i mniej czasu na ich wykonanie, bo szczęściarz to prawie jak superman – dokona niemożliwego.
Kiedy nieszczęśliwcowi coś nie wyjdzie zawsze ma doskonałą wymówkę typu: on to już tak ma, pech go prześladuje. To wyjaśnienie w pełni nieszczęśliwca satysfakcjonuje, a otoczenie akceptuje takie zachowanie. Nieszczęśliwiec nie musi się starać, ponieważ po nim raczej niczego wielkiego się nie oczekuje. Kiedy szczęściarzowi coś nie wychodzi, o czymś zapomni, to nagle zdarzenie osiąga skalę narodową i jest afera. Bo jak to możliwe? Jak mogło jej/jemu się to nie udać? Istnieją zupełnie inne kategorie oceniania wpadek tych dwóch typów osobowości.
Finalnie, nieszczęśliwiec może sobie trwać w tym swoim nieszczęściu i nikomu to specjalnie nie przeszkadza, póki taki osobnik nie zamieni się w marudę. Marudy nikt nie lubi, bo jest zwyczajnie męcząca i pożytku z niej nie ma. A szczęściarz? Co poniektórzy życzliwi czekają na jakieś załamanie bądź upadek, bo szczęście nie jest stanem permanentnym. A zobaczyć taki upadek z bliska, to byłoby naprawdę COŚ. I to „coś” przez duże „C” – wprost niezapomniane przeżycie.
Po przeanalizowaniu sytuacji, ponownie zadaję pytanie:
Gdybyś miał do wyboru, kim chciałabyś/ chciałbyś być, kogo byś wybrał?
A co za tym idzie:
Czy wolisz łatwe życie nieszczęśliwca, czy trudne życie szczęśliwca?
Przepraszam. Zapomniałam. Ty już dokonałeś/dokonałaś wyboru. Ileś lat temu pod wpływem właśnie tamtego, a nie innego zdarzenia, wybrałeś/wybrałaś swoją drogę. Jaka ona jest?
Nieszczęśliwcy z łatwością są rozgrzeszani z drobnych zaniedbań, przewinień, błędów. Zazwyczaj towarzyszy temu stwierdzenie, że on już tyle się nacierpiał to mu wybaczmy ten błąd/pomóżmy to zrobić/zapomnijmy o sprawie. A szczęśliwiec? On musi pokazać swoją wartość (za każdym razem od nowa); to jego rzuca się na głęboką wodę, bo wiadomo że sobie poradzi; to on dostaje więcej zadań i mniej czasu na ich wykonanie, bo szczęściarz to prawie jak superman – dokona niemożliwego.
Kiedy nieszczęśliwcowi coś nie wyjdzie zawsze ma doskonałą wymówkę typu: on to już tak ma, pech go prześladuje. To wyjaśnienie w pełni nieszczęśliwca satysfakcjonuje, a otoczenie akceptuje takie zachowanie. Nieszczęśliwiec nie musi się starać, ponieważ po nim raczej niczego wielkiego się nie oczekuje. Kiedy szczęściarzowi coś nie wychodzi, o czymś zapomni, to nagle zdarzenie osiąga skalę narodową i jest afera. Bo jak to możliwe? Jak mogło jej/jemu się to nie udać? Istnieją zupełnie inne kategorie oceniania wpadek tych dwóch typów osobowości.
Finalnie, nieszczęśliwiec może sobie trwać w tym swoim nieszczęściu i nikomu to specjalnie nie przeszkadza, póki taki osobnik nie zamieni się w marudę. Marudy nikt nie lubi, bo jest zwyczajnie męcząca i pożytku z niej nie ma. A szczęściarz? Co poniektórzy życzliwi czekają na jakieś załamanie bądź upadek, bo szczęście nie jest stanem permanentnym. A zobaczyć taki upadek z bliska, to byłoby naprawdę COŚ. I to „coś” przez duże „C” – wprost niezapomniane przeżycie.
Po przeanalizowaniu sytuacji, ponownie zadaję pytanie:
Gdybyś miał do wyboru, kim chciałabyś/ chciałbyś być, kogo byś wybrał?
A co za tym idzie:
Czy wolisz łatwe życie nieszczęśliwca, czy trudne życie szczęśliwca?
Przepraszam. Zapomniałam. Ty już dokonałeś/dokonałaś wyboru. Ileś lat temu pod wpływem właśnie tamtego, a nie innego zdarzenia, wybrałeś/wybrałaś swoją drogę. Jaka ona jest?
Zadałaś trudne pytanie...Tylko czy ktoś potrafi na nie naprawdę szczerze odpowiedzieć?...Przecież sama nasza droga życia jest już wielkim znakiem zapytania…
OdpowiedzUsuńW pewnym momencie każdy z nas uświadamia sobie, że jego dotychczasowe życie nie było takie, jak sobie wcześniej zaplanował, jak sobie kiedyś wymarzył… Chyba każdy z nas zna to uczucie, gdy pragniesz jeszcze raz wrócić na pewne rozstaje dróg swojego życia, jeszcze raz przeczytać wskazówki na drogowskazach, zobaczyć jak potoczyłoby się Twoje życie, gdybyś podjął inne decyzje…
Ale masz rację - pod wpływem kogoś, czegoś i dlaczegoś wybralismy swoja drogę... Drogę, którą teraz sami sobie jednak wytyczamy...Całe nasze życie składa się z radości i smutków, z decyzji które kształtują nasze życie...Zawsze, codziennie stajemy przed wyborem jaką drogą dalej iść…I to tylko od nas zależy czy będziemy szczęśliwi czy nie...
A na koniec dodam, że nie wszystko wokół nas musi być szare… jest szare bo my sami tak to widzimy… to nasze odczucia… Dlatego trzeba usilnie, z uporem maniaka szukać tych drobnych szczegółów, które pozwolą nam się nieśmiało uśmiechnąć. I tak ponieważ praktyka czyni mistrza… z dnia na dzień będziemy dostrzegać tych pozytywnych szczegółów coraz więcej.;)
...i wtedy może dojdziemy do trzeciej opcji - łatwe życie szczęśliwca ;)
pozdrawiam
Powiem Ci, że mam bardzo mało sytuacji, do których chciałabym wrócić, by podjąć inne decyzje. Pod wpływem emocji i kiedy to „coś” miało miejsce (na dodatek nie po mojej myśli), to chciałabym wszystko pozmieniać. I to od zaraz. Patrząc jednak na te same zdarzenia z perspektywy czasu, to nie zmieniłabym niczego. Bo jak mówią: gdyby nie tamte zdarzenia czy podjęte decyzje, to nie byłoby mnie tu, gdzie jestem teraz. A moje "teraz" bardzo mi się podoba :)
UsuńTrzecia opcja jest piękna. Dla mnie wręcz idylliczna i chyba w tym miejscu pozwolę sobie na rzadko spotykany u mnie sceptycyzm i powiem, że w istnienie takiej opcji nie wierzę.
Czasem mam chwilę zwątpienia, czy warto być za wszelką cenę szczęśliwym? Bo nieraz jest tak, że człowieka optymizm wręcz rozsadza, a po chwili nadchodzi zła wiadomość, zdarza się coś przykrego i nabiera się takiej ochoty, by stanąć na jakiejś polanie i zwyczajnie się powydzierać. Pokrzyczeć na Boga/na los, czy na cokolwiek innego i zapytać, czy „dobrze się bawi?” Ja chcę widzieć w życiu tą jasną stronę i jej się trzymać, wierzyć w dobroć, ale czasem dopada mnie zwątpienie spowodowane tym, że wszystko dzieje się na przekór. I wtedy właśnie widzę taki troszkę schematyczny świat.
Na początku wyrazy uznania za fotki, są przepiękne. Zwłaszcza ta pierwsza:-)
OdpowiedzUsuńLudzie nie chcą być zadowoleni. Ludzie chcą mieć wszystko, chcą być szczęśliwi bez wysiłku. Zresztą teraz to stan szczęscia jest wymagający i wyraża się po przez posiadanie wielu rzeczy. A z moich obserwacji, nawet Ci, którzy posiadają wiele nie sprawiają wrażenia szczęśliwych. Jakaś tendencja do użalania się panuje. Obserwuję ludzi, którzy potrafią narzekać przez pół godziny, ale jak zaproponuje jakieś rozwiązanie, to niestety nie mają czasu, żeby problem rozwiązywać. Wniosek jest prosty, ludzie lubią biadolić i dalej tkwić w swoim nieszczęściu. A każdy, kto próbuję konstruktywnie rozwiązać problem jest intruzem. No cóż, dobrze, że są ludzie, którzy chcą się uśmiechać i na takich ludziach będę bazował. Bo ciągłe narzekanie na jeden problem bez próby jego rozwiazania mnie nie bawi. To jeszcze nikogo nie rozwinęło.
Życzę uśmiechu dużo, żeby szczęcie sprzyjało,
a tego co złe, jak już ma być, to niech będzie bardzo mało ;-)
Pozdrawiam cieplutko ;-)
Bardzo dziękuję za komplement, ale zdjęcia niestety nie są mojego autorstwa. Co najwyżej mogę się pochwalić (nieskromnie) gustem przy ich wyborze ;)
UsuńW tym, co napisałeś jest dużo racji. Sama spotykam się z takimi ludźmi na co dzień. Duże narzekają, mało robią, a jak Ty chcesz się "wybić", zrobić coś więcej, to przymiotnik jak ambitna brzmi prawie jak obelga, a słowo pilność można odczytać jako: to Ty już nie masz co w domu robić?
Tak jak mówisz, ludziom się nie chcę. I słyszę potem, że tu i tu nie wyrabiają, a jednocześnie rozmawiają o tym, że już nie mają w co grać na komputerze, bo jakieś tam gry juz pozaliczali i co teraz mają zrobić? A ja słucham i czasem mam wrażenie, że jestem jedyna, która dostrzega absurd sytuacji ;-)
Dlatego lepiej się trzymać ludzi pozytywnych, którym wciąż się chcę. Tylko o takich jakby coraz trudniej...
Dziękuję za życzenia, oby miały moc sprawczą! ;)
Pozdrawiam!
A ja jak zwykle pod prąd(?). Bo ja uwielbiam marudzić bo to potem motywuje mnie samą do pracy szukania innych rozwiązań:P Tak, mnie mój kolor włosów się nie podobał ale zrobiłam tak żeby mieć taki jak chce. U mnie marudzenie pobudza proces myślowy, doprowadzam do rozwiązania problemu (a przynajmniej się staram) a potem pławię się w swoim szczęściu i zadowoleniu :D
OdpowiedzUsuńW takim razie myślę, że można Cię nazwać szczęśliwą marudą? Ten podział zrobiłam jako ogólny. Wiadomo, że nie wszyscy się wpisują w ten wzorzec. Wpis powstał na podstawie obserwacji ludzi z mojego otoczenia i odniosłam wrażenie, że można zakwalifikować ich w takie właśnie
Usuńkategorie.
A płynięcie pod prąd w obecnych czasach to nic innego jak bycie szczęśliwym ze swojego życia ;)