Strony

niedziela, 26 stycznia 2014

Śnieg zimą

Wczoraj spadł u mnie pierwszy śnieg tej zimy. Temperatura gwałtownie poleciała do minus piętnastu nocą, co spowodowało zamarznięcie rzek, oblodzenie chodników oraz problemy z nagrzaniem domu. To wszystko skłoniło mnie do zadania pytania: ilu ludzi zaczęło właśnie narzekać?



Umówmy się, że śnieg zimą to rzecz niespotykana. Jest więc w czym wybrzydzać i na co narzekać. Przeanalizujcie spokojnie poniższe pytania:
Ilu ludzi spojrzało rano przez okno i na widok minusowej temperatury głośno jęknęło? Ilu narzekało na to, że nie potrafi znaleźć czapki? Ile samochodów dzisiaj odmówiło posłuszeństwa i nie odpaliło? Ilu właścicieli musiało wczoraj odśnieżać swoje samochody? Ilu ludzi spędziło kilka dodatkowych godzin w opóźnionych pociągach? Ilu ludzi przemarzło na krótkim spacerze? I wreszcie: ilu z tych wszystkich ludzi dało głośno wyraz swojego niezadowolenia w postaci np. wyrażenia „i znów wszystko przez tą cholerną zimę”?

Przed nami dwa miesiące kalendarzowej zimy i nie wiadomo ile tej rzeczywistej. Czy to oznacza, że przez najbliższe dwa miesiące będziemy codziennie narzekać? Nie.

Będziemy narzekać przez kolejne jedenaście miesięcy. Co najmniej.
Wiosną nie lubimy niepewnej pogody, deszczy oraz powodzi. Latem szkodzą nam upały, klimatyzacja ciągle się psuje, a do tego dochodzi zazdrość o zagraniczne wakacje kolegi z pracy. Jesień to powrót do przenikliwego chłodu, ubierania dwóch swetrów zamiast jednego, coraz krótszych dni oraz okres słynnej depresji.

"Dobra wiadomość" jest taka, że narzekanie nie jest niczym ograniczone. Nawet czas go nie ogranicza. Narzekać można zawsze i wszędzie. Bez problemu znajdziemy kogoś, kto przyłączy się do wspólnego utyskiwania na wszystko i wszystkich.

W okolicach Świąt Bożego Narodzenia nieraz byłam świadkiem rozmów, gdzie znajomi wymieniali się uwagami, że teraz śniegu nie ma, a co gorsza zapewne będzie na Wielkanoc. Sama nie wiem co było gorszą zbrodnią w ich mniemaniu: aktualny brak śniegu, czy ten domniemany w przyszłości? Chyba najlepiej jakby śnieg w ogóle nie spadł. Po co śnieg zimą?!

Przez weekend przyjęłam pewną taktykę. W sobotę nie wyszłam w ogóle z domu. Wiem, że nie każdy może sobie na to pozwolić. Dlatego dzisiaj udałam się na godzinny spacer, przemarzłam do szpiku kości i wróciłam przemarznięta. Czy byłam zła i naburmuszona? Nie. Bo w końcu znalazł się pretekst, by po powrocie do domu wypić herbatę z wiśniówką :-) Rozgrzewający napój zdziałał cuda w ciągu godziny. I gdzie tu powód do narzekania?

Razem z przyjaciółką rozróżniamy dwa rodzaje narzekań: konstruktywne i bezsensowne. Pierwsza kategoria dotyczy narzekania na rzeczy, które jesteśmy w stanie zmienić. W tym przypadku narzekamy, bo chcemy coś zmienić i komentarz w stylu: znowu mi nie wyszło, ma na celu mobilizację. Ukazuje luki, miejsca warte poprawy, na które skierujemy nasze przyszłe działanie. Sprawią, że powód do narzekania zniknie. Tak warto narzekać.
Druga kategoria dotyczy narzekania, które nic w nasze życie nie wnosi. Nie odpowiada nam pogoda, nasze dochody, oceny, waga itp. Jednak nic z tym nie robimy lub nic z tym zrobić nie możemy (pogoda). Jesteśmy monotematyczni, chodzimy i zamęczamy wszystkich dookoła swoim punktem widzenia. Takiego narzekania na dłuższą metę nie da się znieść. Nawiasem pisząc, takich ludzi unikam. Nie potrafię się z nimi dogadać, bo wyznaję twardą zasadę: narzekam tylko na to, co mogę zmienić.

Pewnie myślicie, że jest to trudne zadanie, ale to tylko pozory. Szybko nauczyłam się rozróżniać: co mogę zmienić, a czego nie. Nawet jeżeli czasem zdarzy mi się zbłądzić, to mam wokół siebie ludzi, którzy mnie „ustawiają do pionu.” Dzięki czemu, mało narzekam i jestem szczęśliwsza. Każda pozytywna zmiana w naszym życiu, wywołuje uśmiech zadowolenia, ponieważ pojawia się jednocześnie myśl „udało się i ja tego dokonałam!”. A kiedy tylko narzekamy, niczego nie zmieniając, to skupiamy się na dostrzeganiu jedynie minusów najbliższego otoczenia i życie zwyczajnie przestaje cieszyć. Pojawia się za to coraz więcej odcieni szarości.

Wracając ze spaceru, byłam mimowolnym świadkiem rozmowy dwojga ludzi, którzy wyprowadzali swoje pupile na spacer. Wymieniali się uwagami o pogodzie i w którymś momencie padła uwaga, że „wcale nie jest tak źle” (o dziwo!). To daje iskierkę nadziei, że jednak nasz naród niekoniecznie musi zawsze narzekać. Czasem potrafimy też zaakceptować pewne rzeczy. Nikomu nie karze się cieszyć opadem śniegu, ale czy zwykła akceptacja nie jest lepsza od ciągłego gderania?

4 komentarze:

  1. Ja tam się cieszę, że mamy zimę. Wkurza mnie wiatr, śnieg, niska temperatura, ale cieszę się z zimy, bo później bardziej doceniam wiosnę i lato. Gdyby było samo lato to nie doceniałbym Słońca i wysokiej temperatury.
    A Polacy to taki naród, że woli narzekać na pogodę, na drogi, na polityków i tysiące rzeczy niż ruszyć dupę i coś robić.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ze wszystkim: jak jesteśmy samotni to doceniamy miłość, jak chorzy to doceniamy zdrowie itd... Niemniej mam ten sam sposób myślenia co Ty ;-)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ale zazdroszczę ! Ile ja bym dala za tą piękną zimową aurę, strasznie tęsknię za śniegiem ! Oj tak Polacy lubią narzekać, jak nie deszcz, to śnieg.. Ja uwielbiam każdą pogodę i dzięki temu, że pada u mnie deszcz praktycznie codziennie zaczęłam wszystko doceniać i staram się widzieć same pozytywy, a nie ciągle negatywy.
    Szkoda życia na narzekanie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie masz mi co zazdrościć, bo dzisiaj resztki śniegu stopniały. Pogodę mamy iście wariacką w tym roku ;-) Przyznam szczerze, że łatwiej mi cieszyć się z zimy (obojętnie jakby nie mroźnej) niż z deszczu. Nad tym drugim cały czas pracuję, bo jak mówią: szkoda życia na narzekanie ;-)

      Usuń