Strony

wtorek, 19 sierpnia 2014

"Nie myślę. Tylko patrzę."


Niedawno miałam okazję usłyszeć historię, która z pozoru jest zwyczajna. Zapewne znacie podobne, a może nawet ktoś z Waszej rodziny mógłby zastąpić dzisiejszego głównego bohatera. Ja jednak zetknęłam się z tym po raz pierwszy, a kiedy słuchałam o rzeczach, które dotąd widziałam tylko na filmach, poczułam przyjemne dreszcze na skórze.



Bohater naszej historii nazywał się Władysław. Nazywał się, ponieważ jest to historia człowieka, który umarł rok temu z uśmiechem na ustach.
Pan Władysław miał ponad siedemdziesiąt lat, trochę więcej niż przeciętną emeryturę i był bardzo szczęśliwym człowiekiem. Nie wiem, czym zajmował się przez całe życie, ale będąc na emeryturze spędzał mnóstwo czasu jeżdżąc na rowerze. To był niemal jego rytuał, ponieważ codziennie udawał się na swoją wycieczkę do lasu, gdzie miał parę ulubionych szlaków i tam znikał na jakiś czas. Pomimo, że dostał od wnuków nowy rower, zostawiał go w garażu i jeździł na swoim ulubionym starym modelu. Kwestia sentymentu? Może.

Pan Władysław dużo o tym mówił, jaki jest szczęśliwy. Ma rodzinę, dom i swoje wycieczki do lasu. Człowiek ten ani razu nie był za granicą – nawet na wakacjach.

Można powiedzieć, że pan Władysław nie chciał więcej niż miał. Potrafił się cieszyć dokładnie z tego, co posiadał. I tutaj jest ten fenomen. Dużo się czyta, a jeszcze więcej mówi na temat tego, jak ważne jest cieszenie się małym, codziennym szczęściem i docenianie tego, co się ma. To chyba w myśl przysłowia, że lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Gdzieś tam w głębi ducha staram się o tym pamiętać i potrafię znaleźć szczęście w chwilach dnia – np. kiedy dla odmiany nie pada przez kwadrans (taki przykład na czasie). Różnica polega na tym, że z jednej strony przyszłość w oparciu o jakieś konkretne osiągnięcia, wyjazdy czy zakupy. Mam szczęście, ale ciągle chcę go więcej. Pan Władysław miał to, co miał i nie myślał o przyszłym szczęściu, bo po co chcieć przyszłe szczęście skoro on już staram się cieszyć tym, co mam. Z drugiej stawiam sobie nowe wyzwania, planuję miał teraźniejsze, które go w pełni satysfakcjonowało?

Nie wiem czy różnica w postrzeganiu świata zależy od naszej odmiennej mentalności, innych doświadczeń czy też zwyczajnie wieku. Natomiast wiem, że Pan Władysław musiał być szczerze szczęśliwy. Szczęśliwy niewymuszonym szczęściem. Nie był pod wpływem tych wszystkich obecnie „modnych hasełek”. To, co robił; to, jak żył było podyktowane jego wewnętrznym przekonaniem, a nie trendem. I takiego szczerego, niewymuszonego szczęścia życzyłabym sobie w moim jak i w Waszym życiu.

W ramach podsumowania cytuję dzisiaj historię dot. Indian i ich sposobu patrzenia na szczęście i czas (daje do myślenia):
Indianin wisiał w hamaku na przyzbie i jak co dzień nic nie robił. A dookoła niego rosła sobie bujnie bieda. (Właściwie lepiej byłoby napisać BIEDA – taka była wielka.) Chałupa, którą ulepił z gliny dawno temu, przechyliła się i nieuchronnie zmierzała ku upadkowi…
- Ale przecież jeszcze stoi – powiadał Indianin – więc na razie nie ma co naprawiać.
Dookoła niego orbitowało stadko głodnych prosiaków. Były bardzo czujne – gotowe rzucić się ze smakiem nawet na niedopałek papierosa albo papierek po cukierku. Stadko składało się w przeważającej części z łaciatej skóry i kości. A kości te sprawiały wrażenie, jakby lada chwila miały się przebić na zewnątrz…
- No bo te świnie są straśnie leniwe i nic sobie nie umią znaleźć do żarcia – objaśnił Indianin.
- To może byś im sypnął garść kukurydzy? – zapytałem pewnego razu.
- Świniom dawać jeść?! – oburzył się i zdziwił jednocześnie – Wy Biali, to zupełnie pojęcia nie macie o zasadach gospodarki hodowlanej. Świnie nie są po to, żeby je człowiek karmił, tylko na odwrót – zakończył dyskusję.
(…)


- Do roboty? A po co? – pytał szczerze zdziwiony.
- Jak to po co? Żeby dzieciom kupić coś do jedzenia.
- Nie warto. Jedzą i jedzą, a i tak są zawsze głodne. Dzieci się nigdy nie udaje napełnić. Po prostu muszą z tego wyrosnąć…
- Z głodu się nie wyrasta!
- Ja wyrosłem. Nic mi się nie chcę – nawet jeść. No więc i one wyrosną, ale na to nie trza jedzenia, tylko CZASU – zakończył znanym mi już tonem proroka.
(…)

- No a jakbyś na przykład wyhodował więcej świń, no i może przynajmniej odrobinę bardziej tłustych niż te tutaj, to mógłbyś którąś sprzedać i zarobić.
- A po co? – zapytał i odpowiedział jednocześnie. Czułem, że mój zdrowy rozsądek został powalony na łopatki i zaczęło się odliczanie.
- Pieniądze mi szczęścia nie kupią – dodał po chwili – I w ogóle w naszej okolicy są mało praktyczne. Wszystko czego człowiekowi potrzeba rośnie sobie dookoła – pokazał palcem w kierunku lasu, niewielkiego zagonu kukurydzy oraz niewysokiej palmy, na której dojrzewały właśnie dorodne papaje.
(…)


- Naprawdę nie ma nic, co chciałbyś mieć? – zapytałem kilka dni później (wypróbowawszy wcześniej wszystkie możliwe przedmioty i usługi dostępne za pieniądze). – Niczego Ci nie brakuje?
- Czasu.
- Jak to czasu?! Przecież całe dnie nic nie robisz, tylko wisisz w hamaku.
- A ile jeszcze tak powiszę, hę?
- A co to za różnica?
- Widzisz, gringo, dla mnie szczęście jest wtedy, gdy mogę sobie wisieć w hamaku i nic nie robić. Im dłużej, tym lepiej. Nic nie boli, nie nagli, nie czeka. Nikt nie woła. Brzuch nie burczy, że chce jeść; żona nie burczy, że chce, żeby jej coś zrobić. Moje szczęście to ta spokojna chwila, która właśnie trwa: nikt i nic niczego ode mnie nie chce, nie trzeba się wysilać, martwić, nigdzie iść.
- Wy, Biali – dodał po chwili namysłu – znajdujecie swoje szczęście w ruchu, a my w bezruchu. Wy ciągle musicie coś zmieniać, porządkować, ulepszać, a my poszukujemy stanu ukojenia… I kiedy go znajdziemy, to wolimy się nie poruszać, żeby czegoś nie zepsuć.
(…)

- A o czym myślisz, kiedy tak wisisz w hamaku i patrzysz na piękny zachód słońca przed nami?
- Nie myślę. Tylko patrzę.
Przerwał, zastanowił się chwilę, a potem dodał:
- I to jest właśnie to, czego ty, gringo, nie potrafisz robić… Ani nawet zrozumieć.
Miał rację. Nie potrafiłem.*




A Ty? Potrafisz?



* W. Cejrowski, Gringo wśród dzikich plemion, wyd. „Bernardinum”, Poznań 2006

13 komentarzy:

  1. Normalnie czytasz w moich myślach. Niesamowite !
    W niedziele znajomy opowiadal mi te kawalki, które ty tu zacytowalas i wlasnie zapomnialam się go zapytać jaką książkę on czytal, bo ją zachwalal i wlasnie się zastanawialam a tu wchodzę na Twojego bloga i mam odpowiedź. Woow !

    A co do ostatniego fragmentu to uwielbiam zachody slonca i jak na nie patrze to zachwycam się ich pięknem i nie myśle. Wspaniale uczucie tylko stac i patrzeć. Znam je bardzo dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że się tak zamieniamy. Ja czytam w Twoich myślach, Ty w moich... :) Ale przyznaję, że sytuacja rzeczywiście mało prawdopodobna... Cieszę się, że mogłam pomóc. A książkę warto przeczytać w całości. Bardzo mi się podobała, bo jest napisana zabawnym językiem i umieszczono w niej wiele absurdalnych sytuacji oraz mądrych przemyśleń. Każdy coś dla siebie znajdzie, a czyta się bardzo szybko!

      Usuń
    2. Przyłączam się do zachęcenia wszystkich, by przeczytali tę książkę. Jest naprawdę ciekawa.
      Chciałabym umieć tylko patrzeć, chociaż 5 min dziennie... i nic nie myśleć :)

      Usuń
  2. świat jest taki, jakim go postrzegamy. od naszej interpretacji zależy, jak przyjmiemy różne wydarzenia. czy docenimy to, co mamy. najczęściej jednak jesteśmy przekonani, ze "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma".
    takie szczęście jak z tego opowiadania jestem w stanie zrozumieć i podziwiam tą prostotę myśli, też czasem tak to odczuwam :)
    pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa... a trawa zawsze jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu ;-)
      Prostota myśli - uderzyłaś w sedno problemu. Tego nam brakuje i chociaż bardzo podoba mi się takie myślenie, bo jest w tym coś niewymuszonego i kojącego, to nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie to osiągnąć. Ale nie poddaję się!

      Usuń
  3. Szczęścia trzeba szukać w samym sobie. Jeżeli czlowiek tego nie potrafi próbuje zapełnić pustkę dobrami materialnymi, a takie szczęście jest tylko chwilowe. I próbuje znowu i znowu. Rzeczy się piętrzą, a jak był nieszczęśliwy tak dalej jest. Minimalizm to jedna z dróg, która może nauczyć nas być szczęśliwym bez zbędnych bibelotów. Tylko w dzisiejszych czasach rzadko o taki obrazek (przykład: kobiety, które mają pełną szafę, a mimo to kupują kolejne ciuchy. A mąż w pracy 24/7. Zakupami próbują choć na chwilkę poczuć co to szczęście).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że podejście minimalistyczne jest teraz trendy tylko wśród osób, które uczyniły z tego sposób na życie i mają wszystko w minimalnych ilościach, a w domu zyskują dzięki temu niespodziewaną przestrzeń. Reszta społeczeństwa, czyli przypuszczam jakieś 90% ludzi, wciąż tkwi w pędzie, że chcą więcej i więcej... Bo takie mamy czasy, takie możliwości, taki postęp i rozwój. Pewnie dla niektórych byłoby niepojęte, że można cały dzień przeleżeć w hamaku i być szczęśliwym. Wydaje się to by najlepszym przykładem marnotrawienia czasu a nie sposobem na bycie szczęśliwym... Trudno to zrozumieć, jeszcze trudniej zastosować. Bo w sumie, każdy z nas ma inne pojęcie szczęścia w sobie ;-)

      Usuń
  4. Coś w tym jest... mnie bezczynność zabija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym tak miała cały dzień przeleżeć w hamaku, to pewnie też by mnie zabiła. Ale godzinę? Dlaczego nie! :)

      Usuń
  5. To mi się kojarzy z tą reklamą "Uwolnij radość". Aż sobie taki napis powieszę nad toaletą :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę przewrotna jest ta historia z Indianinem. Z jednej strony pokazuje, by cieszyć się z pierdół typu leżenie na hamaku i patrzenia na Zachód Słońca, a z drugiej ten Indianin przypomina mi moich leniwych klientów albo dresów pijących piwo przed blokiem.
    Jeśli chodzi o pana Władysława, to fajnie, że do końca życia był aktywny i fajnie, że cieszył się i doceniał małe przyjemności, bo to rzadko się zdarza..
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że patrząc na sprawę z punktu widzenia Twoich klientów czy dresów, to oni w pełni tego Indianina rozumieją i stosują się do jego zaleceń ;)
      No właśnie - tak rzadko, że tym większe wrażenie robią na mnie takie historie :-)

      Usuń