Czasem sobie myślę: „nie chcę mi się”, „dajcie mi święty spokój”, „dzisiaj to nie jest mój dzień”. Czasem wszyscy tak myślimy, bo każdy z nas miewa gorsze dni. Całodobowe szczęście nie jest normalne i pewnie jego przedawkowanie groziłoby okropnymi skutkami ubocznymi. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nie istnieje takie zjawisko jak „permanentne szczęście”? Zapewne to dla równowagi, co pewien czas jesteśmy spychani na dno dna, żebyśmy pamiętali gdzie to wszystko się zaczyna i dzięki temu zachowali zdrowie psychiczne.
Tym, którzy obecnie przeżywają swoje gorsze dni, chciałam przekazać, że nie są sami. Bo, czy…
Szkoda tylko, że ucieczka nie jest żadnym rozwiązaniem. Chyba, że to ucieczka na wyspy Kanaryjskie bez zamiaru powrotu. Wtedy jestem w stanie dopatrzeć się w tym jakiegoś sensu. No i gdyby ktoś się wybierał w taką podróż, to bardzo proszę mnie poinformować. Myślę, że na bilet w jedną stronę będzie mnie stać ;-)
Szkoda tylko, że ucieczka nie jest żadnym rozwiązaniem. Chyba, że to ucieczka na wyspy Kanaryjskie bez zamiaru powrotu. Wtedy jestem w stanie dopatrzeć się w tym jakiegoś sensu. No i gdyby ktoś się wybierał w taką podróż, to bardzo proszę mnie poinformować. Myślę, że na bilet w jedną stronę będzie mnie stać ;-)
Obecnie jestem w takim momencie życia:
Wielu ludzi upada, ale już nie tak wielu się podnosi. Dla mnie dobrym przykładem tego, jak się podnieść jest życie Martyny Wojciechowskiej. Nie znam jej życiorysu od A do Z, nawet nie interesuję się wspinaczkami górskimi, a wyjazdy do dalekich krajów lubię oglądać jedynie w TV. Czy w takim razie mogę powiedzieć, że podziwiam Wojciechowską i dodać, że jest moim autorytetem? Może nie w 100%, bo jednak mamy ciut odmienne charaktery i temperamenty, ale jest taka część, której zazdroszczę wszystkim ludziom (a Pani Martyna posiada tego w nadmiarze) – mianowicie chęć robienia wielu rzeczy na raz, ciągłe działanie i bycie w ruchu. Pisząc krócej, mam na myśli radość z życia.
Z zainteresowaniem przeczytałam wywiad z Panią Martyną (TS 7/2015). Z całej gazety zostało mi już tylko kilka wyrwanych stron z artykułem, które zachowałam. Na zdziwione spojrzenie mamy „po co Ci to?”, odpowiedziałam „na gorsze dni”.
W leadzie artykułu czytam: „Nie czytajcie dossier Martyny w Wikipedii, bo łatwo wpaść w kompleksy. Piszą tam o zdobyciu Korony Ziemi, o rajdzie Dakar, o tym, że jest nurkiem, motocyklistką, że prowadziła Big Brothera, że jest naczelną trzech pism, że ma program Kobieta na krańcu świata i pisze książki, i zrobiła MBA, i…”
Może właśnie dlatego nie znam jej życiorysu? Mogłoby to zrodzić za dużo kompleksów ;-)
Przeczytałam cały artykuł i spodobała mi się mądrość życiowa, którą Pani Martyna prezentuje. Nie wywyższa się, nie przekazuje wiedzy z poradników – mówi jak jest.
Wielu ludzi upada, ale już nie tak wielu się podnosi. Dla mnie dobrym przykładem tego, jak się podnieść jest życie Martyny Wojciechowskiej. Nie znam jej życiorysu od A do Z, nawet nie interesuję się wspinaczkami górskimi, a wyjazdy do dalekich krajów lubię oglądać jedynie w TV. Czy w takim razie mogę powiedzieć, że podziwiam Wojciechowską i dodać, że jest moim autorytetem? Może nie w 100%, bo jednak mamy ciut odmienne charaktery i temperamenty, ale jest taka część, której zazdroszczę wszystkim ludziom (a Pani Martyna posiada tego w nadmiarze) – mianowicie chęć robienia wielu rzeczy na raz, ciągłe działanie i bycie w ruchu. Pisząc krócej, mam na myśli radość z życia.
Z zainteresowaniem przeczytałam wywiad z Panią Martyną (TS 7/2015). Z całej gazety zostało mi już tylko kilka wyrwanych stron z artykułem, które zachowałam. Na zdziwione spojrzenie mamy „po co Ci to?”, odpowiedziałam „na gorsze dni”.
W leadzie artykułu czytam: „Nie czytajcie dossier Martyny w Wikipedii, bo łatwo wpaść w kompleksy. Piszą tam o zdobyciu Korony Ziemi, o rajdzie Dakar, o tym, że jest nurkiem, motocyklistką, że prowadziła Big Brothera, że jest naczelną trzech pism, że ma program Kobieta na krańcu świata i pisze książki, i zrobiła MBA, i…”
Może właśnie dlatego nie znam jej życiorysu? Mogłoby to zrodzić za dużo kompleksów ;-)
Przeczytałam cały artykuł i spodobała mi się mądrość życiowa, którą Pani Martyna prezentuje. Nie wywyższa się, nie przekazuje wiedzy z poradników – mówi jak jest.
„(…) uważam, że świat nie jest mi nic winny. Jeśli coś mi się nie udaje, wejdę do swojej norki, posiedzę, następnego dnia problem wygląda lepiej.”
„To moja zachłanność życiowa. Ona mnie napędza, sprawia, że ciągle chcę więcej, ale też powoduje, że nigdy nie osiągam nasycenia.”
„Życie mamy tylko jedno, nie chcę na jego koniec pomyśleć, że tylu szans nie wykorzystałam.”
„(…) chcę być człowiekiem, który mówiąc A, kończy na Z.”
„Dlaczego my wciąż komplikujemy proste rzeczy? Oglądałeś film Furia z Bradem Pittem? On tam jedzie czołgiem przez pożogę wojenną, bo tak trzeba. Nie zadaje zbędnych pytań. Ja jestem takim typem, codziennie wsiadam do czołgu i jadę. Najlepiej jak potrafię. Nie potrzebuję żadnej filozofii, żeby co rano wstać z łóżka i robić to, co sobie obiecałam.”
„- A pytasz czasem, czy robisz rzeczy ważne?
- Dla świata? Nie zawsze. Jakie znaczenie ma fakt, że Martyna wspięła się na jakąś górę? To jest istotne dla mnie. Jadę na Dakar, docieram na kraniec świata, żeby przesunąć horyzont, pokonać słabość. Chcę się dowiedzieć, gdzie jest mój limit odporności, odwagi. A to okazuje się też ważne dla paru osób, które dzięki mnie uwierzyły, że niemożliwe istnieje. Bo weszłam na Everest półtora roku po złamaniu kręgosłupa.”
„Życie jest ryzykiem. Czy naprawdę wychodząc rano z domu, masz pewność, że do niego wrócisz? Bo ja nie.”
"– Pamiętam sprzed lat twój kalendarz wypełniony na dwa lata naprzód. Wszystko zaplanowane, żadnej improwizacji.
- To też się zmieniło, bo zrozumiałam, że życie pisze lepsze scenariusze. Przykład? Dopóki nie poleciałam do Tanzanii, nie wpadłam na pomysł nakręcenia filmu dokumentalnego.”
„To moja zachłanność życiowa. Ona mnie napędza, sprawia, że ciągle chcę więcej, ale też powoduje, że nigdy nie osiągam nasycenia.”
„Życie mamy tylko jedno, nie chcę na jego koniec pomyśleć, że tylu szans nie wykorzystałam.”
„(…) chcę być człowiekiem, który mówiąc A, kończy na Z.”
„Dlaczego my wciąż komplikujemy proste rzeczy? Oglądałeś film Furia z Bradem Pittem? On tam jedzie czołgiem przez pożogę wojenną, bo tak trzeba. Nie zadaje zbędnych pytań. Ja jestem takim typem, codziennie wsiadam do czołgu i jadę. Najlepiej jak potrafię. Nie potrzebuję żadnej filozofii, żeby co rano wstać z łóżka i robić to, co sobie obiecałam.”
„- A pytasz czasem, czy robisz rzeczy ważne?
- Dla świata? Nie zawsze. Jakie znaczenie ma fakt, że Martyna wspięła się na jakąś górę? To jest istotne dla mnie. Jadę na Dakar, docieram na kraniec świata, żeby przesunąć horyzont, pokonać słabość. Chcę się dowiedzieć, gdzie jest mój limit odporności, odwagi. A to okazuje się też ważne dla paru osób, które dzięki mnie uwierzyły, że niemożliwe istnieje. Bo weszłam na Everest półtora roku po złamaniu kręgosłupa.”
„Życie jest ryzykiem. Czy naprawdę wychodząc rano z domu, masz pewność, że do niego wrócisz? Bo ja nie.”
"– Pamiętam sprzed lat twój kalendarz wypełniony na dwa lata naprzód. Wszystko zaplanowane, żadnej improwizacji.
- To też się zmieniło, bo zrozumiałam, że życie pisze lepsze scenariusze. Przykład? Dopóki nie poleciałam do Tanzanii, nie wpadłam na pomysł nakręcenia filmu dokumentalnego.”
Niekoniecznie chciałabym przeżyć dokładnie to wszystko, co Pani Martyna, ale chciałabym przeżyć moje życie w szczególny sposób – wart zapamiętania. Po mojemu. Nietuzinkowo. Szczęśliwie. Ostatnio dużo nad tym myślę. W konsekwencji ciągle potykam się o myśl, że wypadałoby wreszcie wziąć się za napisanie scenariusza mojego życia (a może jest już napisany i wystarczy go tylko odnaleźć?). Podbudowana wysnutymi wnioskami wracam do nauki - dzisiaj będzie zdecydowanie lepszy dzień!
witam Ciebie bardzo serdecznie, z tej strony dawna someonextoxlove, chciałabym Cie serdecznie zaprosić w moje nowe miejsce i będzie mi bardzo miło, jeśli zechcesz mnie odwiedzić :)
OdpowiedzUsuńjak mi brakowało Ciebie i Twojego pisania! i Ty masz gorszy dzień? tą notką tak mnie zmotywowałaś i naładowałaś pozytywną energią! faktycznie pani Martyna ma ciekawe podejście, bo może to, co robimy, do czego dążymy nie jest istotne dla świata, ale jest ważne dla nas i warto o to walczyć. a niepowodzenia się zdarzają, tylko trzeba wyrównywać liczbę upadków i wzlotów, żeby tych pierwszych nie było więcej :)
życzę Ci kolejnych dobrych dni, te złe MUSZĄ minąć :)
jeszcze raz bardzo serdecznie zapraszam do siebie i cieszę się, że znów tutaj zajrzałam :)
ściskam mocno! :*
Jej! Bardzo się cieszę, że wróciłaś! :-)
UsuńTak, miałam gorszy dzień - nie "zły". Po prostu gorszy, słabszy... A kiedy miewam takie dni staram się robić wszystko, by jak najszybciej z nich wyjść. Czasem pomagają słowa innych, czasem książka, czasem film. Tym razem był to blog i pani Martyna. Pierwsza raz zastosowałam takie rozwiązanie, ale pomogło ;-) Bilans wychodzi nieznacznie na plus!
Cieszę się, że ponownie do mnie zajrzałaś :)
Martyna jest naprawdę inspirującą kobietą. Dla nas młodych kobiet powinna być pewnego rodzaju drogowskazem, że w zasięgu ręki jest niemal wszystko, a my sięgamy po to, co chcemy.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to Martyna właśnie jest takim drogowskazem, który pokazuje "skoro ja mogę, to dlaczego Ty nie?". To daje do myślenia i tym bardziej skłania do działania.
Usuńwiem, przepraszam, że zniknęłam tak bez słowa...
OdpowiedzUsuńa gdzie i na co na magisterkę się wybierasz? :)
znajdź trochę czasu dla siebie! to też jest bardzo ważne!
ściskam Cię mocno! :*
Na zarządzanie, ewentualnie na ekonomię. A gdzie? Po pierwsze do Wrocławia! :-) Ale mam też dwie inne alternatywy - w połowie lipca, po egzaminach wstępnych będę wiedziała już na pewno.
Usuńooo tak też marze o wypadzie w jedną stronę na wyspy kanaryjskie :D
OdpowiedzUsuńco do obrazków to pierwszy zdecydowanie do mnie teraz pasuje
Marzenie to chyba za duże słowa w moim przypadku - aktualnie co innego mam na tapecie. Ale taki wyjazd na Kanary byłby miłą odmianą od tego co mam za oknem ;-)
UsuńŻycie płynie sinusoidą. Tylko ci, którzy to rozumieją nie przygnębiają się swoją gorszą formą. Wiedzą po prostu, że to przejściowe i trzeba sobie dać przyzwolenie na chwilową "niemoc". Poobserwować w tym czasie, skoro nie ma inwencji do działania. Taka spokojna kontemplacja świata to motor napędowy do kolejnej aktywności:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się w szczególności ostatnie zdanie. Wiem, że zrozumienie swojego "gorszego dnia" pozwala na zrobienie pierwszego kroku w stronę "lepszego dnia." Niemnie, czasem chyba po prostu trzeba dać temu dniu przeminąć, pozwolić niektórym wydarzeniom zatrzeć się w pamięci. Nie ma innej rady, bo nic na siłę zmienić się nie da.
UsuńJa na tej swojej plantacji też ostatnio jakaś smętna byłam, mimo wszystko coś mnie podłamało i chciałam uciec od wszystkich i tego całego świata. Na szczęście dzisiaj impas również pokonany - nowe buty mi w tym pomogły ;-) A ten tekst umocnił mnie w przekonaniu, że życie każdemu czasem pokaże jezyk, tak po prostu. Tzn. w głębi duszy zawsze to wiedziałam, ale kiedy przychodzą gorsze dni, to i tak tę wiedzę muszę sobie wygrzebywać z zakamarków mózgu :-)
OdpowiedzUsuńMoże druga połowa w czerwca ma w sobie coś, co nie pozwala na zbyt wiele uśmiechu? Może to wynik analizy tego, że minęło już pół roku i co ja z tym życiem zrobiłam w międzyczasie? Przynajmniej po sobie takie refleksje.
UsuńNa zakupach też byłam niedawno, ale ta terapia na krótko pomogła. Chyba muszę poczekać aż egzaminy spadną mi z głowy, to trochę odetchnę i spojrzę na życie przychylniej ;-)
Rozumiem Cię doskonale. Też lubię poczytać takie teksty na swoje gorsze dni!
Też bardzo lubię Martyne Wojciechowska, właśnie za jej ekspresję, chęć do życia i radość jaką emanuje. Co do problemów i tego, że czasami nic nam się nie chce... Ja czasami po prostu daje się ponieść upływowi czasu... nic na sile, apotem rozwiązanie przychodzi samo
OdpowiedzUsuńWiem. Też to stosuję - zazwyczaj po tym jak najpierw się miotam jak małe dziecko i powtarzam jak mantrę "nie chcę". Kiedy nie działa, to poddaję się, siadam na tyłku i myślę sobie: "poczekam. W końcu przejdzie". I faktycznie przechodzi :-)
UsuńWidzę że nie tylko ja mam ostatnio obniżony nastrój ;) ale też powiedziałam sobie dość i zamierzam się podnieść :) Ja bym chciała przeżyć to co Martyna :D pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że nie tylko u mnie krucho z nastrojem. W pewien pokręcony sposób jest to pocieszające. Pokazuje, że tzw. gorszy dzień to powszechne zjawisko i nie należy się go bać ;-)
UsuńPozdrawiam!
Mam kalendarz Martyny Wojciechowskiej, ale niestety nie używany, zapomniany. Fajnie, że dodałaś ten post o gorszych dniach i wspomniałaś też o Martynie, nawet nie wiedziałam, że ona może być tak inspirującą osobą, aż muszę sobie głębiej o niej poczytać, bo po cytatach stwierdzam, że jest bardzo pozytywną osobą z niesamowitą energią do życia.
OdpowiedzUsuńA co do gorszych dni, to masz zupełną rację. Jakbyśmy całe życie były szczęśliwe to prędzej czy później znudziłoby nam się to, a często przez te gorsze dni dowiadujemy się o sobie, o innych ludziach lub o życiu czegoś nowego.
"Jeśli chcesz oglądać tęczę, musisz dzielnie znosić deszcz" Takie prawdziwe.
To jest aż nieprawdopodobne! Wczoraj wieczorem oglądałam film pt. "Gwiazd naszych wina", gdzie pada to zdanie o tęczy i tym samym akceptacji deszczu.... Aż mi się dziwnie zrobiło, bo jak tu zanegować istnienie jakieś siły sprawczej? Zdecydowanie coś jest na rzeczy!
UsuńJa Martynę "odkryłam" w książce jej autorstwa pt. Przesunąć horyzont. Swego czasu dała mi dużo do myślenia i planuję w te wakacje do niej powrócić. Czekam tylko jak mi się trochę unormuje sytuacja z rekrutacjami na uczelnie :-)
Jednego czego nauczyło mnie życie to to, że w takich chwilach nie można odpuszczać! To tylko przejściowy stan, którzy mija prędzej, czy później :) Kiedy czuję, że mam gorszy dzień, nie dopuszczam do siebie tej myśli i pierwsze co robię, to coś miłego dla samej siebie :) Nam też się należy, a co ;) Warto brać życie takim jakim jest. Po co się nastawiać, a później być rozczarowanym, skoro można jedynie brać sprawę pod uwagę, a później być mile zaskoczonym :) Los potrafi zaskakiwać :) Nie można uciekać, trzeba wszystko przyjąć na klatę, bo gdyby nie smutek, nie docenialibyśmy szczęścia :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł z tym robieniem dla siebie czegoś miłego. Nigdy dotąd o tym nie pomyślałam i z pewnością nie stosowałam (w gorszych chwilach). Przy najbliższej okazji na pewno skorzystam z rady. Dzięki za pomysł!
Usuńprzeczytałam notkę z zapartym tchem
OdpowiedzUsuńi mimo ze nigdy nie zagłębiałam sie w życie Martyny i nigdy nie interesowało mnie to co zdobyła to murze przyznać lubię ja jej sposób bycia jej podejście do życia
zawsze gdy upadałam gdy były ciężkie chwile mówiłam sobie "no dobra poleżałaś w dołku wstawaj chwytaj łopatkę zakopuj dół i do przodu"
i pomagało pomagało zawsze czasem dzień czasem dwa leżałam a potem wstawałam i szłam dalej bo kolejnego dnia smutki troski wyglądały inaczej czasem lepiej mniej czarno i tragicznie
tylko po śmierci ojca(ojczyma) leżałam długo za długo mimo świadomości ze leże nie potrafiłam wstać
ale wtedy byli przyjaciele i oni wyciągnęli z dołka oni go zasypali
mimo ze ja odkopywałam każdego wieczora oni rano się zjawiali i zasypywali
i któregoś wieczoru już nie upadałam juz nie kopałam dołu
po prostu czekałam az nabiorę sił i stanę prosto
zajęło mi to wszystko od upadku do powstania prawie 3 miesiące
to były długie i ciężkie miesiące teraz to wiem
ale rok po tych wydarzeniach mogę powiedzieć jedno stałam się silniejsza i zaczęłam żyć dniem chwila bo nie wiem co będzie za dzień za dwa
nie robię planów długich i ważnych
po prostu żyje i ciesze sie choćby dziś tym ze księżyc pięknie świeci bo idzie w pełnie i cholernik nie da mi spać:)
bo życie potrafi byc piękne tylko musimy sie nauczyć to piękno widzieć:)
Bardzo dziękuję za taki obszerny i szczery komentarz - ujął mnie.
UsuńPodoba mi się ta metafora z "dołkiem i łopatką". Mnie często w takich słabszych momentach przychodzą na myśl słowa J.Walkiewicza:
"Dam radę.
A jak nie?
Dam.
A jak nie?
Dam.
A jak się przewrócę?
To się podniosę.
A jak się nie podniosę?
To sobie poleżę."
Za każdym razem, kiedy dochodzę do ostatniej wypowiedzi o leżeniu, mimowolnie się uśmiecham. Choćby jednym kącikiem ust, ale uśmiecham. Spada napięcie i wiem, że nie muszę wszystkiego zrobić.
Śmierć tak bliskiej osoby to trudna sprawa i każdy radzi sobie z nią indywidualnie i potrzebuje na to inną długość czasu. Słyszałam, że czasem zajmuje to i dobre 2 lata - odreagowanie stresu, strachu i akceptacja tego, co pozostało. Rodzina i przyjaciele na pewno są nieocenieni w takich chwilach.Dobrze, że ich miałaś i mogłaś na nich liczyć (choćby nieświadomie).
Żyć chwilą obecną to coś, do czego dążę i kiedyś chciałabym osiągnąć taki stan, kiedy nie myślę o tym, co muszę zrobić na jutro czy przyszły tydzień, tylko przeżyć cały dzień pełną piersią bez minuty smutku. Po prostu cieszyć się tym, co mam przed oczami. Dążę do tego i wierzę, że w końcu się uda... Bo życie jest piękne, tylko czasem brakuje czasu, by spojrzeć na pewne sprawy odpowiednim okiem ;-)
Wydaje mi się, że to takie normalne, że każdy ma gorszy dzień i posiada wtedy ochotę na ucieczkę od całego świata. Wielokrotnie to rodzi sie ze zmęczenia, nadmiaru problemów.. a czasem ze zwyczajnej nudy- bo gdy w naszym życiu przez długi czas nie dzieje się nic, co dałoby nam co rano kopa do wstania z łóżka jest zwyczajnie nijak. Napędzajmy sie małymi rzeczami i róbmy to o czym marzymy skrycie :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej normalne, jeżeli trwa stosunkowo krótko.
UsuńZaskoczyłaś mnie wnioskiem o nudzie... Jak dotąd nie myślałam, że nuda może być powodem gorszego dnia, ale po chwili zastanowienia się nad tym, przyznaję rację. W tym przypadku, faktycznie "napędzanie się" stanowi wspaniałe lekarstwo. Chyba ludzie są z charakteru trochę "zadaniowi" i muszą czuć, że robią coś "po coś" lub "dla kogoś", inaczej przedwcześnie decydują się na podróż do innego świata.