Bardzo często na początku szkoleń lub warsztatów prosi się uczestników o to, by powiedzieli coś o sobie. W przypadku małej grupy mówi się na forum, a kiedy uczestników jest więcej – dzieli się ich na mniejsze grupy i prosi, by porozmawiali ze sobą. Ćwiczenie to jest zalecane, by przełamać nieśmiałość i z braku lepszego słowa – zintegrować grupę. Dzięki wypowiedzeniu paru słów na początek, uczestnicy nie powinni mieć problemu z wypowiadaniem się w późniejszej części spotkania.
Biorę udział w różnego rodzaju szkoleniach i ćwiczenie to wraca jak bumerang, więc niewiele się namyślając wykonuję je już automatycznie. Kim jestem? Studiuję ekonomię, koordynuje projekt w Kole Naukowym, jestem wolontariuszką. Czasem wspomnę o nauce języka włoskiego, bo to coś, co wyróżnia – a warto tak się przedstawić, by zostać zapamiętanym. To, czego ostatnio zabrakło mi w mojej prezencji, to określenia: Blogerka.
„Bloger to osoba, która swoimi działaniami, niezależnie od wybranych form i narzędzi, dąży do zbudowania grona odbiorców wokół swojej osoby lub marki (nazwy bloga). Wszelkie działania są zaplanowane, a treści tworzone są w regularnych odstępach czasowych.”
Myślę, że autor(ka) artykułu zgodził(a)by się ze mną, że powyższą definicję spokojnie można byłoby jeszcze nieco rozszerzyć, wydłużyć i zmiksować. Ci z Was, którzy sami piszą, dobrze wiedzą jakby się zdefiniowali. Wiecie jacy jesteście, a co ważniejsze wiecie jacy chcielibyście być. Nieraz nawet wiecie co powinniście zrobić, by stać się wzorem do którego dążycie. Niemniej i tak często tego nie robicie. Nie ma znaczenia czy nie robicie, bo nie macie czasu, posiadacie w życiu inne priorytety czy też wstrzymujecie się przed działaniem w obawie przed… czymkolwiek (opinią innych, odpowiedzialnością, a być może i sukcesem). Czasem zwyczajnie nie chcecie „aż tak bardzo” być takim a nie innym Blogerem. To oczywiste, bo nie każdy traktuje bycie Blogerem jako sposób na życie. To osiągają nieliczni (w porównaniu do ilości zarejestrowanych blogów) w dwojaki sposób. Albo poprzez to, że prowadzą bloga na niszowy temat, w którym są ekspertem, albo poprzez ciężką pracę i niezliczone godziny spędzone przed laptopem.
Być może jest wśród Was garstka osób, która nie wie kim jest, jaka jest ani (jak dotąd) nie zastanawiała się nad tym jaka może być. Często zaczynacie coś robić i póki wszystko dobrze działa, nie analizujecie dlaczego tak się stało? Co zrobiłem dobrze lub źle? Co wpłynęło na sukces? Jesteście na tzw. fali i z tego korzystacie – czas na wnioski przychodzi później. Zazwyczaj po jakimś solidnym upadku, który prędzej lub później musi nadejść – jako efekt działania na oślep. No chyba, że ma się fart bycia wyjątkiem od reguły.
A jednak chciałabym, żebyś pomyślał o swoich mocnych stronach. To, co w sobie lubisz i to, co byłoby warto dodatkowo podkreślić. Gorąco zachęcam abyś poświęcił na to ćwiczenie chwilę czasu. Bo Twoje spostrzeżenia dadzą Ci odpowiedź na to, jaki masz być w sieci. Tworzysz swój wizerunek (lub markę) anonimowo lub na wpółanonimowo albo całkowicie jawnie. Zazwyczaj jednak w kontakcie pośrednim (no chyba, że oprócz bloga prowadzisz również szkolenia online) i masz mnóstwo czasu, kiedy dana informacja z mózgu trafia do palców, które stukają odpowiedź na zjadliwy komentarz. Przypuszczam, że spokojnie w międzyczasie możesz trzykrotnie zapytać siebie: czy chcę, by tak właśnie mnie widziano?
Tak samo wygląda sytuacja, kiedy piszesz SMSy albo wiadomości na FB. Często to robisz nieświadomie albo niespecjalnie – przecież nie chcesz nikogo skrzywdzić, kiedy odpisujesz koleżance że wszystko gra, dodajesz uśmiechniętą emotkę a w Twojej duszy rozgrywa się prawdziwe piekło. Stwarzasz pozory – pewnie, że tak to możesz ująć. Wszystko zależy od tego, co Tobą kieruje.
Kiedyś w zeszłym roku albo zaraz na początku tego, usłyszałam zdanie:
(Nie)Blogerka – kto to taki?
Całkiem niezłą próbę definicji tego pojęcia możecie znaleźć na tej stronie:„Bloger to osoba, która swoimi działaniami, niezależnie od wybranych form i narzędzi, dąży do zbudowania grona odbiorców wokół swojej osoby lub marki (nazwy bloga). Wszelkie działania są zaplanowane, a treści tworzone są w regularnych odstępach czasowych.”
Myślę, że autor(ka) artykułu zgodził(a)by się ze mną, że powyższą definicję spokojnie można byłoby jeszcze nieco rozszerzyć, wydłużyć i zmiksować. Ci z Was, którzy sami piszą, dobrze wiedzą jakby się zdefiniowali. Wiecie jacy jesteście, a co ważniejsze wiecie jacy chcielibyście być. Nieraz nawet wiecie co powinniście zrobić, by stać się wzorem do którego dążycie. Niemniej i tak często tego nie robicie. Nie ma znaczenia czy nie robicie, bo nie macie czasu, posiadacie w życiu inne priorytety czy też wstrzymujecie się przed działaniem w obawie przed… czymkolwiek (opinią innych, odpowiedzialnością, a być może i sukcesem). Czasem zwyczajnie nie chcecie „aż tak bardzo” być takim a nie innym Blogerem. To oczywiste, bo nie każdy traktuje bycie Blogerem jako sposób na życie. To osiągają nieliczni (w porównaniu do ilości zarejestrowanych blogów) w dwojaki sposób. Albo poprzez to, że prowadzą bloga na niszowy temat, w którym są ekspertem, albo poprzez ciężką pracę i niezliczone godziny spędzone przed laptopem.
Być może jest wśród Was garstka osób, która nie wie kim jest, jaka jest ani (jak dotąd) nie zastanawiała się nad tym jaka może być. Często zaczynacie coś robić i póki wszystko dobrze działa, nie analizujecie dlaczego tak się stało? Co zrobiłem dobrze lub źle? Co wpłynęło na sukces? Jesteście na tzw. fali i z tego korzystacie – czas na wnioski przychodzi później. Zazwyczaj po jakimś solidnym upadku, który prędzej lub później musi nadejść – jako efekt działania na oślep. No chyba, że ma się fart bycia wyjątkiem od reguły.
Kim jesteś vs. Kim chciałbyś się stać?
Gdybym w podtytule napisała, że powinieneś zastanowić się nad swoimi mocnymi stronami, to mogłabym się śmiało założyć, że ominąłbyś ten akapit wzrokiem. Zwrot „mocne strony” atakuje nas zewsząd (zresztą co przy napływie dzisiejszych informacji nas nie „atakuje?). Sama odczuwam przesyt, kiedy przy okazji różnych szkoleń lub spotkań kołowych dokonujemy n-tej analizy słabych i mocnych stron przedsiębiorstw lub projektów. Analizowanie siebie w podobny sposób budzi raczej moje zniechęcenie niż ekscytacje…A jednak chciałabym, żebyś pomyślał o swoich mocnych stronach. To, co w sobie lubisz i to, co byłoby warto dodatkowo podkreślić. Gorąco zachęcam abyś poświęcił na to ćwiczenie chwilę czasu. Bo Twoje spostrzeżenia dadzą Ci odpowiedź na to, jaki masz być w sieci. Tworzysz swój wizerunek (lub markę) anonimowo lub na wpółanonimowo albo całkowicie jawnie. Zazwyczaj jednak w kontakcie pośrednim (no chyba, że oprócz bloga prowadzisz również szkolenia online) i masz mnóstwo czasu, kiedy dana informacja z mózgu trafia do palców, które stukają odpowiedź na zjadliwy komentarz. Przypuszczam, że spokojnie w międzyczasie możesz trzykrotnie zapytać siebie: czy chcę, by tak właśnie mnie widziano?
Tak samo wygląda sytuacja, kiedy piszesz SMSy albo wiadomości na FB. Często to robisz nieświadomie albo niespecjalnie – przecież nie chcesz nikogo skrzywdzić, kiedy odpisujesz koleżance że wszystko gra, dodajesz uśmiechniętą emotkę a w Twojej duszy rozgrywa się prawdziwe piekło. Stwarzasz pozory – pewnie, że tak to możesz ująć. Wszystko zależy od tego, co Tobą kieruje.
Wykreuj siebie poprzez wyeksponowanie dobrych cech. Zrób to świadomie.
Pewnie dość często myślisz o sobie jak o aktorze. Grasz – w Internecie i w rzeczywistości. Pokazujesz się ludziom z tej strony, z jakiej chcesz – aniołek przed rodzicami i klnąca na lewo i prawo dziewczyna wśród rówieśników. Spokojny i nieśmiały chłopak w szkole, który popołudniami gra w zespole rockowym (albo metalowym). Jesteś tym, kim widzą Cię inni. Albo też tym, kogo im pokazujesz. Dlatego może warto zastanowić się co dobrego jest we mnie i nad czym warto pracować, co podkreślić? Po to, by zrobić to świadomie. Cały czas pracujesz nad swoim wizerunkiem i nie chcę Cię namawiać, byś w związku z tym nosił maskę 24h/dobę. Bo chcę, byś był sobą – najlepszą wersją samego siebie.Kiedyś w zeszłym roku albo zaraz na początku tego, usłyszałam zdanie:
To nie to kim jesteś Cię powstrzymuje. Powstrzymuje Cię to, kim myślisz że nie jesteś./Denis Wartley/
Prawdziwość tych słów nie przestaje mnie zaskakiwać. Nieraz sobie myślę, że nie dam rady – nie zrobię tego lub tamtego. A potem patrzę na te słowa i pytam siebie „dlaczego myślę, że nie dam rady?”. Bardzo często brakuje mi argumentów. Może dlatego, że lubię wyzwania, że wychodzę ze strefy komfortu tak często jak się da – za każdym razem niesamowicie stresując się przed i równie niesamowicie ciesząc się po.
Tworzymy sobie ograniczenia, którymi się obtaczamy, bo tak jest zwyczajnie łatwiej – wtedy automatycznie trzeba mniej zrobić. Gdyby ktoś pół roku temu zapytał mnie, co się wydarzy przez kolejne 6 miesięcy to pewnie przewidziałabym, że zaliczę zimową sesję – i już.
Ale gdyby do pytania dodano, czy myślę, że będę się uczyć kolejnego języka obcego, to raczej byłabym pełna wątpliwości. Bo przecież kiedyś w gimnazjum powiedziano mi, że jedni mają talent do języków, a inni niestety ale nie…
Gdyby dodano, że za pół roku przeprowadzę parę szkoleń z szybkiego czytania, to wprawdzie uznałabym to za ciekawe wyzwanie, ale… w to że sama to sobie zorganizuje i ludzie będą chcieli brać w tym udział, w życiu bym nie uwierzyła. Bo przecież nie jestem znanym szkoleniowym, moja wiedza ma zapewne kilka niezłych luk w temacie, więc jak to tak?
A gdyby tak powiedziano, że zorganizuje escape room na uczelni? Ten pomysł z pewnością bym wyśmiała! Tymczasem jeden mam już za sobą, a przede mną kolejne dwa dni wydarzenia. A to wszystko dlatego, że nie pytano mnie o to „czy to da się zrobić?” tylko „jak to zrobić?”. Krok po kroku znajdywały się rozwiązania, a ja za nimi podążałam. Bo ani razu nikt mi nie powiedział: nie jesteś szkoleniowcem, nie masz talentu do języku, nigdy nie byłaś w escape roomie. To były ograniczenia istniejące tylko i wyłącznie w mojej głowie, które gdyby posiedziały tam jeszcze trochę dłużej, to faktycznie by mnie powstrzymały. Bo byłam tak bardzo na „nie”, że zapomniałabym jak to jest być na „tak”.
Tworzymy sobie ograniczenia, którymi się obtaczamy, bo tak jest zwyczajnie łatwiej – wtedy automatycznie trzeba mniej zrobić. Gdyby ktoś pół roku temu zapytał mnie, co się wydarzy przez kolejne 6 miesięcy to pewnie przewidziałabym, że zaliczę zimową sesję – i już.
Ale gdyby do pytania dodano, czy myślę, że będę się uczyć kolejnego języka obcego, to raczej byłabym pełna wątpliwości. Bo przecież kiedyś w gimnazjum powiedziano mi, że jedni mają talent do języków, a inni niestety ale nie…
Gdyby dodano, że za pół roku przeprowadzę parę szkoleń z szybkiego czytania, to wprawdzie uznałabym to za ciekawe wyzwanie, ale… w to że sama to sobie zorganizuje i ludzie będą chcieli brać w tym udział, w życiu bym nie uwierzyła. Bo przecież nie jestem znanym szkoleniowym, moja wiedza ma zapewne kilka niezłych luk w temacie, więc jak to tak?
A gdyby tak powiedziano, że zorganizuje escape room na uczelni? Ten pomysł z pewnością bym wyśmiała! Tymczasem jeden mam już za sobą, a przede mną kolejne dwa dni wydarzenia. A to wszystko dlatego, że nie pytano mnie o to „czy to da się zrobić?” tylko „jak to zrobić?”. Krok po kroku znajdywały się rozwiązania, a ja za nimi podążałam. Bo ani razu nikt mi nie powiedział: nie jesteś szkoleniowcem, nie masz talentu do języku, nigdy nie byłaś w escape roomie. To były ograniczenia istniejące tylko i wyłącznie w mojej głowie, które gdyby posiedziały tam jeszcze trochę dłużej, to faktycznie by mnie powstrzymały. Bo byłam tak bardzo na „nie”, że zapomniałabym jak to jest być na „tak”.
To, co możesz i czego nie możesz
Jeżeli mówisz sobie, że tak właściwie to nie jesteś Blogerem, bo nie masz 10 tys. wyświetleń dziennie. Albo że nie będziesz szkoleniowcem, bo przy wystąpieniach publicznych łamie Ci się głos. Albo nie nauczysz się drugiego języka/ fizyki/ chemii, bo nie masz do tego predyspozycji… To pewnie masz rację, ale...
...nie pielęgnuj w sobie dłużej tych przekonań, bo jesteś jedyną osobą, która stoi na drodze Twojemu rozwojowi. Zapewne znasz wiele historii ludzi, którzy dokonują niesamowitych rzeczy tylko dlatego, że nikt im nie powiedział, że się nie da. Dlatego Ty również nie mów sobie, że się nie da, bo nie jesteś wystarczająco dobry/mądry/wysoki/chudy… Nikt nie jest, a jednak oglądasz ich i wzdychasz, bo też tak byś chciał – jak oni. To dlaczego nie możesz?
Gdybym uwierzyła, że nie mogę zrobić tego i tamtego bo nie mam doświadczenia/podejścia/wyglądu/wiedzy, to moje życie sprowadziłoby się do tego, że parę razy w tygodniu wyszłabym na wykłady a potem grzecznie wróciłabym do mieszkania. Tymczasem dochodzi godzina 1 w nocy, a ja kończę pisać szkic, który jutro opublikuję. Nie dałam rady wcześniej, bo organizuję kolejne wydarzenie na uczelni i wiele spraw należy dograć. Jestem zmęczona, niewyspana, ale… szczęśliwa. I obchodzi mnie jedynie to JAKA JESTEM. Bo tylko to mogłoby mnie powstrzymać przed czymkolwiek – nie to JAKA NIE JESTEM.
- Nie będziesz udzielać korków z angielskiego, bo nie znasz go na poziomie C2. (a nie pomyślałeś, że będąc na poziomie B możesz uczyć kogoś z poziomu A?)
- Nie będziesz uczyć dzieci czytać, bo nie masz odpowiednich kompetencji. (a nie pomyślałeś, że czasem intuicja, kreatywność i zapał są dobrym zamiennikiem od szczytnych szkolnych reguł?)
- Nie będziesz uprawiać sportu, bo nie masz odpowiedniego ubioru/obuwia. (a nie pomyślałeś, że z początku wystarczy byle jaki dres?)
- Nie zakochasz się, bo nie jesteś ładna/przystojny. (a nie pomyślałeś, że dla kogoś możesz być ładna/przystojny albo zwyczajnie ktoś polubi Cię za Twoją osobowość?)
- Nie powiesz nic publicznie, bo nie jesteś doskonałym mówcą. (a nie pomyślałeś, że mówca doskonały to mit?)
- Nie będziesz koordynatorem projektu, bo nigdy wcześniej nie pełniłeś podobnej funkcji? (a nie pomyślałeś, że to okazja by wreszcie się czegoś nauczyć i startować z tym, co masz – charakter, umiejętności interpersonalne albo organizatorskie?)
Gdybym uwierzyła, że nie mogę zrobić tego i tamtego bo nie mam doświadczenia/podejścia/wyglądu/wiedzy, to moje życie sprowadziłoby się do tego, że parę razy w tygodniu wyszłabym na wykłady a potem grzecznie wróciłabym do mieszkania. Tymczasem dochodzi godzina 1 w nocy, a ja kończę pisać szkic, który jutro opublikuję. Nie dałam rady wcześniej, bo organizuję kolejne wydarzenie na uczelni i wiele spraw należy dograć. Jestem zmęczona, niewyspana, ale… szczęśliwa. I obchodzi mnie jedynie to JAKA JESTEM. Bo tylko to mogłoby mnie powstrzymać przed czymkolwiek – nie to JAKA NIE JESTEM.
Bardzo, bardzo mądry psot. Bo największe ograniczenia to te, które mamy w swojej głowie.
OdpowiedzUsuńMhm. No i prawa fizyki.
UsuńTakie przełamywanie barier, które sami sobie budujemy. A przecież to dziwne, że sami sobie utrudniamy, prawda? Żyjąc na tyle różnych sposobów, na tyle różnych masek... Jest tylko ciężej. Ale jak ciężko jest być sobą wśród ludzi, którzy oczekują od ciebie bycia kimś innym? Z różnych stron można patrzeć na ten problem :)
OdpowiedzUsuńGenialny post naprawdę, zgadzam się z Tobą w 100 procentach, to my tworzymy sobie ograniczenia w glowie i zamiast wyjść ze strefy komfortu i spróbować czegoś nowego, my dalej tkwimy w tym samym miejscu i dołujemy się.
OdpowiedzUsuńA co do stresu to mam tak samo jak Ty, np. w czwartek jak rozpoczęłam nowa pracę to bardzo się stresowałam, a teraz jestem z siebie zadowolona, że dałam radę i z każdym dniem coraz bardziej będę się wdrażać w nowym miejscu :)
Najgorszym wrogiem dla samych siebie jesteśmy my sami. Bo sami sobie tworzymy ograniczenia i myślimy, że coś się nie uda, coś nie ma sensu, inni są lepsi, mądrzejsi, bardziej wygadani.
OdpowiedzUsuńGratuluję, że tak dużo robisz w różnych dziedzinach i życzę Ci dalszych sukcesów:)
Pozdrawiam
My sami i ci, którzy są zazdrośni o nas.
Usuńdokładnie tak w budowie naszego biznesu, w życiu, w pasji powinniśmy wykorzystywać nasze wrodzone talenty czyli mocne strony
OdpowiedzUsuń