Święta Bożego Narodzenia cieszą znacznie bardziej niż te Wielkanocne i nie uwierzę nikomu, kto twierdzi inaczej. Wynika to zapewne z bardziej rozbudowanych tradycji bożonarodzeniowych i wielu świątecznych dodatków jak muzyka, specjalne wypieki, pasterka o północy, czy zimowa (śniegowa) aura. I właśnie to ostatnie sprawia, że mamy trudności w odczuwaniu radości z nadchodzących świąt.
Brak śniegu to chyba najczęstsze stwierdzenie, które słyszę w okresie przedświątecznym. Okazuje się, że jest to najlepsze sformułowanie, kończące niemal każde zdanie - niezależnie od kontekstu. Poza tym, Polacy mają taką naturę, że lubią ponarzekać, więc czemu i na aurę sobie nie popsioczyć? Wydaje się, że jak nie ma śniegu to i nie ma świąt. To prawda, że kiedy wokół jest biało, to nasze najbliższe otoczenie staje się bardziej bajkowe i święta mają w sobie „magię”. Nastrój automatycznie się poprawia i nagle nikt nie ma problemu z odczuwaniem świąt. Niesamowite, prawda? Trochę zamrożonej wody, która spada z nieba i wszyscy czują się szczęśliwsi…
Myślę, że nie tylko wygląd świata zewnętrznego utrudnia nam odczuwanie radości z ostatnich grudniowych dni, ale również nasz świat wewnętrzny. Teoretycznie mamy adwent, który powinien służyć temu, aby na chwilę w swoim życiu przystanąć i spojrzeć na siebie z boku. Poustawiać na nowo priorytety i pomyśleć o tym, co najważniejsze, czyli o bliskich. Często jednak święta są takim kolejnym punktem z listy „to-do”. Z racji tej, że są uważane za bardzo ważne, to powinny wypaść perfekcyjnie. Zamiast radości można wyczuć wszechogarniające spięcie i zdenerwowanie. Dni grudnia przemijają błyskawicznie, a tu ciągle w głowie mamy hasła: zrobić zakupy, pamiętać o prezentach i nie denerwować się przy niemożliwie długich kolejkach przy kasie, zrobić gruntowne porządki (co zazwyczaj zabiera 2 dni z życia), a do tego 3 dni spędzone w kuchni na gotowaniu…
Obecnie jesteśmy zabiegani. Wszyscy. Ale nie będę tutaj tego piętnować, bo wyjdę na osobę dwulicową. Ja też odczuwam chroniczny brak czasu, a przed świętami jest tyle rzeczy dodatkowych do zrobienia, że można byłoby powiedzieć: szkoda mi na to czasu... Jesteśmy do tego stopnia skupieni na swoich problemach i zadaniach, że moja koleżanka ze studiów w tym tygodniu powiedziała z radością w głosie: W niedzielę zapalamy pierwszą świeczkę! Ja na to: M., ale przecież pierwsza niedziela adwentu była tydzień temu… Zaskoczyłam ją. Naprawdę! A jeszcze 3 tygodnie temu odliczała ile dni zostało do świąt, co wtedy dla wszystkich było abstrakcją, bo każdy żył albo Zaduszkami albo Świętem Niepodległości. W międzyczasie wydarzyło się tyle rzeczy, że początek adwentu jej zwyczajnie umknął…
Jak wygląda okres przedświąteczny u mnie? Wychodzę z założenia, że jeżeli nie ma aury na zewnątrz, to trzeba ją stworzyć wewnątrz domu. Dniem, od którego zaczynam myśleć o świętach jak o czymś, co nadejdzie już wkrótce, a nie za bliżej nieokreślony czas jest dzień 6. grudnia. Wtedy po raz pierwszy w radio słyszę „Last Christmas” i cóż na to poradzę – uwielbiam tą piosenkę i nie wiem, czy kiedyś mi się znudzi. Mam nadzieję, że nie. Do tego w okolicach pierwszego tygodnia grudnia stroimy z mamą cały dom, aby móc się nacieszyć ozdobami jeszcze przed świętami, bo jakoś zaraz po świętach wszystko momentalnie traci swój urok… A przecież to tylko kwestia umownej daty.
Niezawodny sposób na poczucie świąt i poprawy mojego nastroju to pieczenie pierniczków. U mnie w domu to prawdziwa tradycja. Jak byłam mała moja mama zawsze je piekła, a ja pomagałam na tyle, na ile umiałam. Z początku była to tylko obserwacja, potem lukrowanie, później wykrawanie kształtów foremką, a na koniec wałkowanie ciasta. Mogę śmiało powiedzieć, że pieczenie pierniczków u mnie w domu, ewoluowało wraz ze mną. Obecne pierniczki nie mają nic wspólnego ze swoimi poprzednikami. Ciasto jest bogate w dodatki, co sprawia że ciastka są przepyszne i w całości robione przeze mnie. Wraz z upływem lat, zaczęłam poszerzać swój „repertuar” i teraz piekę jeszcze drugi rodzaj ciastek (co roku jakieś inne) oraz co drugi rok domek z piernika. Obiecuję, że jak upiekę go w tym roku to zrobię zdjęcie i podzielę się nim, bo nieskromnie mówiąc jestem z niego dumna. Zabawy przy nim co niemiara, ale uwielbiam ją. Świąteczne wypieki słodkości to mój wkład w święta. Wycisza mnie i pomaga sobie uświadomić, że święta są już tuż, tuż. Wyobraźcie sobie jeszcze ten cudowny zapach piernika, rozchodzący się po całym domu... Mhm… Coś niesamowitego! A całe pieczenie odbywa się z muzyką w tle i nie może zabraknąć wtedy takich utworów jak: „Holiday Celebrate”, „Kto wie czy za rogiem”, „Ten Czas”, czy oczywiście „Last Christmas” (przez przypadek usłyszałam w radio mądre zdanie, że ta piosenka zdobyła sobie niesamowitą popularność, chociaż nie jest o świętach a jej jedynie powiązanie z dniem 24 grudnia to tytułowe słowa: last Christmas).
Pieczenie ciastek to dla mnie też taki symboliczny powrót do dzieciństwa. Dobrze pamiętam jakie podniecenie mnie wtedy ogarniało – dzień pieczenia był wręcz wyczekiwany, a nie „wrzucony gdzieś w kalendarz”. Wszystko było misternie zaplanowane: pierniczki upieczone odpowiednio wcześnie, aby zdążyły zmięknąć, w ilości zawsze przeogromnej (z biegiem lat, poszłam po rozum do głowy). Małe dzieci cechuje radość oczekiwania. Fakt, nie mają licznych obowiązków, więc mogą beztrosko spędzać czas na pisaniu listów do Świętego Mikołaja. Dorośli mają trudniej, bo są zmęczeni po całym dniu pracy, mają milion spraw do załatwienia, więc nie w głowie im żadna refleksja. Dlatego nie chcę, aby wszyscy spędzali 3-4 tygodni na bezustannej radości z nadchodzących świąt (to chyba nie byłoby do końca normalne). Ale zróbcie w czasie tego adwentu coś, co pozwoli Wam cieszyć się Świętami, a nie narzekać, że śniegu w tym roku znowu nie będzie…
Brak śniegu to chyba najczęstsze stwierdzenie, które słyszę w okresie przedświątecznym. Okazuje się, że jest to najlepsze sformułowanie, kończące niemal każde zdanie - niezależnie od kontekstu. Poza tym, Polacy mają taką naturę, że lubią ponarzekać, więc czemu i na aurę sobie nie popsioczyć? Wydaje się, że jak nie ma śniegu to i nie ma świąt. To prawda, że kiedy wokół jest biało, to nasze najbliższe otoczenie staje się bardziej bajkowe i święta mają w sobie „magię”. Nastrój automatycznie się poprawia i nagle nikt nie ma problemu z odczuwaniem świąt. Niesamowite, prawda? Trochę zamrożonej wody, która spada z nieba i wszyscy czują się szczęśliwsi…
Myślę, że nie tylko wygląd świata zewnętrznego utrudnia nam odczuwanie radości z ostatnich grudniowych dni, ale również nasz świat wewnętrzny. Teoretycznie mamy adwent, który powinien służyć temu, aby na chwilę w swoim życiu przystanąć i spojrzeć na siebie z boku. Poustawiać na nowo priorytety i pomyśleć o tym, co najważniejsze, czyli o bliskich. Często jednak święta są takim kolejnym punktem z listy „to-do”. Z racji tej, że są uważane za bardzo ważne, to powinny wypaść perfekcyjnie. Zamiast radości można wyczuć wszechogarniające spięcie i zdenerwowanie. Dni grudnia przemijają błyskawicznie, a tu ciągle w głowie mamy hasła: zrobić zakupy, pamiętać o prezentach i nie denerwować się przy niemożliwie długich kolejkach przy kasie, zrobić gruntowne porządki (co zazwyczaj zabiera 2 dni z życia), a do tego 3 dni spędzone w kuchni na gotowaniu…
Obecnie jesteśmy zabiegani. Wszyscy. Ale nie będę tutaj tego piętnować, bo wyjdę na osobę dwulicową. Ja też odczuwam chroniczny brak czasu, a przed świętami jest tyle rzeczy dodatkowych do zrobienia, że można byłoby powiedzieć: szkoda mi na to czasu... Jesteśmy do tego stopnia skupieni na swoich problemach i zadaniach, że moja koleżanka ze studiów w tym tygodniu powiedziała z radością w głosie: W niedzielę zapalamy pierwszą świeczkę! Ja na to: M., ale przecież pierwsza niedziela adwentu była tydzień temu… Zaskoczyłam ją. Naprawdę! A jeszcze 3 tygodnie temu odliczała ile dni zostało do świąt, co wtedy dla wszystkich było abstrakcją, bo każdy żył albo Zaduszkami albo Świętem Niepodległości. W międzyczasie wydarzyło się tyle rzeczy, że początek adwentu jej zwyczajnie umknął…
Jak wygląda okres przedświąteczny u mnie? Wychodzę z założenia, że jeżeli nie ma aury na zewnątrz, to trzeba ją stworzyć wewnątrz domu. Dniem, od którego zaczynam myśleć o świętach jak o czymś, co nadejdzie już wkrótce, a nie za bliżej nieokreślony czas jest dzień 6. grudnia. Wtedy po raz pierwszy w radio słyszę „Last Christmas” i cóż na to poradzę – uwielbiam tą piosenkę i nie wiem, czy kiedyś mi się znudzi. Mam nadzieję, że nie. Do tego w okolicach pierwszego tygodnia grudnia stroimy z mamą cały dom, aby móc się nacieszyć ozdobami jeszcze przed świętami, bo jakoś zaraz po świętach wszystko momentalnie traci swój urok… A przecież to tylko kwestia umownej daty.
Niezawodny sposób na poczucie świąt i poprawy mojego nastroju to pieczenie pierniczków. U mnie w domu to prawdziwa tradycja. Jak byłam mała moja mama zawsze je piekła, a ja pomagałam na tyle, na ile umiałam. Z początku była to tylko obserwacja, potem lukrowanie, później wykrawanie kształtów foremką, a na koniec wałkowanie ciasta. Mogę śmiało powiedzieć, że pieczenie pierniczków u mnie w domu, ewoluowało wraz ze mną. Obecne pierniczki nie mają nic wspólnego ze swoimi poprzednikami. Ciasto jest bogate w dodatki, co sprawia że ciastka są przepyszne i w całości robione przeze mnie. Wraz z upływem lat, zaczęłam poszerzać swój „repertuar” i teraz piekę jeszcze drugi rodzaj ciastek (co roku jakieś inne) oraz co drugi rok domek z piernika. Obiecuję, że jak upiekę go w tym roku to zrobię zdjęcie i podzielę się nim, bo nieskromnie mówiąc jestem z niego dumna. Zabawy przy nim co niemiara, ale uwielbiam ją. Świąteczne wypieki słodkości to mój wkład w święta. Wycisza mnie i pomaga sobie uświadomić, że święta są już tuż, tuż. Wyobraźcie sobie jeszcze ten cudowny zapach piernika, rozchodzący się po całym domu... Mhm… Coś niesamowitego! A całe pieczenie odbywa się z muzyką w tle i nie może zabraknąć wtedy takich utworów jak: „Holiday Celebrate”, „Kto wie czy za rogiem”, „Ten Czas”, czy oczywiście „Last Christmas” (przez przypadek usłyszałam w radio mądre zdanie, że ta piosenka zdobyła sobie niesamowitą popularność, chociaż nie jest o świętach a jej jedynie powiązanie z dniem 24 grudnia to tytułowe słowa: last Christmas).
Pieczenie ciastek to dla mnie też taki symboliczny powrót do dzieciństwa. Dobrze pamiętam jakie podniecenie mnie wtedy ogarniało – dzień pieczenia był wręcz wyczekiwany, a nie „wrzucony gdzieś w kalendarz”. Wszystko było misternie zaplanowane: pierniczki upieczone odpowiednio wcześnie, aby zdążyły zmięknąć, w ilości zawsze przeogromnej (z biegiem lat, poszłam po rozum do głowy). Małe dzieci cechuje radość oczekiwania. Fakt, nie mają licznych obowiązków, więc mogą beztrosko spędzać czas na pisaniu listów do Świętego Mikołaja. Dorośli mają trudniej, bo są zmęczeni po całym dniu pracy, mają milion spraw do załatwienia, więc nie w głowie im żadna refleksja. Dlatego nie chcę, aby wszyscy spędzali 3-4 tygodni na bezustannej radości z nadchodzących świąt (to chyba nie byłoby do końca normalne). Ale zróbcie w czasie tego adwentu coś, co pozwoli Wam cieszyć się Świętami, a nie narzekać, że śniegu w tym roku znowu nie będzie…
Czy Ty wiesz ze ja już któryś raz z rzędu słyszę o tym domku z piernika a chyba nigdy go nie widziałam? :( A nawet jeśli to było to dawno, dawno temu wiec ja też grzecznie czekam na zdjątko;)) Ogólnie to jeszcze przed tym postem zachęciłaś mnie tym że ty już masz wystrój świąteczny i postanowiłam w tym tygodniu poszukać świątecznych inspiracji i może w weekend je zrealizuje! Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńJak będziesz grzeczna, to zobaczysz domek w orginalnym rozmiarze ;-)
UsuńA znasz tę wersję Last Chrismtas - http://youtu.be/3hAJIPn4ldY? Odkryłem ją w ubiegłym roku i zakochałem bez pamięci.
OdpowiedzUsuńWłaśnie poznałam. Ale po przesłuchaniu mam mieszane uczucia. W paru momentach jest niezwykła, ale ogólnie odbieram ją jako bardzo smutną (wiem, że sam tekst nie jest jakiś zabawny) i w efekcie końcowym raczej mi nie pasuje. Nie wiem dlaczego, ale większość utowrów światecznych jest spokojnych, wolnych i przez to mało ciepłych... Może gdyby to była inna piosenka - w znaczeniu nie taka puszczana na Święta, to możliwe że bym ją polubiła, bo czasem lubie posłuchać takich utworów, które robią za tło do moich myśli i napawaja spokojem.
UsuńTaka skrajna odmiana od Twojego przykładu to http://www.youtube.com/watch?v=S6rZtIipew8
Po tym energia mnie roznosi i mogę piec ciastka bez końca ;-)
A przykład czegoś ciepłego (w moim mniemaniu) i świątecznego:
http://www.youtube.com/watch?v=WaY5o6-f0Oc pierwszy utwór