Przez całe swoje życie jesteś nieustannie stawiany/-a na ringu. Walczysz o wiele spraw, a każda z nich jest dla Ciebie bardzo ważna. Czasem stajesz w tym samym narożniku co Szczęście i wiernie mu kibicujesz, kiedy walczy ze swoim największym wrogiem – Nieszczęściem. Walka zawsze jest zażarta, bo zawodnicy są naprawdę dobrzy i toczą bój o swoje „być albo nie być”. Wiele ryzykują, bo mogą zarówno wiele stracić jak i wygrać.
Kiedy Szczęście staje do walki dla Ciebie (tak właśnie dla Ciebie!), stajesz się jego najgorliwszym kibicem – najgłośniej krzyczysz, szaleńczo dopingujesz, a w przerwie ścierasz pot z czoła i podajesz wodę. Każdy cios zadany Szczęściu odczuwasz jak własny, bo między Wami panuje niesamowita więź.
Czasem jednak Szczęście bierze walizkę i wyjeżdża na wakacje albo choruje. Walka jednak musi się odbyć, a brakuje zawodników. Nieszczęście jak zwykle jest gotowe i w takich momentach zazwyczaj jest w szczytowej formie. Ono tylko czeka aż przeciwnik wycofa się walkowerem. Dlatego, nie chcąc dać mu takiej satysfakcji, stajesz do walki zamiast Szczęścia.
Walka zostaje dokładnie zaplanowana co do miejsca i czasu. Wyznaczona data zawsze nadchodzi za szybko. Natomiast miejsce walki jest zazwyczaj mało przyjemne i nie ma tam wielu ludzi. Właściwie są jedynie zawodnicy i paru kibiców ze strony Nieszczęścia. I jego trener. Bo Ty trenera nie posiadasz. Jesteś skazany na to, czego sam zdołałeś się dowiedzieć z filmów lub wyczytać z książek. Ktoś podaje Ci rękawice i karze walczyć Twoją walkę.
Niepewnie wchodzisz na ring (osiągasz pełnię szczęścia, jeżeli już na samym początku nie zaplączesz się w linki) i stajesz naprzeciwko Nieszczęścia. Wtedy dociera do Ciebie z pełną jasnością jak niesprawiedliwa będzie ta walka, bo Twój przeciwnik wydaje się być o połowę większy od Ciebie i lepiej zbudowany. On, w przeciwieństwie do Ciebie, dziennie trenuje i rośnie w siłę. Ty walczysz bardzo sporadycznie. Zazwyczaj wystawiasz innych, by za Ciebie walczyli i ograniczasz się jedynie do obserwacji i dopingu. Teraz dostrzegasz, że to był błąd. Bierzesz głęboki wdech i głośno przełykasz ślinę. Uderzasz rękawicą o rękawicę (znasz ten gest z filmów). Jesteś gotowy.
Pada pierwszy cios. W momencie, kiedy otrzymujesz uderzenie i głowa błyskawicznie leci Ci w bok, uświadamiasz sobie jedną ważną rzecz. Nie ma sędziego. Jesteś zdany wyłącznie na siebie i swoją siłę, bo nie ma nikogo, kto by Cię wspierał. Nie ma nikogo, kto by się za Tobą wstawił. I wreszcie - nie ma nikogo, kto by w Ciebie uwierzył. Nic nie wskazuje na to, że możesz wygrać. Nie ukrywajmy, że nawet w uczciwej walce, miałbyś marne szanse. To, co powiedzieć o walce, w której jedyna zasada brzmi: nie ma żadnych zasad?
Nie masz jednak wystarczająco dużo czasu na analizę Twojego położenia, bo otrzymujesz drugi cios i zginasz się w pół, a oczy nachodzą Ci łzami. Świat się rozmazuje, a Ty nie wiesz czy właśnie tracisz świadomość, czy Twój wzrok uległ pogorszeniu. Odczuwasz jedynie ból.
Dociera do Ciebie, że nie wytrwasz nawet do drugiej rundy. Podnosisz wzrok na Nieszczęście i widzisz jak triumfuje nad Tobą. Uśmiech się pogardliwie i spogląda dumnie na swoją publiczność, gestem rąk domagając się aplauzu. Dostaje go i w tym momencie rozbrzmiewa gong – koniec pierwszej rundy. A jednak dotrwasz do drugiej…
Kiedy Szczęście staje do walki dla Ciebie (tak właśnie dla Ciebie!), stajesz się jego najgorliwszym kibicem – najgłośniej krzyczysz, szaleńczo dopingujesz, a w przerwie ścierasz pot z czoła i podajesz wodę. Każdy cios zadany Szczęściu odczuwasz jak własny, bo między Wami panuje niesamowita więź.
Czasem jednak Szczęście bierze walizkę i wyjeżdża na wakacje albo choruje. Walka jednak musi się odbyć, a brakuje zawodników. Nieszczęście jak zwykle jest gotowe i w takich momentach zazwyczaj jest w szczytowej formie. Ono tylko czeka aż przeciwnik wycofa się walkowerem. Dlatego, nie chcąc dać mu takiej satysfakcji, stajesz do walki zamiast Szczęścia.
Walka zostaje dokładnie zaplanowana co do miejsca i czasu. Wyznaczona data zawsze nadchodzi za szybko. Natomiast miejsce walki jest zazwyczaj mało przyjemne i nie ma tam wielu ludzi. Właściwie są jedynie zawodnicy i paru kibiców ze strony Nieszczęścia. I jego trener. Bo Ty trenera nie posiadasz. Jesteś skazany na to, czego sam zdołałeś się dowiedzieć z filmów lub wyczytać z książek. Ktoś podaje Ci rękawice i karze walczyć Twoją walkę.
Niepewnie wchodzisz na ring (osiągasz pełnię szczęścia, jeżeli już na samym początku nie zaplączesz się w linki) i stajesz naprzeciwko Nieszczęścia. Wtedy dociera do Ciebie z pełną jasnością jak niesprawiedliwa będzie ta walka, bo Twój przeciwnik wydaje się być o połowę większy od Ciebie i lepiej zbudowany. On, w przeciwieństwie do Ciebie, dziennie trenuje i rośnie w siłę. Ty walczysz bardzo sporadycznie. Zazwyczaj wystawiasz innych, by za Ciebie walczyli i ograniczasz się jedynie do obserwacji i dopingu. Teraz dostrzegasz, że to był błąd. Bierzesz głęboki wdech i głośno przełykasz ślinę. Uderzasz rękawicą o rękawicę (znasz ten gest z filmów). Jesteś gotowy.
Pada pierwszy cios. W momencie, kiedy otrzymujesz uderzenie i głowa błyskawicznie leci Ci w bok, uświadamiasz sobie jedną ważną rzecz. Nie ma sędziego. Jesteś zdany wyłącznie na siebie i swoją siłę, bo nie ma nikogo, kto by Cię wspierał. Nie ma nikogo, kto by się za Tobą wstawił. I wreszcie - nie ma nikogo, kto by w Ciebie uwierzył. Nic nie wskazuje na to, że możesz wygrać. Nie ukrywajmy, że nawet w uczciwej walce, miałbyś marne szanse. To, co powiedzieć o walce, w której jedyna zasada brzmi: nie ma żadnych zasad?
Nie masz jednak wystarczająco dużo czasu na analizę Twojego położenia, bo otrzymujesz drugi cios i zginasz się w pół, a oczy nachodzą Ci łzami. Świat się rozmazuje, a Ty nie wiesz czy właśnie tracisz świadomość, czy Twój wzrok uległ pogorszeniu. Odczuwasz jedynie ból.
Dociera do Ciebie, że nie wytrwasz nawet do drugiej rundy. Podnosisz wzrok na Nieszczęście i widzisz jak triumfuje nad Tobą. Uśmiech się pogardliwie i spogląda dumnie na swoją publiczność, gestem rąk domagając się aplauzu. Dostaje go i w tym momencie rozbrzmiewa gong – koniec pierwszej rundy. A jednak dotrwasz do drugiej…
Brzmi znajomo?
Wiem, że w tym miejscu chciałbyś cudowny zwrot akcji, kiedy to ten niepozorny człowiek staje się kimś pokroju supermana i zwycięża Nieszczęście, a wszystko ma swój szczęśliwy koniec. To byłaby bajka, prawda? A życie nie ma nic wspólnego z bajką – czasem jedynie parę fragmentów się z nią pokrywa. Reszta to twarda rzeczywistość. Jak sobie z nią poradzisz zależy tylko od Ciebie. Dlatego pozwól, że napisanie zakończenia tej historii zostawiam Tobie…
Chcesz wygrać tą walkę, czy poddajesz się?
Wiem, że w tym miejscu chciałbyś cudowny zwrot akcji, kiedy to ten niepozorny człowiek staje się kimś pokroju supermana i zwycięża Nieszczęście, a wszystko ma swój szczęśliwy koniec. To byłaby bajka, prawda? A życie nie ma nic wspólnego z bajką – czasem jedynie parę fragmentów się z nią pokrywa. Reszta to twarda rzeczywistość. Jak sobie z nią poradzisz zależy tylko od Ciebie. Dlatego pozwól, że napisanie zakończenia tej historii zostawiam Tobie…
Chcesz wygrać tą walkę, czy poddajesz się?
Dawaj na ring, zaraz Cię zniszczę, o Nieszczęście przeklęte! A tak bardziej serio - wszystko jest do zrobienia. Małymi kroczkami, spokojnie, z pokorą i bez frustracji. Nie natychmiast i od razu. Powoli. Nauka szczęścia to nie proces błyskawiczny. Ale da się. Oj, tak.
OdpowiedzUsuńBez frustracji to się chyba nie obejdzie, bo taka nasza natura, ale można nad tym popracować ;-) Miłego
UsuńOj, bardzo powolny. Ja to czasami mam wrażenie, że po trzech krokach w przód cofam się o dwa w tył. Dziwne jest jednak to, że takie parcie do przodu po szczęście nigdy się nie nudzi... Przynajmniej w moim przypadku tak to działa.
UsuńA Twój entuzjazm do walki bardzo mi się spodobał ;-)
Dobre ;-) Wciągnęło mnie;) Pewnie,że chcę wygrać! Właściwie codziennie staram się wygrywać ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) W takim razie życzę dalszych wygranych!
UsuńNapisałaś o szczęściu nawiązując do walki bokserskiej. Ja bardzo lubię oglądać boks. Czasami zdarza się, że bokser skazywany przez wszystkich na porażkę wygrywa swoją walkę siłą psychiczną i determinacją mimo, że technicznie jest dużo gorszy od przeciwnika.
OdpowiedzUsuńCzytając Twojego posta przypominają mi się też filmy Rocky. Jeżeli jesteśmy zdeterminowani i o coś konsekwentnie walczymy (w tym wypadku o szczęście) to możemy wszystko osiągnąć.
Pozdrawiam:)
Osobiście boks oglądam tylko w filmach akcji i czasem sobie myślę: to tyko fikcja A potem przychodzi refleksja, że może nie tak do końca, że może jest tam ziarenko prawdy i rzeczywiście można w życiu osiągnąć, co tylko sobie zamarzymy? Ograniczeniem jest tylko wyobraźnia. Jedynie co, to należy pamiętać, że to prawdziwa próba charakteru. I nic nie dzieje się błyskawicznie.
UsuńTacy ludzie, o których wspomniałeś, zawsze mnie fascynują - ich siła, determinacja i wiara w niemożliwe. Niepozorni z zewnątrz, a w środku prawdziwi mistrzowie ;-)
Ja też myślę, że możemy wszystko osiągnąć, jedyną przeszkodą jesteśmy my sami (nasze lenistwo i lęki). Jeśli chodzi o film Rocky to Sylvester Stallone trenował amatorsko boks, a występując w tym filmie stał się gwiazdą kina i zaczął zarabiać miliony dolarów. Więc fikcja stała się rzeczywistością dla niego:)
UsuńTo też przykład tego, że nigdy nie wiesz jaka umiejętnosć Ci się w życiu przyda ;-) I od czego może sie zacząć życiowy sukces.
UsuńCo do przeszkód to człowiek jest istotą pełną paradoksów: z jednej strony pragnie coś osiągnąć, a z drugiej strony nie udaje mu się to, bo jest za leniwy. Gdzie logika? ;-)
(wiem, wiem - pewnie ktoś mi zaraz odpowie, że gdyby wszystko było logiczne, to życie byłoby wtedy za proste)
Tak...masz rację...Tylko niekiedy szczęście bywa darem...Najczęściej trzeba o nie walczyć...I trzeba z całej siły wierzyć, że ta walka ma sens....
OdpowiedzUsuńAle najważniejsze jest właśnie to, żeby zdać sobie sprawę z tego, że szczęście tak naprawdę nie leży na ulicy, nie czeka sobie na nas za zakrętem i nikt nie da nam za darmo biletu do szczęścia... Szczęście zależy od nas samych, bo szczęście to stwarzanie odpowiednich warunków, by mieć radość życia...Przecież nic samo się nie dzieje...Dlatego nie wolno czekać, aż szczęście samo nas znajdzie...Najczęściej trzeba pomóc losowi...Żeby móc czuć się szczęśliwym, trzeba umieć upomnieć się o swoje szczęście...Trzeba powalczyć o swoje Szczęście...A walka może być i na ringu - podoba mi się - świetnie to przedstawiłaś, gratuluję ;)
pozdrawiam cieplutko ;)
Dziękuję. Za komplement i za rozwinięcie tematu z bardzo trafnymi uwagami. "O szczęście trzeba się upomnieć" - bardzo trafne! Tak sobie ostatnio myślałam, że wszyscy tak bardzo chcą być szczęśliwi, że uważają, że wystarczy o tym pomyśleć i wszystko samo się ułoży... A szczęście to nieustanna walka i im dłużej nad tym pracuję, tym więcej rozumiem: szczęście to trudna sprawa i niełatwa walka do wygrania. Mimo to, warto podjąć ryzyko porażki. A nuż przejdę do drugiej rundy ;-)
UsuńKażdy zasługuje na szczęście i każdy ma do niego prawo, ale trzeba właśnie pamiętać, że ono nie leży na ulicy za każdym rogiem…
UsuńPrawda jest taka, że to na czym nam najbardziej zależy wymaga od nas największej cierpliwości, starania się i walki ;)
Dopowiedziałabym jeszcze, że nie można szczęścia znaleźć, jeśli się go usilnie szuka... Natomiast nie szukając, często jesteśmy zaskakiwani takim nagłym znaleziskiem... Bo szczęście tak naprawdę codziennie wychodzi nam na spotkanie, a tylko od nas zależy, czy go dostrzeżemy i docenimy...
To w takim szczęściu jest piękne.. Bo lepiej być zaskoczonym, niż rozczarowanym...
A ryzyko...no cóż - zawsze trzeba je podejmować...Bez ryzyka nic nie osiągamy...Choć niestety - często brakuje nam odwagi, by sięgać po to, czego w głębi duszy pragniemy z całych sił.. Jednak nie wolno nam zapominać o naszych marzeniach i pragnieniach...Bo to jest nasze szczęście ;)
Czyli ze szczęściem jest jak z miłością? - jej też jak się wypatruje to uparcie nie przychodzi.
UsuńPrzypomniał mi się cytat na potwierdzenie Twoich słów:
"Nie myśl o szczęściu. Nie przyjdzie - nie zrobi zawodu; przyjdzie - zrobi niespodziankę. " ;-)
Co do ryzyka, to mówią, że bez niego nie ma zabawy... A w życiu odrobina szaleństwa i trochę zabawy to elementy niezbędne, by czuć, że się żyje ;-)
Nominowałem Cię do Liebster Blog Award:)
OdpowiedzUsuńPo więcej informacji zapraszam na: http://wyjscie-z-jaskini-na-slonce.blogspot.com/2013/12/nominacja.html
Pozdrawiam:)