Chcesz sprawiedliwego traktowania? Musisz walczyć. Chcesz być szczęśliwy? Musisz walczyć. Nie zgadzasz się z opinią wykładowcy na temat oceny? Musisz walczyć.
Jednak nie wszystkie walki są warte podjęcia. Czy można je poznać? Zapewne tak, skoro Oetiger pisał:
Kiedy szykujecie się do walki, musicie mieć po pierwsze:
Jednak nie wszystkie walki są warte podjęcia. Czy można je poznać? Zapewne tak, skoro Oetiger pisał:
„Panie, daj mi siłę, abym zmienił to, co zmienić mogę;
daj mi cierpliwość, abym zniósł to, czego zmienić nie mogę
i daj mi mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego.”
daj mi cierpliwość, abym zniósł to, czego zmienić nie mogę
i daj mi mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego.”
Kiedy szykujecie się do walki, musicie mieć po pierwsze:
WŁAŚCIWY POWÓD.
Zapewne oglądaliście film pt. „Karate Kid”, który uczy nie tylko tego, że sukces wymaga cierpliwości, czasu, determinacji i wiary, ale również tego, że nasz cel musi być dobry. Dzieciak w filmie nie uczy się walczyć po to, by brać udział w każdej ulicznej bijatyce, ale po to by móc bronić się przed agresją – nie ją wyzwalać.
Po drugie, kiedy ustalicie, że Wasz cel jest słuszny, oszacujcie
Niski człowiek o drobnej budowie ciała nie wyzwie na pojedynek wielkoluda, który systematycznie „pakuje” na siłowni. Nietrudno pojąć dlaczego ;-) We wszystkich sferach naszego życia podejmujemy się realizacji tylko tych zadań, które mogą się udać. Nie ma sensu marnować czas oraz energię na przedsięwzięcie, które z góry jest skazane na niepowodzenie.
Po trzecie i najważniejsze musi zostać spełniona zależność, że
Myślę, że o tym trzecim warunku często zapominamy. Analizujemy po co chcemy coś osiągnąć i kiedy dochodzimy do wniosku, że szanse powodzenia są stosunkowo duże, zabieramy się do działania i walczymy (mniej lub bardziej agresywnie). Rzadko zadajemy sobie pytanie: czy warto? Być może sukces okaże się niewarty podjętego trudu? Czy walka nie przyniesie nam przypadkiem więcej złego niż dobrego?
Wiem, że te wątpliwości z pozoru stoją w sprzeczności z moim systemem zero-jedynkowym. Ale tylko z pozoru. Czasem „święty spokój” jest dla nas najcenniejszy.
Całkiem niedawno chciałam zmienić swojego promotora, ale po analizie sytuacji, dostrzegłam drobny fakt, który mi przeszkodził: w kolejnym semestrze mam z nim wykłady, a więc po co się „podkładać” i utrudniać sobie zaliczenie przedmiotu?
Inna sytuacja: W tym tygodniu byłam świadkiem, kiedy wykładowca ocenia prezentacje według sobie tylko znanych kryteriów. Tak oto osoby, które czytają „z kartki” dostają punkty bonusowe, a te, które się nauczą prezentowanego tematu, mieszczą się w skali punktów – bez „super bonusów”. Można podjąć się dyskusji i dopytać: dlaczego tak się dzieje? Można. Ale patrząc perspektywicznie, ucierpią na tym jedynie moje relacje z grupą, co kompletnie nie jest warte zachodu. A i wykładowca mnie sobie zapamięta, jako tą, co podważa jego autorytet. Dlatego niestety, czasem trzeba siedzieć cicho.
Wbrew pozorom, walczymy jednak cały czas o swoje „lepsze jutro”, bo czasem naprawdę zaniechanie bitwy może doprowadzić do wygrania wojny. I w tym tkwi pozytywne przesłanie tego postu. Jeżeli tylko podejmiemy się udziału w wojnie (o Twoje/moje lepsze życie), to zawsze ją wygramy – trzeba tylko mądrze zdecydować, w których bitwach wziąć udział. Dlatego najlepiej wybierać te strategiczne, aby po pierwsze zanadto się nie rozpraszać (by nie zgubić z oczu celu całej wojny), a po drugie by oszczędzać siły. Myślę, że stratedzy wojenni by mnie poparli ;-) Na dowód tego, poniżej cytat z książki Sun Zu pt. „Sztuka wojenna”:
Wybierajcie mądrze swoje bitwy, by ostatecznie móc pochwalić się wygraną wojną!
Po drugie, kiedy ustalicie, że Wasz cel jest słuszny, oszacujcie
PRAWDOPODOBIEŃSTWO WYGRANEJ.
Niski człowiek o drobnej budowie ciała nie wyzwie na pojedynek wielkoluda, który systematycznie „pakuje” na siłowni. Nietrudno pojąć dlaczego ;-) We wszystkich sferach naszego życia podejmujemy się realizacji tylko tych zadań, które mogą się udać. Nie ma sensu marnować czas oraz energię na przedsięwzięcie, które z góry jest skazane na niepowodzenie.
Po trzecie i najważniejsze musi zostać spełniona zależność, że
WAGA ZWYCIĘSTWA > WAGA PORAŻKI.
Myślę, że o tym trzecim warunku często zapominamy. Analizujemy po co chcemy coś osiągnąć i kiedy dochodzimy do wniosku, że szanse powodzenia są stosunkowo duże, zabieramy się do działania i walczymy (mniej lub bardziej agresywnie). Rzadko zadajemy sobie pytanie: czy warto? Być może sukces okaże się niewarty podjętego trudu? Czy walka nie przyniesie nam przypadkiem więcej złego niż dobrego?
Wiem, że te wątpliwości z pozoru stoją w sprzeczności z moim systemem zero-jedynkowym. Ale tylko z pozoru. Czasem „święty spokój” jest dla nas najcenniejszy.
Całkiem niedawno chciałam zmienić swojego promotora, ale po analizie sytuacji, dostrzegłam drobny fakt, który mi przeszkodził: w kolejnym semestrze mam z nim wykłady, a więc po co się „podkładać” i utrudniać sobie zaliczenie przedmiotu?
Inna sytuacja: W tym tygodniu byłam świadkiem, kiedy wykładowca ocenia prezentacje według sobie tylko znanych kryteriów. Tak oto osoby, które czytają „z kartki” dostają punkty bonusowe, a te, które się nauczą prezentowanego tematu, mieszczą się w skali punktów – bez „super bonusów”. Można podjąć się dyskusji i dopytać: dlaczego tak się dzieje? Można. Ale patrząc perspektywicznie, ucierpią na tym jedynie moje relacje z grupą, co kompletnie nie jest warte zachodu. A i wykładowca mnie sobie zapamięta, jako tą, co podważa jego autorytet. Dlatego niestety, czasem trzeba siedzieć cicho.
Wbrew pozorom, walczymy jednak cały czas o swoje „lepsze jutro”, bo czasem naprawdę zaniechanie bitwy może doprowadzić do wygrania wojny. I w tym tkwi pozytywne przesłanie tego postu. Jeżeli tylko podejmiemy się udziału w wojnie (o Twoje/moje lepsze życie), to zawsze ją wygramy – trzeba tylko mądrze zdecydować, w których bitwach wziąć udział. Dlatego najlepiej wybierać te strategiczne, aby po pierwsze zanadto się nie rozpraszać (by nie zgubić z oczu celu całej wojny), a po drugie by oszczędzać siły. Myślę, że stratedzy wojenni by mnie poparli ;-) Na dowód tego, poniżej cytat z książki Sun Zu pt. „Sztuka wojenna”:
„Osiągnąć sto zwycięstw w stu bitwach nie jest szczytem umiejętności. Szczytem umiejętności jest pokonanie przeciwnika bez walki.”
Wybierajcie mądrze swoje bitwy, by ostatecznie móc pochwalić się wygraną wojną!
Bardzo mądry punkt widzenia. Jak śpiewa jeden z polskich artystów: "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Niepokonanym".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję za przytoczony cytat - dobre podsumowanie :-)
UsuńPozdrawiam.
no tak, w swoim komentarzu u mnie masz rację. a mi przyszło "trwać" i póki co nic na to nie poradzę, ale "powalczę o trochę więcej". na razie, już nawiązując do tematu notki, myślę, które "bitwy" warto, a których nie warto stoczyć. ale póki się walczy, jest się zwycięzcą :)
OdpowiedzUsuńmądra notka :) pozdrawiam :)
Dziękuję! Trzymam kciuki z całych sił za "Twoje więcej"! Prawda, ze żeby wygrać trzeba podjąć bitwę, ale... gwarantuję Ci że właściwą już podjęłaś - chcesz więcej. Teraz tylko mądrze decycyduj, kiedy zbierasz siły ;-)
Usuńmasz 100% racji w tym co napisałaś. Czasami walczymy o coś co już wcale nie ma sensu, i za późno orientujemy się, że nie wato było
OdpowiedzUsuńA propos tego, co napisałaś - że za późno się orientujemy, że nie było warto, to chyba ta sytuacja ma często miejsce kiedy walczymy o jakąś przyjaźń, która już nie istnieje, a my jeszcze tego nie dostrzegliśmy... i myślimy, że uda nam się powrócić do tego, co było.
UsuńBardzo mądre. Czasami naprawdę warto siedzieć cicho. A ja zawsze się odzywam, nawet niepotrzebnie czasem.
OdpowiedzUsuńTeż tak mam - za dużo mówię i potem jest mnie wszędzie "za dużo". Staram się ostatnio wyciszyć, bo jak pisalam - nie zawsze warto ;-)
UsuńZgadzam się z Tobą, czasami lepiej przemilczeć niż później za to placić, bo wykladowca bedzie miec na Ciebie inne oko niz na innych, ale masz racje to nie sprawiedliwe że nie,ktorzy malo sie przykladaja i dostaja wiecej niz Ci, ktory wlozyli w to swoj czas i wklad.
OdpowiedzUsuńBardzo mądry post, trzeba walczyć ale z dobrym przemysleniem za i przeciw :)
Tylko, żeby uciszenie emocji było takie proste... a czasem to one dochodzą do głosu szybciej od rozsądku...
UsuńCzasami trzeba zrobić krok w tył by później móc iść do przodu. Czasami dumę i honor lepiej schować w "buty", tylko po to by dotrwać do ostatecznego celu niezauważonym.
OdpowiedzUsuńMądry i pouczający zarazem wywód. Gratuluję bystrości i niewątpliwie przebiegłości.
Czasem krok w tył pozwala również spojrzeć na daną sprawę z lepszej perspektywy albo pozwala dostrzec coś, co wcześniej umknęło naszej uwadze ;-)
UsuńDopóki walczę jestem zwycięzcą i nie darowałabym sobie gdybym nie podjęła ryzyka i przynajmniej nie spróbowała... Czasem jednak nie wystarcza starać się ze wszystkich sił, a najtrudniejszą rzeczą w trzymaniu się jest by odpuścić...
UsuńBo czasami trzeba się poddać, odpuścić - żeby móc iść dalej. Odpuścić trzeba gdy chcemy czegoś tak mocno, że przestajemy widzieć wszystko dookoła, nie zauważamy zmian jakie zachodzą obok, nie słuchamy siebie i swoich uczuć. A nie możemy bać się sobie odpuścić prób przetrwania w miejscu, które czyni nas nieszczęśliwymi - bez względu na to, co próbuje nas zatrzymać - ludzie, wspomnienia, czy po prostu strach przed czymś nowym...
Bo nawet wtedy, gdy nasze nadzieje ustąpią miejsca rzeczywistości i w końcu musimy poddać się prawdzie, że przegraliśmy - to znaczy tylko, że przegraliśmy dzisiejszą bitwę...Ale nie jutrzejszą wojnę....
p.s. Bardzo mądry wpis. Pozdrawiam ;)
Przez jeden z krążących w sieci filmików, sformułowanie "jesteś zwycięzcą" powoduje mimowolny grymas na mojej twarzy. Niemniej wierzę w to, co piszesz, że tylko ci, którzy podejmą się walki mogą zwyciężyć.
UsuńCo do odpuszczania, to rzeczywiście nieraz okazuje się, że jest ono najlepszym rozwiązaniem jeżeli chcemy ruszyć ze swoim życiem dalej, ale jest to niesamowicie trudne. Zwłaszcza, kiedy na dany projekt/przedsięwzięcie/znajomość poświeciliśmy dużo czasu (może nawet lat). Chyba całe życie uczymy się wyczuwać moment, kiedy należy powiedzieć "dość" i zacząć robić coś innego, coś nowego. Coś, co pozwoli nam na nowo włączyć do wojny.
Pozdrawiam :-)
Znowu idealnie wstrzelasz się w mój tok myślenia :)
OdpowiedzUsuńZdarzało mi się walczyć z wiatrakami, zupełnie bez sensu. Teraz już mądrzej do tego podchodzę i od razu żyje się łatwiej!
Tego rodzaju spostrzegawczość, kiedy warto walczyć a kiedy nie, przychodzi chyba z wiekiem ;-) Ja też kiedyś rzucałam się w wir każdej bitwy bez zastanowienia, ale teraz uczę się już "ważyć" czy warto.
Usuń