Strony

sobota, 10 maja 2014

Bunt przed nijakością

Z natury jestem spokojna, ale jest we mnie mała nuta buntu przed „nijakością życia”. Ta nuta jest ze mną od gimnazjum. Zawsze musiałam robić coś dodatkowo, coś po zajęciach, coś w grupie. Moi rodzice nie należą do tych, którzy wysyłają dzieci w przedszkolu na zajęcia z angielskiego, gry na pianinie i basenu. Nikt mi czasu nie organizował (zresztą kiedyś chyba nie było takiej mody – na całe szczęście mogłam być tylko dzieckiem). W swoim życiu podświadomie chciałam czegoś więcej niż szkoła-dom-dom-szkoła. Dlatego były zajęcia teatralne, sekcja koszykówki, koło historyczne, koło wiedzy o kulturze (czyli głównie zajęcia o sztuce i architekturze), zajęcia z angielskiego, zajęcia z rysunku. Historię jako przedmiot bardzo lubiłam i naprawdę mnie interesowała, potem przerzuciłam się na sztukę. Angielski zawsze był równocześnie. Ale nie robiłam żadnej z tych „naukowych” rzeczy, bo musiałam. Ja chciałam, interesowały mnie budowle we Włoszech, dzieje starożytnych piramid jak i nazwanie tego wszystkiego po angielsku. Byłam ciekawa świata, próbowałam, szukałam siebie. Naprawdę, patrząc z perspektywy czasu, każde zajęcia czegoś mnie nauczyły. Zajęcia teatralne to była moja pierwsza walka z nieśmiałością. Udana – dały mi niesamowitą podstawę ;-)

„I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu.”
/Paulo Coelho/

Cytat znany przeze mnie od paru lat, ale nigdy specjalnie lubiany. Zwyczajnie go nie rozumiałam, bo czy wystarczy sobie o czymś zamarzyć i wszyscy wokół będą mi przyklaskiwać? Co za bujda! Teraz nauczyłam się na to patrzeć inaczej. Nie chodzi tutaj o moc pozytywnego myślenie i naiwną wiarę, że jak sobie coś postanowię, to nie spotkam na swojej drodze żadnych przeszkód. Już ostatnio wspominałam, że kiedy tylko wymyśliłam sobie wolontariat, to musiałam być nieźle zdeterminowana, żeby mi się udało coś znaleźć. Właściwie nie „coś”, a możliwość pracy z dziećmi, konkretniej udzielanie im korepetycji. Jestem dobra z matematyki oraz angielskiego, co uważam za pożądane umiejętności, bo z matematyką większość dzieciaków ma problem.

Naiwnie myślałam, że skoro posiadam odpowiednią znajomość tematu oraz są ludzie którzy potrzebują dodatkowej pomocy w ramach tego, co chcę zaoferować, a co najważniejsze posiadam czas i chęci – to nie ma nic łatwiejszego niż zostać wolontariuszem. Problem polegał na tym, że nigdy nim nie byłam i nie miałam zielonego pojęcia jak się nim stać, gdzie szukać ofert i jak to wszystko wygląda organizacyjnie. Próbowałam działać na własną rękę, opierając się na informacjach dostarczanych przez Google, ale efekty były takie jak wspominałam i zniechęcona na pewien czas porzuciłam temat. W marcu los się do mnie uśmiechnął, a wszechświat przyszedł do mnie z pomocą. Tak to właśnie widzę. Szukałam miejsca, gdzie mogłabym odbyć praktyki i całkowicie przypadkiem trafiłam na placówkę, która zajmuje się różnymi inicjatywami społecznymi, m.in. wolontariatem. Trochę musiałam się oswoić z tą myślą i w końcu pod wpływem endorfin po szkoleniu, poszłam do placówki, aby się wszystkiego dowiedzieć. Miałam długą listę pytań typu co i jak oraz gdzie. Powiedziałam o swoim pomyśle na siebie i przesympatyczna dziewczyna powiedziała, że postara się mi coś znaleźć. Okazało się, że w przypadku wolontariatu jest podobnie jak w przypadku szukaniu pracy: część ofert w ogóle nie jest publicznie ogłaszana i jedynie z polecenia można się o nich dowiedzieć. Tak trafiłam do świetlicy środowiskowej, działającej na terenie pewnej gminy niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Byłam na rozmowie z osobą, która czuwa nad świetlicami w tamtym regionie (jest ich kilka). Znowu miałam szczęście, bo trafiłam na niesamowicie miłego pana, który z wielką cierpliwością wszystko mi wytłumaczył, omówił i wcale mu nie przeszkadzało, że nie mam doświadczenia w wolontariacie ani że nie studiuję pedagogiki. Mogę powiedzieć, że raczej cechowała go szczera ciekawość jak to wszystko będzie wyglądać i był zainteresowany tym, co sama wymyślę, zostawiając mi dosyć sporo wolnej ręki.

Dlatego właśnie uważam, że wszechświat mi sprzyjał – przy okazji czegoś zupełnie innego, znalazłam wolontariat, przypadkowo trafiłam na bardzo miłych ludzi, którzy wytłumaczyli mi co i jak oraz dali ciekawe perspektywy. Warto było zrobić podstawowy krok tj. powiedzieć, że chcę i trochę się przy tym uprzeć. Reszta sama się ułożyła.

Kiedy szukałam możliwości wolontariatu, myślałam, że raczej znajdę coś „gotowego” i sama będę się musiała wpisać w jakiś schemat działania. Tymczasem mogę powiedzieć, że jestem inicjatorką, bo dotychczas w tych świetlicach nikt nie prowadził zajęć stricte edukacyjnych. Jestem do tego sama, sama muszę kombinować nad formą oraz nad tym jak zainteresować dzieciaki tym, co mam im do przekazania. Bo jeżeli zajęcia będą za bardzo przypominać zwykłe lekcje, to nikt nie będzie przychodził. Na razie byłam tylko na paru spotkaniach, więc cały czas szukam właściwej formy i przyznaję, że trochę eksperymentuję. Ale podoba mi się to. To takie moje wyzwanie, które staram się „oswoić” i wiem, że za jakiś czas nabiorę doświadczenia i będzie mi łatwiej. Póki co, wciąż się uczę. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że dostaję od dzieciaków niesamowicie pozytywny bodziec. Zawsze po powrocie do domu czuję jak dobra energia mnie rozpiera.


Jestem jedynaczką, a w mojej najbliższej rodzinie nie ma małych dzieci, więc to mój pierwszy i jedyny kontakt z małymi dziećmi, bo do świetlicy uczęszczają dzieciaki, które chodzą do podstawówki. Zapewne też właśnie dlatego, że jestem jedynaczką, jestem skłonna pracować z dzieciakami. Przypuszczam, że gdyby młodsze rodzeństwo dało mi popalić na co dzień, to taka forma spędzania wolnego czasu byłaby ostatnią, która przyszłaby mi do głowy.

Dlaczego wolontariat? Bo nie chcę mieć ubogiego życia, składającego się z uczelnia – dom – uczelnia. Bo mam za dużo energii i muszę ją jakoś spożytkować. Bo lubię pomagać. Bo lubię być zajęta i czuć, że robię coś pożytecznego. Poza tym wolontariat niesamowicie dobrze wpłynął na moją organizację czasu – zgodnie z zasadą, że im więcej zadań do wykonania, tym więcej czasu. Paradoks jest taki, że spędzając wczorajszy dzień na pisaniu jednej z dwóch prac zaliczeniowych w tym semestrze (pierwszą skończyłam w poprzedni weekend, więc teraz wzięłam się za drugą), moja koleżanka była zdziwiona, że się już ją piszę, ale skomentowała to słowami: skoro masz tyle wolnego czasu… Ja i wolny czas? Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Nie przypuszczałabym, że patrząc na mnie z boku można powiedzieć, że cierpię na nadmiar wolnego czasu… A jednak. Życie zaskoczyło mnie nie pierwszy raz. I zapewne nie ostatni.

Podsumowując, od wielu lat do czegoś mnie ciągnie – zawsze do czegoś nowego. Nie są to szalone rzeczy, bo to byłoby niezgodne z moim charakterem. Ale są to rzeczy, które mnie rozwijają. Dają mi szczęście! Życzę Wam odnalezienia czegoś podobnego we własnym życiu. A jeżeli już to znaleźliście, to trzymajcie się tego jak długo możecie ;-)

14 komentarzy:

  1. podziwiam Cię! a tak właściwie, co studiujesz, jeśli można wiedzieć? :)
    no tak, jeżeli czegoś się chce, ma się jakiś konkretny zamiar i upór w tym, to okoliczności zazwyczaj sprzyjają, albo podsuwają jakieś ciekawe rozwiązania. osobiście trzymam za Ciebie kciuki i wierzę, że dasz radę, cna pewno wyjdzie to z pożytkiem dla Ciebie i dla dzieci :)
    świetna jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekonomię ;-)
      W sumie dobrze, ze tak się dzieje, że jak się przy czymś uprzemy, to nie zostajemy bez wsparcie. Dzięki temu można osiągnąć to, co się sobie postanowi i to jest wspaniałe :-)
      Trzymanie kciuków na pewno się przyda!

      Usuń
  2. Pewnie nie pierwszy raz to napiszę u Ciebie: gratuluję odwagi! Uwielbiam takich ludzi jak Ty, jesteś chodzącą inspiracją i dowodem na to, że chcieć to móc. Trzymam kciuki i gorąco pozdrawiam.

    P.S Też lubię jak ciągle coś się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa!
      Cały czas staram się coś robić. Wczoraj dowiedziałam się, że nazywa się to "nałóg działania" :-)

      Usuń
  3. Na pewno wszechświat Ci sprzyjał. I nadal będzie sprzyjać! Trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Trzymaj mocno. Za mnie - nie za wszechświat ;-)

      Usuń
  4. Fajnie, że chcesz dzialać i chcesz robić coś więcej niż uczelnia-dom itd. Nie dziwie się, że dla swojej koleżanki jesteś inspiracją, fajnie ze tak kreatywnie spędzasz życie :) Bardzo motywujący post, powiem Ci że faktycznie zajęcia teatralne są świetna pomocą do znalezienia w sobie odwagi i wyjścia z nieśmialości, ja w liceum chodzilam i potem o wiele latwiej mi bylo jak mialam cos zrobic bądz cos powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa... teatr nauczył mnie jeszcze improwizacji :-) Teraz jest mi łatwiej z prezentacjami. Tak jak piszą, nigdy nie wiesz czego dana rzecz Cię nauczy i co jeszcze z tego w życiu wykorzystasz :D Dlatego chcę próbować różnych rzeczy jak najwięcej.

      Usuń
  5. Masz u mnie ogromnego plusa. Sama od siebie wybrałaś pracę z dziećmi jako formę wolontariatu. Nie wiem jakie to dzieci i w jakim wymiarze czasowym masz te zajęcia, ale i tak budzisz we mnie szacunek. Jeżeli masz taką chęć i talent to nie marnuj szansy i zrób sobie dodatkowo jakiś kurs pedagogiczny. Z mojego punktu widzenia 45 minut lekcję prowadzić to długo, jak materiał wyłożę w kilkanaście minut (na szczęście od czego są kartkówki i odpytywanie :) ) Dlatego tym bardziej jako, że to jest dla Ciebie dodatkowa forma działania wyrażam podziw :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa - miło mi ;-)
      Kurs pedagogiczny? Chyba, że w weekendy ;-) A tak na poważnie to o tym nie myślałam. Nie wierzę, żebym w przyszłości robiła coś dalej w tym kierunku. Traktuję to bardziej jako zajęcie na okres studiów i sprawdzam jak to na mnie wpływa i jak mnie rozwija. To taka moja odskocznia, która urozmaica mi życie i pozytywnie ładuje do walki z moją rzeczywistością ;-)

      Usuń
  6. Może sięgnij po harcerskie metody. Mówię poważnie - przez wiele lat prowadziłam gromadę zuchową i to taka forma nauki przez zabawę, którą dzieciaki przyjmują i bardzo lubią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy pomysł. Bardzo dziękuję za radę. Nigdy harcerką nie byłam, ale może da się coś znaleźć w internecie :-)

      Usuń
  7. Uwielbiam ludzi, którzy mają pasje i robią w życiu coś wiecej niż ogladanie TV i picie piwa. To na pewno rozwija i sprawia, że Twoje życie jest ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię takich ludzi. Od niedawna mam szczęście się do nich zaliczać :) A przynajmniej usiłuje robić wszystko, by tak było. Powiedzmy sobie szczerze: w TV po prostu nic ciekawego nie leci :)

      Usuń