Strony

wtorek, 28 lipca 2015

Opcja: pomyślę o tym jutro

Kiedy wszystko się wali (lub wali się jedna rzecz, ale za to całkowicie), to czy istnieje bardziej kusząca opcja od „pomyślę o tym jutro”?

Każdy, kto czytał „Przeminęło z wiatrem” zna słynne powiedzenie głównej bohaterki – Scarlett, która przed każdą trudną decyzją mówiła sobie „pomyślę o tym jutro”. Kiedy miałam naście lat i miałam jakiś problem moja mama śmiała się, że powinnam zachować się jak Scarlett O’Hara. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam na czym takie zachowanie polega. Dopiero po przeczytaniu książki zrozumiałam skąd się wzięło to słynne powiedzenie i dlaczego (nie)słusznie jest negatywnie postrzegane. Prawdopodobnie książka „Przeminęło z wiatrem” znalazła się kiedyś w kanonie lektur szkolnych (osobiście tego nie doświadczyłam). Przypuszczam, że wtedy na lekcjach języka polskiego zachowanie Scarlett bywało potępiane. Obecnie również uczy się nas, że problemy powinny być rozwiązywane „od ręki”, a podejście typu „jutro o tym pomyślę” jest postrzegane jako skrajnie nieodpowiedzialne.

„Przeminęło z wiatrem” przeczytałam pięć lat temu na wakacjach i od tego czasu zwrot „pomyślę o tym jutro” przykleił się do mnie i został w moim życiu na dobre. Bardzo go lubię. Za każdym razem, kiedy stoję przed jakimś dylematem i w mojej głowie pojawiają się słowa „pomyślę o tym jutro” – wiem komu je zawdzięczam i mimowolnie się uśmiecham. Właśnie tak – zawdzięczam, bo Scarlett jako jedna z nielicznych bohaterek książek miała na mnie tak ogromny wpływ.

Nie chodzi o to, że wierzę iż moje problemy w cudowny sposób znikną dnia następnego albo że ktoś je za mnie rozwiąże. Prędzej chodzi o to, że nie potrafię podejmować ważnych decyzji ad hoc. Potrzebuję czasu na przemyślenie wszystkich „za i przeciw” i chwili na zastanowienie się co czuję. Czy jeżeli podejmę decyzję A, to będę potrafiła żyć w rzeczywistości, którą ta decyzja stworzy?

Nieraz czytałam o tym, że odkładanie decyzji na następny dzień albo chociaż na kilka godzin pozwala się zdystansować albo wymyślić jakąś trzecią lepszą alternatywę, która do tej pory nie była brana pod uwagę.

W dniu otrzymania wyników o przyjęciu na studia byłam dokładnie pomiędzy Krakowem a Wrocławiem. Od razu wiedziałam, że w tym dniu niczego mądrego nie wymyślę. Chociaż gdzieś tam wewnętrznie Kraków ucieszył mnie znacznie bardziej niż Wrocław.

Wytworzenie dystansu pozwala na wyłączenie emocji, ale czasem mam wrażenie, że to właśnie serce dokonuje najlepszych wyborów. Obojętnie czy nazwę to przeczuciem, uczuciem, szóstym zmysłem czy instynktem. Nic z tego nie ma niczego wspólnego z rozumem i rozsądkiem. Często „przespanie się z tematem” ma stworzyć podświadomości sposobność, by powiedziała nam co jest dla nas najlepsze. W śnie nie gromadzimy argumentów za i przeciw. W śnie odcinamy się od wszystkiego i pozwalamy myślom na swobodne dryfowanie. Rano wstajemy z nowym spojrzeniem na świat i już wiemy. Po raz kolejny przekonujemy się, że postawa „pomyślę o tym jutro” posiada w sobie wiele zalet.

Zastanawiałam się, czy tylko w moim odczuciu przekonanie, iż trzeba działać już tu i teraz jest znacznie bardziej propagowane niż chwila na „odsapnięcie”. Dla zweryfikowania tezy, wpisałam w Google kilka fraz i oto ile znalazłam wyników:
„pomyślę o tym jutro” – 617 000
„pomyślę o tym dzisiaj” – 829 000
„zrobię to dzisiaj” – 746 000
„zrobię to jutro” – 8 400 000 (ze względu na dużą ilość piosenek o tym samym/podobnym tytule)

Wniosek jest jeden: znacznie częściej decydujemy o czymś w tej chwili, ale i tak za wykonanie zabieramy się dopiero jutro ;-)

Należy tylko unikać pewnej pułapki, polegającej na tym, że...


Piosenka, która za mną ostatnio chodzi:

Marlon Roudette – „When the beat drops out”
Life, happens when you're making plans
Flying high and shaking handsA song will write you, you don't write it

24 komentarze:

  1. Zgadza sie. Musze nauczyc sie tego powiedzenia. Moja Mama uwielbiala ten film! Ja jestem z tych w goracej wodzie kapanych I niestety, ale czasami pospiesze sie z decyzja, odpowiedzia, czynem I na tym najczesciej ja trace....
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, że nigdy nie widziałam filmu "Przeminęło z wiatrem". Boję się, że mógłby mnie znudzić. Poza tym taki ze mnie typ, że zawsze stawiam książki nad ekranizacje... Ale jak nie widziałam, to nie mogę się wypowiedzieć ;-)
      Myślę, że wszystko zależy od sytuacji i czasem podjęcie decyzji "na spontana" najlepiej nam wychodzi, niż męczenie tematu przez tydzień.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Oglądałam ten film, wiadomo, to staroć, ale jakiś taki uroczy, nie da się nie kibicować Rhettowi :-) Zresztą ostatnio starocie znów w TV na topie, np. "Ptaki ciernistych krzewów". Opcja "pomyślę o tym jutro" jest mi bliska, szczególnie gdy chodzi o jakieś badziewne sprawy, które mogą poczekać. Na prawdziwie uwierające problemy zawsze staram się mieć plan natychmiast, a kiedy mam już plan tood razu mi lepiej. Zauważyłam, że uspokaja mnie przeświadcznie, że wiem, co mam robić.

      Usuń
    3. Jejciu, zaraz wyjdzie na to, że jednak muszę się skupić i przeszukać program TV w nadziei, że niedługo puszczą ten film. Kiedyś oglądałam go jakieś 10 minut, ale spasowałam - nie pamiętam już dlaczego ;-)
      Mnie również takie przeświadczenie uspokaja, to chyba kwestia charakteru ;-) No i dzięki temu pojawia się złudzenie, że panuję nad sytuacją a nie odwrotnie.

      Usuń
  2. Uważam, że to bardzo mądre podejście :) Złapanie dystansu jest wręcz koniecznie przy podejmowaniu decyzji, a do tego trzeba trochę czasu :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe dlaczego w takim razie podejście Scarlett jest często wyśmiewane? Tak się teraz zaczęłam nad tym zastanawiać, bo sama mam w głowie "zakodowane", że to niewłaściwe podejście do sprawy...
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Zanim podejmę decyzję pytam sama siebie

    z czym będę czuła się dobrze?
    czy ta decyzja/sytuacja jest dla mnie dobra?

    i mimo iż z podjęciem raczej nie czekam do następnego dnia - uważam moje postanowienia w większości za trafione :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stosuję tą samą metodę ;-) W 90% przypadków nie żałuję podjętej tak decyzji.

      Usuń
  4. Odkładanie naszych problemów,decyzji na jutro, myślę, że jest dobre. O ile to jutro kiedyś nadejdzie :)
    Ale to pozwala nam spokojnie zastanowić się nad skutkami naszych decyzji i pomaga znaleźć dobre rozwiązanie wyjścia z niektórych sytuacji, niż jakbyśmy musiały robić to na tzw. "żywioł".
    Mój dziadek często powtarzał zdanie "Co nagle, to po diable". Lepiej dać sobie czas niż potem czegoś niepotrzebnie żałować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mnie denerwuję, kiedy mówię, że "zrobię to jutro" i widzę to spojrzenie zmieszane ze zwątpieniem. Nie chce mi się już tłumaczyć, że u mnie "jutro" to naprawdę "jutro". Jestem bardzo słowną osobą, ale to ktoś musi mnie poznać, by się o tym przekonać.
      Dziadek miał rację - czasem pośpiech jest złym doradcą i kiedy się śpieszymy możemy coś zrobić "na odwal się" i w sumie nie będziemy z tego zadowoleni.

      Usuń
  5. Ja uważam, że trzeba poczekać przemyśleć i zadawać sobie pytania a odpowiedzi w końcu pojawią się w naszej głowie :) Sama stoję przed ważną decyzją życiową i nie wyobrażam sobie podjąć ją ot tak z dnia na dzień. Na to trzeba czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Decyzje życiowe to jest całkowicie odmienna bajka - przy nich to strach jest podjąć jakąkolwiek decyzje ;-) A tak na poważnie, to czas jest bardzo ważny i myślę, że w takich przypadkach jest naszym sprzymierzeńcem.

      Usuń
  6. Wolę zrobić coś od razu i mieć z głowy, ale pośpiech czasami jest złym doradcą.
    Myślę, że zawsze trzeba znaleźć złoty środek. Czasami przekładanie czegoś na jutro jest chore. Wiele jest osób, które odpisują na mejl przez kilka tygodni albo umawiają się na spotkanie przez kilka miesięcy.
    A tak w ogóle, to myślę, że lepiej podejmować złe decyzje niż nie podejmować żadnych. Czasami możemy zamartwiać się przez wiele dni, a i tak nic mądrego nie wymyślimy.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba zależy od rangi decyzji. Nie zastanawiam się nad tym, czy umyję naczynia teraz czy jutro - myję od razu. Ale kiedy musisz podjąć decyzję czy zmienić pracę, to nie zrobisz wyliczanki ani nie odpowiesz na takie pytanie w ciągu 2 minut.
      Ostatnia myśl bardzo mi się spodobała, że "lepiej podejmować złe decyzje niż nie podejmować żadnych". Ostatnio właśnie taką podjęłam, ale myślę, że generalnie wyszło mi to na dobre ;-)
      Pozdrawiam ;-)

      Usuń
    2. Podejmowanie złych decyzji lub wcale - też nie jest dobrym rozwiązaniem bo wpadniemy w pętlę. Bardziej skłanialbym się do niepodejmowania decyzji jeżeli uznałbym że podjęta jest złą. No tak teraz to już brzmi jak demagogia. Decyzja jest właściwa jeżeli my tak uważamy - nie ma złotego środka niestety.

      Usuń
    3. Tu nie chodzi o to, że z założenia podejmuję złą decyzję. To byłoby bezsensu. Chodzi o to, by nie być biernym; by nie czekać za długo w nadziei, że ktoś inny (lub los) podejmie za mnie decyzje. Chodzi o branie odpowiedzialności za własne wybory i o to, by być w życiu proaktywnym, bo tylko wtedy może spotkać nas coś dobrego. Nawet jeżeli wcześniej wydarzy się trochę złych rzeczy. Unikając decyzji niczego nie zyskujemy.

      Usuń
  7. muszę przyznać, że książki nie czytałam, ale powiedzenia używam bardzo często :) dlatego w moim wyzwaniu książkowym na 2015r. na pewno pojawi się ta pozycja :)
    podoba mi się Twój blog, jeśli nie masz nic przeciwko, dodam Cię do ulubionych :)
    pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To powiedzenie tak się wplotło w naszą "codzienność", że nie sposób go nie stosować. Cieszę się, że przypadkiem trochę Cię zachęciłam do przeczytania książki. Parę lat temu miałam etap przerabiania klasyków wśród literatury, ale głównie wśród filmów - w szczególności czarno-białych. Trudno było na nie trafić, ale ostatecznie "upolowałam" je w TV i chociaż z obecnej perspektywy ich fabuła jest prześmiewna, to na pewno warto je zobaczyć (lub przeczytać książki), by móc wyrobić sobie własne zdanie ;-)
      Bardzo mi miło, że blog Ci się spodobał ;-) Z wielką chęcią wpadnę do Ciebie ;-) Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Muszę się kiedyś za tą książkę zabrać. Tak o, bo trochę głupio nie znać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam ją z podobną motywacją, bo "głupio nie znać" ;-)

      Usuń
  9. Nic tak nie wkurza jak hasło ze Internet przestal nieoczekiwanie działce i komentarz poleciał w kosmos - a właśnie kończylem go pisać i mało tego był "rewelacyjny" (przynajmniej tak mi się wydawało).
    Jeszcze raz zatem:
    Ehh ... Wwszystko to łatwo się pisze ale... Są przeciez decyzje, decyzje i decyzyjki. Są takie z którymi "można się przepać" i sam często łapę się na tym , że warto było poczekać chociaż miotalem się jak szalony i już chciałem coś zrobić. Ale są też takie, które musza być podejmowane natychmiast i takich jak na złość jest znacznie więcej. Nie szukając daleko - z własnego podwórka a w zasadzie pracy - decyzja ad hoc - to często dla drugiego człowieka oznacza balans między zdrowiem a choroba - znacznie częściej jednak balans między życiem a śmiercią. Gdzie zatem złapać dystans? Nie pisze tego by się uzalac, czy szukać współczucia.Moze ktoś ma i na to sposób - ja go szukam z różnymi efektami ��.
    Łapać dystans świetna sprawa i temat poruszony naprawdę świetnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, też tego nie lubię. Nie wiem czy tak masz, ale w 9/10 przypadków dotyczy to długich, przemyślanych komentarzy... To chyba jedno z praw Murphy'ego. Cieszę się, że mimo wszystko nie zraziło to Ciebie do podzielenia się swoją opinią ;-)
      Zgadzam się, że wszystko zależy od kalibru decyzji, sytuacji i presji czasu. To już sami czujemy, które decyzje są ważne i potrzebują czasu, by je przemyśleć, a które należą do wyborów dokonywanych codziennie - nieraz nawet pod wpływem impulsu. Nie wiem czy dobrze kojarzę, ale chyba jesteś lekarzem i stąd przykład cienkiej granicy między życiem a śmiercią. Tu jeszcze do decyzji dochodzi ogrom odpowiedzialności. Mając pacjenta "na stole", któremu chwilowo zanika akcja serca, nie można powiedzieć "pomyślę o tym jutro jak go uratować". Tylko, że w takich sytuacjach duże znaczenie ma doświadczenie i intuicja. Chyba. Decyzje, z których podjęciem można trochę poczekać dotyczą naszego życia. Tego, jak ono wygląda i jak dysponujemy swoim czasem. Myślę, że jakość życia jest powiązana z tym ile dajemy sobie czasu na przemyślenie pewnych spraw. Im szybciej np. dostrzeżemy, że praca nam nie odpowiada, bo za dużo się w niej stresujemy, wtedy unikniemy wielu chorób. Trochę wyszedł mi z tego teraz mindfulness... Opcja "pomyślę o tym jutro" to dla mnie połączenie właśnie łapania dystansu z wsłuchaniem się w siebie.

      Usuń
    2. Podoba mi się u Ciebie rzeczowa wymiana komentarzy, które prowokuja Twoje notki - bardzo pozytywnie. Może moje nie są wysokich lotow, ale się staram . Prostuje jedynie jedną informacje - nie jestem lekarzem a ratownikiem medycznym. Co do powyzszego komentarza - nic do dodania - zgadzam się.

      Usuń
    3. Cieszę się, że tak postrzegasz blog i komentarze, chociaż to drugie jest zasługą Czytelników ;-)
      Myślę, że najważniejsze jest to jak ktoś postrzega własny blog i własne wpisy. Robimy to, co robimy najlepiej jak potrafimy i to musi wystarczyć ;-)
      Ratownik medyczny - mój błąd, ale na przyszłość zapamiętam. Niemniej w Twojej pracy i tak pewnie pojawiają się podobnie trudne decyzje jak w pracy lekarza na sali operacyjnej i musisz dokonywać wyborów natychmiast.

      Usuń