W historii tego bloga (dumnie brzmi, prawda?) poleciłam już książki, które inspirują, zmuszają do refleksji nad własnym życiem, czy pokazują, że szczęście zależy tylko od nas samych.
Dzisiaj nadszedł czas na coś wysoce praktycznego, czyli „Zjedz tę żabę” Briana Tracy’ego – opis 21 metod podnoszenia wydajności w pracy i zwalczaniu skłonności do odwlekania. Oczywiście nie mam zamiaru streszczać wszystkich 21 metod, bo przy piątej zamknęlibyście okno z tym blogiem, a tego bym nie chciała. Ogólnie mogę napisać, że to co autor umieścił w książce brzmi dla mnie sensownie i z niektórych rzeczy sama korzystam jak m.in. planowanie dni z wyprzedzeniem. To, do czego nie doszłam to nadawanie czynnościom priorytetów lub delegowanie zadań (nie mam komu ;-) ). W książce omówiona jest również kwestia tego, że najpierw trzeba sobie jasno i precyzyjnie wyznaczyć cel oraz wiele – jakieś17 innych cennych - uwag do przyswojenia we własnym zakresie. Poniżej omówiłam tylko parę wybranych aspektów przeplatanych własną refleksją.
„Przekopując się” ostatnio przez różne książki, trafiałam niezmiennie na dwa czynniki, które wyróżniają ludzi sukcesu. Po pierwsze potrafią oni z dziennej listy zadań do wykonania wybrać te najważniejsze (dla ich pracy, rozwoju, przyszłego sukcesu). Po drugie, kiedy już tego dokonają, bez chwili zwłoki zabierają się za realizację tego zadania. Tylko tyle i aż tyle.
Nieraz wiem, co muszę zrobić, ale… dlaczego nie wziąć się za to za 5 minut? Właściwie w 5 minut to zdążę tylko herbatę zaparzyć, to może lepiej dać sobie 10 minut? W 10 minut zdążę już nie tylko przygotować herbatę, ale i dojść do pokoju oraz włączyć odpowiednią muzykę. To może tak 15 minut? Głosik w głowie nie daje za wygraną i kusi… brzmi znajomo?
Przy okazji muzyki - mała dygresja. Przy pisaniu tego wpisu towarzyszył mi całkiem niezły, nastrojowy utwór. Chce się z Wami podzielić moim odkryciem, ale zróbcie przysługę sobie i mnie i nie sprawdzajcie tłumaczenia piosenki - nie warto. Koniec dygresji.
Brian Tracy na samym wstępie książki przywołuje słowa Marka Twaina, który powiedział:
„jeżeli musiałbyś zaczynać każdy ranek od połknięcia żywej żaby, to przez cały dzień towarzyszyłoby ci poczucie zadowolenia wynikające ze świadomości, że chyba nic gorszego nie może ci się w tym dniu przytrafić, bo to najgorsze doświadczenie masz już za sobą.”
Tytułowa żaba to „największe, najważniejsze zadanie, z którego realizacją będziesz zwlekał”. Jeżeli chodzi o jej zjadanie, to należy pamiętać o dwóch ważnych regułach:
Dzisiaj nadszedł czas na coś wysoce praktycznego, czyli „Zjedz tę żabę” Briana Tracy’ego – opis 21 metod podnoszenia wydajności w pracy i zwalczaniu skłonności do odwlekania. Oczywiście nie mam zamiaru streszczać wszystkich 21 metod, bo przy piątej zamknęlibyście okno z tym blogiem, a tego bym nie chciała. Ogólnie mogę napisać, że to co autor umieścił w książce brzmi dla mnie sensownie i z niektórych rzeczy sama korzystam jak m.in. planowanie dni z wyprzedzeniem. To, do czego nie doszłam to nadawanie czynnościom priorytetów lub delegowanie zadań (nie mam komu ;-) ). W książce omówiona jest również kwestia tego, że najpierw trzeba sobie jasno i precyzyjnie wyznaczyć cel oraz wiele – jakieś17 innych cennych - uwag do przyswojenia we własnym zakresie. Poniżej omówiłam tylko parę wybranych aspektów przeplatanych własną refleksją.
„Przekopując się” ostatnio przez różne książki, trafiałam niezmiennie na dwa czynniki, które wyróżniają ludzi sukcesu. Po pierwsze potrafią oni z dziennej listy zadań do wykonania wybrać te najważniejsze (dla ich pracy, rozwoju, przyszłego sukcesu). Po drugie, kiedy już tego dokonają, bez chwili zwłoki zabierają się za realizację tego zadania. Tylko tyle i aż tyle.
Nieraz wiem, co muszę zrobić, ale… dlaczego nie wziąć się za to za 5 minut? Właściwie w 5 minut to zdążę tylko herbatę zaparzyć, to może lepiej dać sobie 10 minut? W 10 minut zdążę już nie tylko przygotować herbatę, ale i dojść do pokoju oraz włączyć odpowiednią muzykę. To może tak 15 minut? Głosik w głowie nie daje za wygraną i kusi… brzmi znajomo?
Przy okazji muzyki - mała dygresja. Przy pisaniu tego wpisu towarzyszył mi całkiem niezły, nastrojowy utwór. Chce się z Wami podzielić moim odkryciem, ale zróbcie przysługę sobie i mnie i nie sprawdzajcie tłumaczenia piosenki - nie warto. Koniec dygresji.
Brian Tracy na samym wstępie książki przywołuje słowa Marka Twaina, który powiedział:
„jeżeli musiałbyś zaczynać każdy ranek od połknięcia żywej żaby, to przez cały dzień towarzyszyłoby ci poczucie zadowolenia wynikające ze świadomości, że chyba nic gorszego nie może ci się w tym dniu przytrafić, bo to najgorsze doświadczenie masz już za sobą.”
Tytułowa żaba to „największe, najważniejsze zadanie, z którego realizacją będziesz zwlekał”. Jeżeli chodzi o jej zjadanie, to należy pamiętać o dwóch ważnych regułach:
- Jeśli musisz połknąć dwie żaby, zacznij od tej, która budzi w tobie większą odrazę.
- Jeśli musisz połknąć żywą żabę, nie warto siedzieć i przyglądać się jej zbyt długo.
Moim skromnym zdaniem, z którym nikt nie musi się zgadzać, tutaj tkwi cały geniusz tego jak radzić sobie z odwlekaniem zadań na później. W bardzo obrazowy sposób obie rady mówią nie tylko jak radzić sobie z ważnymi zadaniami (po prostu je wykonać), ale i wskazują, od których zadań powinno się zaczynać (o tym również w dalszej części książki – tzw. kreatywne odwlekanie).
Można powiedzieć, że na pytanie: jak przestać odwlekać realizację zadań?, istnieje tylko jedna prosta odpowiedź – zacząć je robić. Nie wydarzy się żaden cud, nie pojawi się dżin czy krasnoludki chętne do pomocy. Nikt inny nie wykona Twoich projektów, bo nikt inny nie przeżyje Twojego życia za Ciebie. Czasem myślę, że niepotrzebnie utrudniamy sobie proste sprawy. Jest zadanie, to trzeba je wykonać. Koniec kropka. Natomiast obecnie ludzie wykształcili w sobie taki nawyk szukania drogi na skróty, że nawet przy prostej drodze z punktu A (zadanie do wykonania) do B (podjęcie działania), sprawdzają czy aby na pewno nie da się jakoś obejść systemu.
Co jest ważne to to, że każde zadanie można podzielić na mniejsze etapy. „Najlepszą metodą na zjedzenie żaby jest konsumpcja kawałek po kawałku”. Nawet Konfucjusz napisał: „Podróż tysiąca mil zaczyna się od pierwszego kroku.”
Był czas, kiedy duże projekty mnie przerażały. Nie miały początku ani końca, jawiące się jako ogromna bezkształtna masa… W konsekwencji odkładałam takie projekty na „półeczkę” skąd patrzyły na mnie złym okiem i zatruwały rzeczywistość. OD czasu do czasu przypatrywałam się tej mojej „żabie”, ale to nie sprawiało, że byłam bliższa jej zjedzenia (od patrzenia samo się nic nie robi). Wtedy natrafiłam na myśl, aby zastanowić się jaki jest NAJMNIEJSZY możliwy krok do wykonania i go zrobić. Kiedy zacznie się realizować jakieś zadanie znacznie łatwiej jest później przejść w tryb „kontynuacja”. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale podjęcie się zrobienia czegoś wydaje się być znacznie trudniejsze niż kontynuacja. Nieraz podczas pracy okazuje się, że zadanie wcale nie było takie trudne i np. wystarczyło znaleźć parę informacji w Internecie albo też zadanie spodoba się nam w trakcie wykonywania. To ma chyba związek z zaangażowaniem, prawda?
Tak właśnie miałam z pisaniem mojej pracy zaliczeniowej. Temat brzmiał: zarządzanie czasem, a my mieliśmy to dowolnie rozwinąć i nadać temu jakąś formę. Z początku w głowie miałam wielką pustkę. Potem z koleżanką zrobiłyśmy burzę mózgów i od słowa do słowa, powstał ogólny zarys pracy. Następnie podzieliłyśmy się zadaniami i nasza „potworna żaba” zaczęła nabierać kształtów. W miarę przeglądania książek, znajdywałam informacje warte umieszczenia i praca powoli wręcz „sama się pisała”.
Częstym problemem jest brak mobilizacji przekonuje Tracy. Pisze:
„świat pełen jest ludzi, którzy czekają na kogoś, kto przyjdzie i zmotywuje ich by stali się tacy, jakimi pragną być. Problem w tym, że nikt nie przychodzi im na ratunek. Ci ludzie wyczekują autobusu na ulicy, po której autobusy nie kursują. (…) Jedynie 2% ludzi jest w stanie pracować zupełnie bez nadzoru. Nazywamy ich >liderami<.”
W książce autor radzi, w celu zwiększenia własnej mobilizacji, stawiać sobie poprzeczkę trochę wyżej od innych oraz wyznaczać sobie sztuczne (krótsze) terminy.
Równie ważna jest pogoda ducha, optymizm i wiara w siebie. Za namową tej książki wykształciłam w sobie nawyk, aby na pytanie: co u Ciebie? odpowiadać: „dobrze” lub „świetnie”. Nie zliczę ile razy spotkałam się z rekcją pełnego zdziwienia i ile razy tym samym ja zostałam wprawiona w zaskoczenie, że taka odpowiedź nie cieszy się popularnością. Tu nawet nie chodzi o to, aby walczyć ze stereotypem Polaka-marudy. Rzeczywistość przedstawia się zgoła inaczej i została trafnie skomentowana przez Eda Foremana:
„Człowiek nigdy nie powinien dzielić się problemami z innymi, ponieważ 80% ludzi one i tak nie obchodzą, a reszta jest wręcz zadowolona, że ktoś je ma.”
Wpis ten chciałabym podsumować pewnym trafnym spostrzeżeniem (również zawartym w książce). Żyjemy obecnie w czasach, kiedy niemal każdy czuje się przytłoczony zadaniami i obowiązkami. Stara się ze wszystkiego rzetelnie wywiązać, ale gdy tylko kończy jedno zadanie, kolejne dwa wskakują na jego miejsce. Z czasem również rośnie stos książek i artykułów do przeczytanie, kiedy tylko „wyjdziemy na prostą”. Prawda jest jednak brutalna: nigdy nie wyjdziemy na prostą. Nigdy nie znajdziemy dość czasu na zrobienie wszystkiego, co jest do zrobienia. Kiedy tylko uświadomisz sobie te prawdy i je zaakceptujesz, poczujesz się lepiej. Ja się właśnie tak poczułam. To nie ja nawalam, to zadań jest zwyczajnie za dużo ;-)
Można powiedzieć, że na pytanie: jak przestać odwlekać realizację zadań?, istnieje tylko jedna prosta odpowiedź – zacząć je robić. Nie wydarzy się żaden cud, nie pojawi się dżin czy krasnoludki chętne do pomocy. Nikt inny nie wykona Twoich projektów, bo nikt inny nie przeżyje Twojego życia za Ciebie. Czasem myślę, że niepotrzebnie utrudniamy sobie proste sprawy. Jest zadanie, to trzeba je wykonać. Koniec kropka. Natomiast obecnie ludzie wykształcili w sobie taki nawyk szukania drogi na skróty, że nawet przy prostej drodze z punktu A (zadanie do wykonania) do B (podjęcie działania), sprawdzają czy aby na pewno nie da się jakoś obejść systemu.
Co jest ważne to to, że każde zadanie można podzielić na mniejsze etapy. „Najlepszą metodą na zjedzenie żaby jest konsumpcja kawałek po kawałku”. Nawet Konfucjusz napisał: „Podróż tysiąca mil zaczyna się od pierwszego kroku.”
Był czas, kiedy duże projekty mnie przerażały. Nie miały początku ani końca, jawiące się jako ogromna bezkształtna masa… W konsekwencji odkładałam takie projekty na „półeczkę” skąd patrzyły na mnie złym okiem i zatruwały rzeczywistość. OD czasu do czasu przypatrywałam się tej mojej „żabie”, ale to nie sprawiało, że byłam bliższa jej zjedzenia (od patrzenia samo się nic nie robi). Wtedy natrafiłam na myśl, aby zastanowić się jaki jest NAJMNIEJSZY możliwy krok do wykonania i go zrobić. Kiedy zacznie się realizować jakieś zadanie znacznie łatwiej jest później przejść w tryb „kontynuacja”. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale podjęcie się zrobienia czegoś wydaje się być znacznie trudniejsze niż kontynuacja. Nieraz podczas pracy okazuje się, że zadanie wcale nie było takie trudne i np. wystarczyło znaleźć parę informacji w Internecie albo też zadanie spodoba się nam w trakcie wykonywania. To ma chyba związek z zaangażowaniem, prawda?
Tak właśnie miałam z pisaniem mojej pracy zaliczeniowej. Temat brzmiał: zarządzanie czasem, a my mieliśmy to dowolnie rozwinąć i nadać temu jakąś formę. Z początku w głowie miałam wielką pustkę. Potem z koleżanką zrobiłyśmy burzę mózgów i od słowa do słowa, powstał ogólny zarys pracy. Następnie podzieliłyśmy się zadaniami i nasza „potworna żaba” zaczęła nabierać kształtów. W miarę przeglądania książek, znajdywałam informacje warte umieszczenia i praca powoli wręcz „sama się pisała”.
Częstym problemem jest brak mobilizacji przekonuje Tracy. Pisze:
„świat pełen jest ludzi, którzy czekają na kogoś, kto przyjdzie i zmotywuje ich by stali się tacy, jakimi pragną być. Problem w tym, że nikt nie przychodzi im na ratunek. Ci ludzie wyczekują autobusu na ulicy, po której autobusy nie kursują. (…) Jedynie 2% ludzi jest w stanie pracować zupełnie bez nadzoru. Nazywamy ich >liderami<.”
W książce autor radzi, w celu zwiększenia własnej mobilizacji, stawiać sobie poprzeczkę trochę wyżej od innych oraz wyznaczać sobie sztuczne (krótsze) terminy.
Równie ważna jest pogoda ducha, optymizm i wiara w siebie. Za namową tej książki wykształciłam w sobie nawyk, aby na pytanie: co u Ciebie? odpowiadać: „dobrze” lub „świetnie”. Nie zliczę ile razy spotkałam się z rekcją pełnego zdziwienia i ile razy tym samym ja zostałam wprawiona w zaskoczenie, że taka odpowiedź nie cieszy się popularnością. Tu nawet nie chodzi o to, aby walczyć ze stereotypem Polaka-marudy. Rzeczywistość przedstawia się zgoła inaczej i została trafnie skomentowana przez Eda Foremana:
„Człowiek nigdy nie powinien dzielić się problemami z innymi, ponieważ 80% ludzi one i tak nie obchodzą, a reszta jest wręcz zadowolona, że ktoś je ma.”
Wpis ten chciałabym podsumować pewnym trafnym spostrzeżeniem (również zawartym w książce). Żyjemy obecnie w czasach, kiedy niemal każdy czuje się przytłoczony zadaniami i obowiązkami. Stara się ze wszystkiego rzetelnie wywiązać, ale gdy tylko kończy jedno zadanie, kolejne dwa wskakują na jego miejsce. Z czasem również rośnie stos książek i artykułów do przeczytanie, kiedy tylko „wyjdziemy na prostą”. Prawda jest jednak brutalna: nigdy nie wyjdziemy na prostą. Nigdy nie znajdziemy dość czasu na zrobienie wszystkiego, co jest do zrobienia. Kiedy tylko uświadomisz sobie te prawdy i je zaakceptujesz, poczujesz się lepiej. Ja się właśnie tak poczułam. To nie ja nawalam, to zadań jest zwyczajnie za dużo ;-)