Ostatnie dni grudnia właśnie mijają, a godziny dzielące nas od 2015 roku można policzyć na palcach… obu rąk i nóg ;-) Przed nami ostatnia noc i szalone imprezy w klubach albo spotkania na domówkach z przyjaciółmi. A może zwyczajnie spędzimy ten czas w zaciszu własnego domu? Obojętnie gdzie jesteśmy i jakie mamy plany na tą (nie)zwyczajną noc wszystkie są do siebie podobne – do pewnego stopnia. Ale to wszystko co piszę, dotyczy przyszłości – bliskiej, bo bliskiej ale jednak. Na rozmowę o przyszłości przyjdzie jeszcze czas. A dzisiaj chciałabym Was zaprosić do przeszłości – do niezbyt długiej retrospekcji, która może niektórych zadziwi, innych znudzi, ale… jest to kolejny element wspólny dla każdego z nas. Ostatnio – chcąc, nie chcąc – poświęcamy choćby jedną krótką chwilę, na zadanie sobie pytania: co w tym roku mi się przydarzyło?
Zmieniły się moje poglądy i paradygmaty. Nie tkwię w przekonaniu, że dostałam już gotowy scenariusz i muszę postępować według niego – właściwie to jestem przerażona ogromem możliwości, które stoją przede mną.
Podszlifowałam swój zdrowy egoizm. Na studiach nieraz dochodzi do sytuacji rodem z dżungli, gdzie wygrywa najsilniejszy. Dostrzegam bitwy, gdzie warto walczyć i te które warto odpuścić.
Ten rok nauczył mnie jednak przede wszystkim sztuki rozmowy. O tym, kiedy warto rozmawiać a kiedy temat należy zaniechać. I co zrobić z tym, co z tej rozmowy wyniknie. Szczerość do bólu w rozmowach to również lekcja, którą parokrotnie przerobiłam w tym roku.
Druga to słoik. Słoik służy (przynajmniej w moim przypadku) do szczęść większego kalibru. Pisałam o rodzajach szczęścia w tym miejscu. Oprócz tego umieszczałam tam swoje sukcesy (nierozerwalnie powiązane ze szczęściem). Słoik posiada w sobie zawartość całego roku. Szczęść „większych” w głównej mierze, a czasem i „drobnych”, ale takich które określałam mianem tworzących mój dzień. Reszta wydarzeń nie była ważna, bo ten jeden drobny szczegół czynił mój dzień niezapomnianym. Uczucie wrzucania zapisanych karteczek do słoika jest wspaniałe, a czytanie ich na wieczór przed końcem roku, ponownie pokazuje, że w tym roku wydarzyło się WIELE szczególnych rzeczy ;-)
Oczywiście z początku jak do wszystkiego, co wymaga większego zaangażowania, podeszłam do idei słoika bardzo sceptycznie. Czytałam o tym na różnych blogach i chociaż przemykała mi przez głowę myśl: fajny pomysł, to jednak byłam daleka od jego realizacji. A potem trafiło się szkolenie online, w czasie którego należało taki słoik wykonać i kropka. Bez dyskusji. Kiedy rozpoczęłam przygodę z "dobrymi rzeczami" pomyślałam, że to tylko na chwilę, na miesiąc, na pół roku, a potem że na rok. Teraz, gdy jest już pełen myślę o kolejnym roku - to naprawdę wciąga. A na zakończenie roku kalendarzowego czyni ze mnie wspaniałego darczyńcę dla mnie samej.
Co spotkało mnie w 2014 roku?
Ha! Zadziwię Was, ale pierwsza myśl była: NIC szczególnego. Taki schemat myślenia, przeciążony grudniowymi wydarzeniami. Na szczęście dla mnie, mam blog. Krótki rzut oka na archiwum – w tym roku to prawie 60 wpisów (!) – i już wiem, że wydarzyło się COŚ szczególnego. A właściwie tych „cosiów” było więcej niż jeden.- Zaczęłam uczęszczać na 1-dniowe szkolenia w moje uczelni oraz wzięłam udział w paru online, i każde z nich dawało mi niezłego kopa do działania.
- Rozpoczęłam udzielanie korepetycji w świetlicy środowiskowej jako wolontariuszka i dzięki temu wciągnęłam się i w inne akcje wolontariuszy.
- Pojechałam do Warszawy.
- Odbyłam swoją pierwszą rozmowę kwalifikacyjną w życiu.
- Byłam we Wrocławiu i jeszcze raz będę w tym roku!
- Świętowałam 10-lecie znajomości z bliskimi mi ludźmi.
- Poznałam również kilka nowych osób, Blogerów i Czytelników.
- Nauczyłam się wiele o sobie, o swojej determinacji, organizacji i celach w życiu.
- Od dawien dawna zdobyłam górski szczyt.
- Napisałam kilka dobrych postów, które cały czas trzymają się w czołówce tych najczęściej przez Was czytanych jak np. System zero-jedynkowy, który osiągnął ponad 1200 odsłon ;-)
Co ten rok zmienił we mnie?
Z całą pewnością stałam się silniejsza. Nadal jestem podatna na zranienia, ale potrafię walczyć o to, czego pragnę. Nie uginam się. W dalszym ciągu staram się żyć w zgodzie ze sobą i chociaż nieraz jest mi ciężko, to po każdej odbytej walce, upewniam się w przekonaniu że warto.Zmieniły się moje poglądy i paradygmaty. Nie tkwię w przekonaniu, że dostałam już gotowy scenariusz i muszę postępować według niego – właściwie to jestem przerażona ogromem możliwości, które stoją przede mną.
Podszlifowałam swój zdrowy egoizm. Na studiach nieraz dochodzi do sytuacji rodem z dżungli, gdzie wygrywa najsilniejszy. Dostrzegam bitwy, gdzie warto walczyć i te które warto odpuścić.
Ten rok nauczył mnie jednak przede wszystkim sztuki rozmowy. O tym, kiedy warto rozmawiać a kiedy temat należy zaniechać. I co zrobić z tym, co z tej rozmowy wyniknie. Szczerość do bólu w rozmowach to również lekcja, którą parokrotnie przerobiłam w tym roku.
Co zaczęłam dostrzegać?
Mnóstwo dobrych chwil. Są dwa dobre sposoby na to, aby wyczulić się na dostrzeganie szczęścia w naszym życiu. Pierwsza to codzienne spisywanie różnych drobnych rzeczy do zeszytu. Dobra kawa, uśmiech sąsiada/sąsiadki, pochwała od szefa, zaliczone kolokwium, piękna pogoda. To naprawdę działa. W ramach jednego ze szkoleń online przez miesiąc spisywałam wszystkie dobre rzeczy, które przydarzyły mi się w ciągu dnia – obojętnie jak okropny by się nie wydawał. I po spisaniu okazywało się, że on rzeczywiście jedynie wydawał się okropny. Bo jak są też dobre rzeczy, to dzień nie jest w 100% straszny...Druga to słoik. Słoik służy (przynajmniej w moim przypadku) do szczęść większego kalibru. Pisałam o rodzajach szczęścia w tym miejscu. Oprócz tego umieszczałam tam swoje sukcesy (nierozerwalnie powiązane ze szczęściem). Słoik posiada w sobie zawartość całego roku. Szczęść „większych” w głównej mierze, a czasem i „drobnych”, ale takich które określałam mianem tworzących mój dzień. Reszta wydarzeń nie była ważna, bo ten jeden drobny szczegół czynił mój dzień niezapomnianym. Uczucie wrzucania zapisanych karteczek do słoika jest wspaniałe, a czytanie ich na wieczór przed końcem roku, ponownie pokazuje, że w tym roku wydarzyło się WIELE szczególnych rzeczy ;-)
Oczywiście z początku jak do wszystkiego, co wymaga większego zaangażowania, podeszłam do idei słoika bardzo sceptycznie. Czytałam o tym na różnych blogach i chociaż przemykała mi przez głowę myśl: fajny pomysł, to jednak byłam daleka od jego realizacji. A potem trafiło się szkolenie online, w czasie którego należało taki słoik wykonać i kropka. Bez dyskusji. Kiedy rozpoczęłam przygodę z "dobrymi rzeczami" pomyślałam, że to tylko na chwilę, na miesiąc, na pół roku, a potem że na rok. Teraz, gdy jest już pełen myślę o kolejnym roku - to naprawdę wciąga. A na zakończenie roku kalendarzowego czyni ze mnie wspaniałego darczyńcę dla mnie samej.
A co na to horoskop?
Nie wiem ilu z Was pamięta ten post o moim horoskopie na 2014 roku. Przeglądając archiwum publikacji, postanowiłam do niego zajrzeć i sprawdzić jak te przepowiednie wróżek mają się do mojej rzeczywistości. A mają się nijak. Nie „wpadłam” z dzieckiem, nie wyszłam za mąż, nie otworzyłam własnego biznesu, nie rozchorowałam się. Co prawda wykazałam się kreatywnością, ale jest to tak ogólne sformułowanie, że każdy kto nawet nie jest Baranem, mógłby się podpisać pod tym stwierdzeniem.
Ten wpis dowodzi, że rok każdego z Was posiada w sobie coś dobrego, a odpowiedź która jako pierwsza przychodzi do głowy na pytanie: jaki był ten rok? jest często błędną odpowiedzią.
Szczęśliwego Nowego Roku! :-)