Strach nie jest ani lekkim, ani przyjemnym tematem – zarówno do czytania jak i pisania. Niemniej jest obecny w naszym życiu, a pomijanie go milczeniem, nie sprawi, że zniknie. Dlatego pojawił się również na tym blogu, ale mam wrażenie, że położyłam nacisk nie na te słowa, co powinnam, przez co tekst wywarł odmienne skutek od założonego. Tym razem spróbuję z innej strony.
Parę dni temu oglądałam film, w którym umiera matka głównej bohaterki. W dniu jej pogrzebu dziewczyna jest smutna oraz przygnębiona. Nie potrafi znaleźć sobie miejsca. Znajomy mówi jej, że to wcale nie dzień pogrzebu jest najgorszy, ale „dzień po”. Jest to dzień po pogrzebie i stypie, kiedy rodzina i przyjaciele powoli wracają do swojego życia przekonani, że już sobie poradzisz. Nadal są z Tobą myślami, dzwonią i od czasu do czasu wpadają do mieszkania – sprawdzić jak się trzymasz. Ale coraz częściej zostajesz sam na sam z własnymi myślami. I musisz się nauczyć jak z nimi żyć i żyć z tym, co się stało.
Pierwsza randka. Idziesz na nią podenerwowany, ale i zadowolony. Zastanawiasz się jak to będzie, jak on/ona się zachowa, co powie, o co zapyta. Chociaż wszystko z pozoru sprowadza się do dnia, w którym odbywa się randka, to tak naprawdę rozstrzygający jest „dzień po”. Zadzwoni albo nie (piszę z perspektywy dziewczyn) i to jest to czego one się boją. Oceny, która wpłynie na kolejne dni.
Kłótnia. Zerwanie. W obu przypadkach bardzo denerwujesz się przed rozmową. A może cieszysz się, bo ta relacja Cię niszczy? Nieważne. Tak samo jak nieważny staje się ten jeden dzień w perspektywie całego Twojego życia. To w „dniu po” obudzisz się i starym przyzwyczajeniem będziesz chciał napisać wiadomość do ex, ale zaraz zdasz sobie sprawę, że nie ma już do kogo pisać. Jak wtedy będziesz się z tym czuć?
Rozmowa kwalifikacyjna. Przed rozmową odczuwasz duże zdenerwowanie, bo przecież chcesz wypaść jak najlepiej. Tylko, powiedz sam, czy bardziej denerwujesz się przed rozmową, czy w „dniu po”, kiedy mają zadzwonić i powiedzieć, czy (nie)dostałeś pracy?
Alkohol. Każdy, kto przesadził z ilością wypitego alkoholu, wie że w dniu imprezy czuje się tylko lekkie zawirowania w głowie, trudność z wypowiadaniem się, czy problemy z koordynacją ruchową. Natomiast w „dniu po” (w tym przypadku dosłownie) najchętniej niczego byś nie odczuwał, nie otwierał oczu i jakby dało radę, to przespałbyś cały dzień.
Postanowienia noworoczne. W styczniu jest bardzo ciężki przestawić się nowy, zdrowy tryb odżywiania się. Rozpocząć ćwiczenia. Zmienić pracę. Zacząć oszczędzać. Przestać używać wulgarnych słów. Nauczyć się języka obcego... Gdzieś tam cichutko z tyłu głowy pojawia się głosik, że "nie dasz rady". Ale dopiero w lutym, w tym metaforycznym "dniu po" dokonujesz analizy i widzisz jak realizujesz swoje postanowienie. Czy jesteś silny, czy słaby? Czy poddałeś się i usiadłeś, czy może kontynuujesz wędrówkę?
To jak to jest? Bo w moim odczuciu, wcale nie boimy się tego, co WIEMY że ma się wydarzyć (albo też wyobrażamy sobie, co ma się wydarzyć). Boimy się tego, czego nie znamy – tego „dnia po”.
Oczywiście, skoro teraz jestem sama, to co się ma zmienić kiedy randka się nie uda? Najprościej mówiąc, stracisz nadzieję. Może przyjaciela albo dobrego słuchacza lub koleżankę z firmy (nie wiem z kim idziesz na tą randkę). Może na powrót będziesz musiała wejść do swojego samotnego „pudełka”, z którego ostatnio odważyłaś się wychylić?
Oczywiście, skoro teraz jestem bezrobotna, to jak nie dostanę tamtej oferty pracy, to przecież nic się nie zmieni… Tutaj odczucia zapewne zależą od człowieka i tego, która to była z kolei rozmowa. Bo część osób weźmie taką odmowę do siebie i znacznie trudniej będzie im się udać na kolejną rozmowę, bo po kilkunastu odmowach nabiorą przekonania, że skoro wcześniej nikt ich nie zatrudnił, to co ma się zmienić tym razem?
Boimy się konsekwencji. Tak samo jest w przypadku sukcesu. Ustanawiamy sobie jakiś cel, do którego dążymy jakiś dłuższy okres czasu. W końcu udaje nam się osiągnąć to, co sobie zaplanowaliśmy. „Dzień po” musimy sobie zadać pytanie: i co teraz? Czy perspektywa tego, że możemy rozpocząć naszą wspinaczkę na górę od nowa (tym razem na inną górę) nie jest przerażająca?
A może wcale tak nie jest. Może się mylę? Może wcale nie chodzi o to, co będzie kiedyś tam w (nie)dalekiej przyszłości. Czy czytając powyższy tekst chociaż raz zastanowiłeś się nad tym, czy nie lepiej byłoby skupić się na teraźniejszości? Nad tym co mogę tu i teraz? Co zrobić, by dostać pracę? Jaki inny cel chcę osiągnąć w życiu? Jak zrobić jak najlepsze wrażenie na randce? Może lepiej wypić mniej i następnego dnia czuć się lepiej?
Pomyśl o tym, na co jeszcze masz wpływ. Bo strach zawsze będzie towarzyszył Ci w działaniu. Pytanie tylko, czy to Ty przejmujesz stery czy on. Czy myślisz nad tym co przed Tobą, czy o tym co może (a nie musi) nadejść?
Ostatnio przeczytałam zdanie,
Parę dni temu oglądałam film, w którym umiera matka głównej bohaterki. W dniu jej pogrzebu dziewczyna jest smutna oraz przygnębiona. Nie potrafi znaleźć sobie miejsca. Znajomy mówi jej, że to wcale nie dzień pogrzebu jest najgorszy, ale „dzień po”. Jest to dzień po pogrzebie i stypie, kiedy rodzina i przyjaciele powoli wracają do swojego życia przekonani, że już sobie poradzisz. Nadal są z Tobą myślami, dzwonią i od czasu do czasu wpadają do mieszkania – sprawdzić jak się trzymasz. Ale coraz częściej zostajesz sam na sam z własnymi myślami. I musisz się nauczyć jak z nimi żyć i żyć z tym, co się stało.
To zwróciło moją uwagę na pewną analogię – tak jest ze wszystkim!
Pierwsza randka. Idziesz na nią podenerwowany, ale i zadowolony. Zastanawiasz się jak to będzie, jak on/ona się zachowa, co powie, o co zapyta. Chociaż wszystko z pozoru sprowadza się do dnia, w którym odbywa się randka, to tak naprawdę rozstrzygający jest „dzień po”. Zadzwoni albo nie (piszę z perspektywy dziewczyn) i to jest to czego one się boją. Oceny, która wpłynie na kolejne dni.
Kłótnia. Zerwanie. W obu przypadkach bardzo denerwujesz się przed rozmową. A może cieszysz się, bo ta relacja Cię niszczy? Nieważne. Tak samo jak nieważny staje się ten jeden dzień w perspektywie całego Twojego życia. To w „dniu po” obudzisz się i starym przyzwyczajeniem będziesz chciał napisać wiadomość do ex, ale zaraz zdasz sobie sprawę, że nie ma już do kogo pisać. Jak wtedy będziesz się z tym czuć?
Rozmowa kwalifikacyjna. Przed rozmową odczuwasz duże zdenerwowanie, bo przecież chcesz wypaść jak najlepiej. Tylko, powiedz sam, czy bardziej denerwujesz się przed rozmową, czy w „dniu po”, kiedy mają zadzwonić i powiedzieć, czy (nie)dostałeś pracy?
Alkohol. Każdy, kto przesadził z ilością wypitego alkoholu, wie że w dniu imprezy czuje się tylko lekkie zawirowania w głowie, trudność z wypowiadaniem się, czy problemy z koordynacją ruchową. Natomiast w „dniu po” (w tym przypadku dosłownie) najchętniej niczego byś nie odczuwał, nie otwierał oczu i jakby dało radę, to przespałbyś cały dzień.
Postanowienia noworoczne. W styczniu jest bardzo ciężki przestawić się nowy, zdrowy tryb odżywiania się. Rozpocząć ćwiczenia. Zmienić pracę. Zacząć oszczędzać. Przestać używać wulgarnych słów. Nauczyć się języka obcego... Gdzieś tam cichutko z tyłu głowy pojawia się głosik, że "nie dasz rady". Ale dopiero w lutym, w tym metaforycznym "dniu po" dokonujesz analizy i widzisz jak realizujesz swoje postanowienie. Czy jesteś silny, czy słaby? Czy poddałeś się i usiadłeś, czy może kontynuujesz wędrówkę?
To jak to jest? Bo w moim odczuciu, wcale nie boimy się tego, co WIEMY że ma się wydarzyć (albo też wyobrażamy sobie, co ma się wydarzyć). Boimy się tego, czego nie znamy – tego „dnia po”.
Oczywiście, skoro teraz jestem sama, to co się ma zmienić kiedy randka się nie uda? Najprościej mówiąc, stracisz nadzieję. Może przyjaciela albo dobrego słuchacza lub koleżankę z firmy (nie wiem z kim idziesz na tą randkę). Może na powrót będziesz musiała wejść do swojego samotnego „pudełka”, z którego ostatnio odważyłaś się wychylić?
Oczywiście, skoro teraz jestem bezrobotna, to jak nie dostanę tamtej oferty pracy, to przecież nic się nie zmieni… Tutaj odczucia zapewne zależą od człowieka i tego, która to była z kolei rozmowa. Bo część osób weźmie taką odmowę do siebie i znacznie trudniej będzie im się udać na kolejną rozmowę, bo po kilkunastu odmowach nabiorą przekonania, że skoro wcześniej nikt ich nie zatrudnił, to co ma się zmienić tym razem?
Boimy się konsekwencji. Tak samo jest w przypadku sukcesu. Ustanawiamy sobie jakiś cel, do którego dążymy jakiś dłuższy okres czasu. W końcu udaje nam się osiągnąć to, co sobie zaplanowaliśmy. „Dzień po” musimy sobie zadać pytanie: i co teraz? Czy perspektywa tego, że możemy rozpocząć naszą wspinaczkę na górę od nowa (tym razem na inną górę) nie jest przerażająca?
A może wcale tak nie jest. Może się mylę? Może wcale nie chodzi o to, co będzie kiedyś tam w (nie)dalekiej przyszłości. Czy czytając powyższy tekst chociaż raz zastanowiłeś się nad tym, czy nie lepiej byłoby skupić się na teraźniejszości? Nad tym co mogę tu i teraz? Co zrobić, by dostać pracę? Jaki inny cel chcę osiągnąć w życiu? Jak zrobić jak najlepsze wrażenie na randce? Może lepiej wypić mniej i następnego dnia czuć się lepiej?
Pomyśl o tym, na co jeszcze masz wpływ. Bo strach zawsze będzie towarzyszył Ci w działaniu. Pytanie tylko, czy to Ty przejmujesz stery czy on. Czy myślisz nad tym co przed Tobą, czy o tym co może (a nie musi) nadejść?
Ostatnio przeczytałam zdanie,
„Kiedy się boisz, życie nie ma sensu.”
które uparcie nie chce wyjść z mojej głowy...