Drugi rozdział z książki „7 nawyków skutecznego działania” S. R. Covey’a zaczyna się wybitnie ciekawie, bo jesteśmy poproszeni o wyobrażenie sobie… własnego pogrzebu! Istnieje bardziej interesujący sposób na zachęcenie Czytelnika, aby przeczytać rozdział do końca? Ja go w takim razie nie znam.
Dlaczego pogrzeb? To ostateczne interpretacja „naszego końca”. Chodzi o to, abyśmy zastanowili się nad tym, co chcielibyśmy usłyszeć na swój temat od znajomych, od rodziny, od współpracowników. Trochę taki styl amerykański, ponieważ nie spotkałam się aby w Polsce wygłaszano przemowy na temat zmarłych osób. Co daje takie ćwiczenie? Dostrzegamy cele, do których powinniśmy dążyć. Dostrzegamy również jacy aktualnie jesteśmy a jak chcielibyśmy zapisać się w pamięci bliskich osób.
Dlaczego pogrzeb? To ostateczne interpretacja „naszego końca”. Chodzi o to, abyśmy zastanowili się nad tym, co chcielibyśmy usłyszeć na swój temat od znajomych, od rodziny, od współpracowników. Trochę taki styl amerykański, ponieważ nie spotkałam się aby w Polsce wygłaszano przemowy na temat zmarłych osób. Co daje takie ćwiczenie? Dostrzegamy cele, do których powinniśmy dążyć. Dostrzegamy również jacy aktualnie jesteśmy a jak chcielibyśmy zapisać się w pamięci bliskich osób.
Kiedy przeczytałam tytuł rozdziału pomyślałam raczej o zaczynaniu jakiegoś zadania z wizją jego końca – pogrzeb nie przemknął mi nawet przez myśl. I faktycznie, trafiam na słowa:
Nieraz jest tak, że wspinamy się po drabinie tylko nie dostrzegamy, że została ona przystawiona nie do tego muru…
Kiedy chcemy osiągnąć coś konkretnego, tworzymy to tak naprawdę dwa razy – raz w głowie, raz w rzeczywistości. To jak z gotowaniem. Kiedy gotuję jakieś danie po raz pierwszy, najpierw sprawdzam jakie są składniki i wczytuję się w opis przygotowań. Wyobrażam sobie każdą czynność i sprawdzam, czy wszystko właściwie rozumiem i czy przepis ma tzw. ręce i nogi, czy też został napisany przez kogoś kto kuchnię widział jedynie na wystawie w IKEI. Po przestudiowaniu przepisu i uznaniu go za wykonalny, biorę się za gotowanie.
Tak samo jest w życiu. Najpierw ustalam co chcę osiągnąć, potem zastanawiam się jak to osiągnąć (co muszę zrobić w pierwszej kolejności a co w drugiej i jakie przeszkody mogą się pojawić w międzyczasie), a na koniec zabieram się do działania.
Aby było nam łatwiej zaczynać z wizją końca, autor zachęca do spisania swojej misji życiowej, która powinna koncentrować się wokół tego kim chcesz być (charakter) i co chcesz w życiu robić (wkład i osiągnięcia). Do prawidłowego sformułowania misji potrzebna jest świadomość tego, co jest w centrum Twojego życia, bo to centrum jest jednocześnie źródłem bezpieczeństwa, przewodnictwa, mądrości i mocy.
Deklaracja własnej misji „staje się osobistą konstytucją, podstawą do podejmowania ważnych życiowych decyzji i bazą dla decyzji codziennych, podejmowanych pośród emocji i okoliczności oddziałujących na nasze życie.”
Powiem szczerze, że nie przekonuje mnie ta myśl. Jak dla mnie trochę za wiele szumu o nic. Podobny wątek został poruszony we wstępie, gdzie była mowa o paradygmatach i tym, by kierować przy wyborze wartościami, bo one są stałe.
Taka definicja misji już bardziej mi się podoba – bez tego rozkładania na czynniki pierwsze o rdzeniach i zasypywania Czytelnika licznymi tabelkami z rozpiskami centrum, które są w książce, a które tutaj pozwolę sobie pominąć.
W rozdziale trafiam również na myśl, która niezwykle przypada mi do gustu. Od życia dostajemy skrypt, natomiast to my piszemy scenariusz. Ogranicza nas jedynie nasza wyobraźnia i sumienie. Dlatego nawyk pierwszy mówi o tym, że jesteśmy programistą własnego życia, a nawyk drugi to nic innego jak polecenie, by napisać taki program, którego chcielibyśmy doświadczyć.
To co, jaki napiszemy program? ;-)
Powiązane wpisy:
Co to jest paradygmat i na co on komu?
Nawyk pierwszy: bądź proaktywny
Nawyk trzeci: rób to, co najważniejsze
Nawyk czwarty: myśl w kategoriach wygrana-wygrana
Nawyk szósty: synergia
Nawyk piąty: staraj się najpierw zrozumieć, potem być zrozumiany
Nawyk siódmy: ostrzenie piły
„zaczynać z wizją końca – to zaczynać z jasnym zrozumieniem własnego przeznaczenia, to wiedzieć, dokąd się podąża, by lepiej rozumieć, gdzie jest się teraz, i stawiać każdy krok we właściwym kierunku.”
Nieraz wpadam w pułapkę opisaną w książce zwaną pustym sukcesem. Polega ona na tym, że cały dzień człowiek jest niesamowicie zapracowany. Co chwilę musi gdzieś wydzwaniać, pójść na spotkanie, pouczyć się, zrobić zakupy/obiad i sprawdzić maila, pomóc koledze w prezentacji. Cały dzień wypełniony poszczególnymi mniejszymi czynnościami sprawiają, że nie mamy ani chwili dla siebie i nie jesteśmy ani krok bliżej od zrealizowania naszego marzenia czy osiągnięcia zamierzonego sukcesu. Ale zdajemy sobie z tego sprawę dopiero, kiedy kładziemy się spać. Nieraz jest tak, że wspinamy się po drabinie tylko nie dostrzegamy, że została ona przystawiona nie do tego muru…
Kiedy chcemy osiągnąć coś konkretnego, tworzymy to tak naprawdę dwa razy – raz w głowie, raz w rzeczywistości. To jak z gotowaniem. Kiedy gotuję jakieś danie po raz pierwszy, najpierw sprawdzam jakie są składniki i wczytuję się w opis przygotowań. Wyobrażam sobie każdą czynność i sprawdzam, czy wszystko właściwie rozumiem i czy przepis ma tzw. ręce i nogi, czy też został napisany przez kogoś kto kuchnię widział jedynie na wystawie w IKEI. Po przestudiowaniu przepisu i uznaniu go za wykonalny, biorę się za gotowanie.
Tak samo jest w życiu. Najpierw ustalam co chcę osiągnąć, potem zastanawiam się jak to osiągnąć (co muszę zrobić w pierwszej kolejności a co w drugiej i jakie przeszkody mogą się pojawić w międzyczasie), a na koniec zabieram się do działania.
Aby było nam łatwiej zaczynać z wizją końca, autor zachęca do spisania swojej misji życiowej, która powinna koncentrować się wokół tego kim chcesz być (charakter) i co chcesz w życiu robić (wkład i osiągnięcia). Do prawidłowego sformułowania misji potrzebna jest świadomość tego, co jest w centrum Twojego życia, bo to centrum jest jednocześnie źródłem bezpieczeństwa, przewodnictwa, mądrości i mocy.
Deklaracja własnej misji „staje się osobistą konstytucją, podstawą do podejmowania ważnych życiowych decyzji i bazą dla decyzji codziennych, podejmowanych pośród emocji i okoliczności oddziałujących na nasze życie.”
Powiem szczerze, że nie przekonuje mnie ta myśl. Jak dla mnie trochę za wiele szumu o nic. Podobny wątek został poruszony we wstępie, gdzie była mowa o paradygmatach i tym, by kierować przy wyborze wartościami, bo one są stałe.
„Każdy ma w życiu swoje powołanie, właściwą misję. (…) Dlatego nikogo nie można zastąpić ani też powtórzyć niczyjego życia. Zarówno zatem zadanie dla każdego z nas, jak i szansa jego wypełnienia są niepowtarzalne.”
Taka definicja misji już bardziej mi się podoba – bez tego rozkładania na czynniki pierwsze o rdzeniach i zasypywania Czytelnika licznymi tabelkami z rozpiskami centrum, które są w książce, a które tutaj pozwolę sobie pominąć.
W rozdziale trafiam również na myśl, która niezwykle przypada mi do gustu. Od życia dostajemy skrypt, natomiast to my piszemy scenariusz. Ogranicza nas jedynie nasza wyobraźnia i sumienie. Dlatego nawyk pierwszy mówi o tym, że jesteśmy programistą własnego życia, a nawyk drugi to nic innego jak polecenie, by napisać taki program, którego chcielibyśmy doświadczyć.
To co, jaki napiszemy program? ;-)
Powiązane wpisy:
Co to jest paradygmat i na co on komu?
Nawyk pierwszy: bądź proaktywny
Nawyk trzeci: rób to, co najważniejsze
Nawyk czwarty: myśl w kategoriach wygrana-wygrana
Nawyk szósty: synergia
Nawyk piąty: staraj się najpierw zrozumieć, potem być zrozumiany
Nawyk siódmy: ostrzenie piły
"Zacznij z wizją końca" - to niby prosta i banalna rada, ale wielu ludzi o niej zapomina. Bierzemy się za budowanie swojego życia, ale nie zastanawiamy się w oparciu o jakie cele i wartości... Później pojawia się w naszym życiu wiele rozczarowań, porażek, które wynikają z tego, że działamy nie mając jasno określonej perspektywy. Bardzo ciekawy wpis! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;-)
UsuńChyba za mało w nas, ludziach myślenia przyszłościowego. Kto robi plany na 5-10 lat do przodu? Skupiamy się na najbliższych 24h, ewentualnie miesiącu kiedy planujemy wydatki. Smutne to, bo trudno wyrwać się z takiej pętli. A jeżeli się nie wyrwiemy, to nigdy niczego więcej niż przeciętność nie osiągniemy...co byłoby wielką szkodą.
Co do tego pogrzebu, to gdybyśmy częściej o nim myśleli, to mniej czasu spędzalibyśmy na piciu piwa i jedzeniu śmieci przed TV, a więcej na podróże, trudne rozmowy, uprawianie sportu, pisanie książek. Może wyszlibyśmy na Mount Everest albo zarabiali 100 tysięcy na miesiąc:)
OdpowiedzUsuńAle mamy wolność, demokrację, pełne sklepy i internet, i strasznie się rozleniwiliśmy..
Pozdrawiam:)
Rzeczywistość w pigułce :)
UsuńTylko, że ta wolność pozwala nam wybrać które życie wolimy - to przed TV czy w drodze na Mount Everest. Niefajne jest tylko to, że wybieramy jedno a narzekamy, że nie mamy drugiego.
Pozdrawiam ;-)
Pisać, pisać! :) Dzięki tej książce "myślenie z wizją końca" bez przerwy mi towarzyszy. Często myślę o różnych rzeczach w kontekście całego życia, chociaż to bardzo jeszcze niepopularne i nie ukrywam, że wcale nie jest łatwe. Pomijam też fakt, że wielu ludzi reaguje na to raczej bez entuzjazmu, przez co różnica w doborze codziennych aktywności jest ogromna.
OdpowiedzUsuńAle to zobowiązuje do robienia większej ilości rzeczy, które się liczą. A o to nam przecież chodzi, prawda? :)
Chyba właśnie chodzi o te zobowiązania - kto lubi brać na siebie nowe? I dlatego niechętnie podchodzimy do wizji przyszłości, bo kiedy zaczniemy ją sobie planować, zadawać pytania i zastanawiać się czego chcemy, a jak jeszcze powiemy to na głos, to już przepadliśmy z kretesem. Wtedy trzeba wziąć odpowiedzialność za własne marzenia i pomysły, a to już nie jest takie przyjemne, bo...zawsze może nie wyjść i co wtedy? I dlatego czujemy blokadę przed zmienianiem własnego życia.
UsuńA przynajmniej taka jest moja teoria ;-)
To prawda, często chcemy coś robić, zaczynamy na początku jest super, wszystko idzie gładko a jak pojawiają się jakieś problemy to powoli wycofujemy się. Dobra myśl, zaczynając z wizją końca, choć banalnie wydaje się proste w rzeczywistości tak nie jest. Ale życie nas kształci i w zupełności zgodzę się z tym zdaniem, że to my piszemy scenariusz i to od nas zależy czy pójdziemy krok dalej czy zrezygnujemy bądź zatrzymamy się w miejscu.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący post :)
Pozdrawiam !
Bardzo interesujący wpis :)
Często zaczynamy coś robić, nie zastanawiając się wcześniej dlaczego to w ogóle robimy. I póki wszystko sprawnie działa, nie ma większego problemu. Kiedy natomiast pojawiają się przeszkody, wtedy zadajemy sobie pytanie: a po co mi to było?
UsuńZaczynanie z wizją końca pomaga chyba właśnie w takich chwilach zwątpienia: dlaczego ja to robię? Bo chcę to i to osiągnąć! I nie zważając na trudy podjętej pracy, robię dalej swoje. Mnie ten rozdział również dał do myślenia ;-)