niedziela, 31 marca 2013

Wybieram Szczęście, a Ty?

Dzień, chociaż świąteczny, zaczął się całkiem zwyczajnie. Wstałam wcześnie rano i przechodząc obok drzwi balkonowych, spojrzałam przez nie, jak to mam w zwyczaju i zobaczyłam śnieg (czego w zwyczaju już nie miewam). Przystanęłam w miejscu ze zdziwienia, zamrugałam parę razy powiekami, ale śnieg nie chciał zniknąć. Święta, a może to właśnie „magia świąt” zadziałała w tylko dla siebie zrozumiały sposób. Moment, moment! Czy to przypadkiem nie dotyczy Świat Bożego Narodzenia? Tylko dlaczego właściwie ich? Czy to tylko jedne święta w roku mogą być magiczne?

Ubierając się i przygotowując do śniadania wielkanocnego, usłyszałam jak mój tata włącza muzykę w jadalni i już po chwili leciał hit pt. „Last Christmas”. I co robię? Szczerze się uśmiecham do siebie, rozbawiona absurdem sytuacji. Stoję akurat przed lustrem i wybucham niepohamowanym śmiechem. Złość na niewinny śnieg, ulatnia się w tym samym momencie.

Przez ostatnie dni nie dało się słyszeć nic innego poza narzekaniem na niekończącą się zimę i słynne hasło: ładną zimę mamy tej wiosny. Długo utrzymujący się chłód, staje się nie do wytrzymania, więc dodatkowa porcja śniegu wydaje się być ponad siły ludzkości. Nie namyślając się nad tym wiele, poddaje się ogólnemu „wrogiemu” nastawieniu i wstępuję w szeregi niezadowolonych ludzi. Tym bardziej drażni mnie z rana widok uśmiechniętej mamy, niezrażonej zupełnie zmianą scenerii za oknem. Przez chwilę zastanawiam się, czy tylko ja w tej rodzinie dostrzegam fakt, że zima nie ma końca? Powodów przeciwko wciąż trwającej zimie jest bez liku. Nawet swoje złe samopoczucie zaczynamy tłumaczyć brakiem wiosny (sama obrałam taką taktykę przez kilka dni, dopóki nie zobaczyłam że wiosna i tak nic sobie nie robi z mojego buntu). Ubieranie wciąż tych trzech par swetrów, puchowych kurtek, czapek, rękawiczek, szalików, niewygodnych butów powoduje, że zwykłe wyrzucenie śmieci do kubłów przed domem urasta do rangi wyprawy i powinno zostać wcześniej szczegółowo przemyślane, czy aby na pewno jest niezbędne.

Ale ja nie o tym. Śnieg napadał i słyszę raz po raz (jeszcze przed Świętami), że na Wielkanoc zamiast bałwanów będziemy lepić króliki/zające/kurczaczki (niepotrzebne skreślić). Jakoś tak wychodzi, że podchwytuje pomysł i rozpowiadam o nim dalej moim znajomym. Oczywiście tylko tak mówię o lepieniu, bo panuje przekonanie (w które z pełną świadomością się wpasowałam), że w moim wieku to już nie wypada. Bo rzeczywiście moje całe 22 lata (niedawno co skończone), czynią ze mnie starą i poważną osobę. Co dziwniejsze, jak odkrywam późnym popołudniem, to przekonanie ma wpływ tylko na mnie. Będąc na popołudniowym spacerze, przechodzę obok domu sąsiada (mojego rówieśnika), widzę jak w połowie odległości między ogrodzeniem a domem stoi potężny bałwan (na oko około 3 metrów wysokości) z doklejonymi zajęczymi uszami, wymodelowanym pyszczkiem z wąsami i zajęczymi łapami. Wygląda uroczo i wzbudza szczere zainteresowanie jak i rozbawienie wśród rzeszy ludzi, którzy akurat wracają z kościoła.

W drodze powrotnej do domu pomyślałam, że ludzie dzielą się na tych którzy mówią (w tym przypadku, to byłam ja) i na tych, którzy działają (mój sąsiad). Ale dzielimy się również na tych, którzy narzekają (bo śnieg, bo zimno, bo to znowu ta zimowa kurtka) i na tych, którzy korzystają (lepią „królicze bałwany”, urządzają bitwę na śnieżki czy idą po prostu na spacer – po kolana w śniegu - by na moment wrócić do beztroskich lat dzieciństwa). Przechodząc obok tych zasp śnieżnych na poboczu (bo moja ulica należy do tych uprzywilejowanych, że od czasu do czasu przejedzie po niej pług śnieżny), myślę o tym czy śnieg się dzisiaj lepi. „Powinien, bo właściwie na taki wygląda”, przemyka mi przez głowę. Idę dalej i zastanawiam się, kiedy ostatnio miałam okazję ulepić chociażby kulkę śnieżną. Oczywiście w tym zamyśleniu idę dalej przed siebie. A potem patrzę na tę zaspę obok mnie i myślę o sobie „głupia”. I to jest ostatnie, co myślę, bo później już tylko działam i lepie te śniegowe kule – jedna po drugiej. Sprawdzam jakie to wspaniałe uczucie poczuć podatność śniegu na działanie moich rąk (dostarcza mi to znacznie większej frajdy niż kulanie klusek na Święta). To sprawia, że wracam do domu z uśmiechem na twarzy, naładowana na nowo pozytywną energią. Jest Wielkanoc, na uczelni mam wolne i mogę spędzić ten czas w całości z bliskimi. To naprawdę jest dużo i jestem tego świadoma.

Kiedy wieczorem siedzę w swoim pokoju, z zasypanym oknem dachowym, gdzie panują niesamowite ciemności (nawet za dnia, bo okno dachowe, to jedyne okno), myślę że powinnam spróbować mieć w życiu swoje zdanie a nie posługiwać się ogólną falą niezadowolenia jako wytłumaczeniem na moje złe nastawienie. Bo prawda jest taka, że dzisiejszy dzień można było przeżyć na dwa sposoby. Tak jak ja, akceptując nietypowe warunki pogodowe (jak na tą porę roku) i cieszyć się, że mogę sobie pozwolić na taki luksus jak niewychodzenie z domu (to, że mogę sobie na to pozwolić, nie znaczy, że właśnie tak postąpię). Albo poddając się powszechnemu narzekaniu, że co to za Święta, co to za temperatura i czy ta zima ma w ogóle zamiar nas opuścić?! Oczywiście druga opcja gwarantuje mi uczucie ogólnego niezadowolenia. Moim zdaniem tak jest ze wszystkim w życiu: codziennie dokonujemy wyboru, czy dzisiaj będziemy szczęśliwi, czy raczej nie. A Ty? Co dzisiaj wybierzesz?

1 komentarz:

  1. ja też wybrałam dziś szczęście czyli sernik, kajmak i torcik orzechowy (zdj na moim fotoblogasku) <3 teraz jest troche gorzej bo woskuje nogi i oddaliłam sie od szczęscia nieco hahah :) ale po bede szczęsliwa wiec ok;D
    I zaczynam uprawe rolną w domu! kupuje kiełkownice wiec mi tam zimna nie straszna;D
    :**

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...