piątek, 27 września 2013

Bo ja nigdy...

„Bo ja nigdy…” to jeden z wielu magicznych zwrotów, które współcześnie nadużywamy. Tak – my, bo ja również ostatnio przyłapałam się na tym. Na czym polega magia tego zwrotu? Już tłumaczę. Mówisz: bo ja nigdy (tutaj następuję wymiana danej czynności) a potem następuję owy magiczny moment, kiedy odczuwamy usprawiedliwienie (a może nawet i ulgę?), że czegoś nie potrafimy. To jest rodzaj naszej wymówki.

niedziela, 22 września 2013

Czy można ukraść czas? (2/2)

Oto co pisze Hermann Scherer w „Dzieciach szczęścia”:

„Macie bank (…). Każdego dnia dostajecie w prezencie 86 400 sekund
i pozwalacie, aby większość z nich przepadła, prawda?
Przecież to jest samobójstwo, popełniane każdego dnia!
Śmierć następuje każdego dnia. Codziennie umieramy.
Każdego dnia kończy się małe życie, które nazywamy dniem.
Mówię Wam całym swym sercem: zawsze chodzi o życie i śmierć.”

Nie wiem jak Wy, ale kiedy po raz pierwszy przeczytałam powyższy fragment, poczułam się jakbym dostała obuchem w głowę. Zrozumiałam ile czasu w życiu nie wykorzystuje, pozwalając mu się marnować. Zrozumiałam, że jest mnóstwo sekund, które mijają, a ja nie mam pojęcia kiedy. Te stracone sekundy odczułam jako brak możliwości zrobienia czegoś więcej, zaangażowania się w działanie. Bo staram się czynnie zmieniać swoje życie, ale wciąż mam niedosyt (nie chodzi o to, że moje życie to jakieś bagno - ja po prostu chcę od życia więcej i więcej). Dlatego zaczęłam siebie pytać jak temu przeciwdziałać? Jak mogę czerpać jeszcze więcej z czasu, który dostaje codziennie do dyspozycji.? Na te pytania każdy musi odpowiedzieć sobie indywidualnie, bo prowadzimy różne tryby życia i zmagamy się z różną ilością obowiązków. Nie można tutaj stosować jednej uniwersalnej recepty. Recepty, która w ostatecznym rozrachunku zapewni nam szczęście. Bo żyć pełniej, to żyć szczęśliwiej.


Uwierzcie, że zawsze można coś zmienić. ZAWSZE. Dlatego jedyne pytanie warte zadania, to czy tego CHCESZ? A może tylko wydaje Ci się, że chcesz, a tak naprawdę dobrze się czujesz z tym, jak obecnie wygląda Twoje życie? (jeżeli tak, to szczerze gratuluję) Odpowiedz sobie na to pytanie szczerze i zrób to teraz.

Czy chcesz uczyć się hiszpańskiego z płyt CD w samochodzie, jadąc do pracy, czy wolisz wtedy słuchać zwykłego radia? Czy wolisz przeczytać miesięcznie jedną dobrą książkę, czy dziennie poświęcać 30 minut na śledzenie nowinek z facebookowego świata? Czy chcesz spotkać się ze znajomymi, czy też wolisz zobaczyć swój ulubiony serial w Tv?

Kradzież czasu to reorganizacja własnego życia. To ustalenie dziennych priorytetów, to planowanie dnia z wyprzedzeniem, to umiejętność delegowania zadań, to mobilizacja i koniec odwlekania. To ostatnie jest najważniejsze. Wymieniłam właśnie pięć rzeczy, które niesamowicie pomagają ułożyć dzień i pozwalają zaoszczędzić mnóstwo czasu. I nie jest to wiedza czysto książkowa, ale praktyczna, która spotyka się ze szczerym entuzjazmem wśród jej użytkowników. Co ciekawe, ta wiedza jest szeroko dostępna: na półkach w księgarniach stoi mnóstwo pozycji o tematyce organizacji czasu, są prowadzone liczne blogi oraz kursy. Ale i tak spotykam ogrom ludzi, którzy mówią: brakuje mi czasu. I wtedy czuję... jak opadają mi ręce.

"Nigdy nie ma wystarczającej ilości czasu, by zrobić wszystko,
ale zawsze jest go wystarczająco dużo, by zrobić to, co najważniejsze."
/Brian Tracy/

Jeżeli chcesz od życia czegoś więcej niż przeciętności, to musisz dokonać wyboru: zmieniam styl życia tu i teraz lub zostawiam wszystko jak jest, ale nie chodzę już i nie marudzę dookoła, że z niczym nie zdążam. Ktoś może zapytać: dlaczego właśnie kradzież czasu? Przecież to jest mój czas – obojętnie, czy spędzam go na graniu w gry komputerowe, czy wyprowadzam psa na spacer. Teoretycznie ten „ktoś” ma rację, ale kiedy spędzasz godzinę przy komputerze na stronach typu demotywatory, to oddajesz swój czas komputerowi i wtedy to on „sprawuje nad nim władzę”, nie Ty. Tobie się jedynie WYDAJE, że cały czas jesteś panem i władcą samego siebie. Ale komputer już dobrze wie, jak przyciągnąć Cię do siebie na dłużej: intrygującym tytułem na onecie, migającą ikonką na facebooku, potrzebą aktualizacji aktualizacji programu itp. Dlatego jeżeli chcesz odzyskać, z pozoru swój czas, musisz go ukraść jak prawdziwy złodziej – podstępem.

Z czasem jest tak, że nikt nie da Ci gratis kolejnej godziny do Twojej doby. Ty sam musisz ją znaleźć poprzez np. eliminację niektórych swoich działań lub zamiany jednych czynności na inne. Możesz niektóre swoje działania rozdysponować pomiędzy współpracowników/współlokatorów, możesz korzystać z aplikacji i programów, które pomagają Ci gromadzić wszystko w jednym miejscu bez potrzeby klikania i wchodzenia na trzy swoje poczty zamiast jednej (połączonej z Twoimi trzema adresami, dzięki czemu tylko raz ściągasz pocztę) lub spisujesz wszystkie spotkania i zadania na dziś w jednym terminarzu a nie na tysiącach karteczek, których potem nie można znaleźć. Ponadto tylko Ty możesz wykraść swój czas telewizji, komputerowi, czy nawet wiecznie chcącym czegoś od Ciebie znajomym (tzw. pasożytom). Wystarczą chęci i odrobina kreatywności, a staniesz się wspaniałym złodziejem czasu!

Odsyłam do jednego z wielu artykułów na temat organizacji czasu paroma prostymi poradami (Internet jest tego pełen! – można wybrzydzać do woli ;-) A szczególnie polecam tą oto stronę). Cytuje podsumowanie, ponieważ świetnie pasuje również tutaj:

„Wprowadzanie w życie tego typu nawyków jest proste, ale czasochłonne – to proces, który nie zakończy się wraz z przeczytaniem artykułu czy nawet książki na ten temat. Bo złe nawyki są jak splatane latami liny – niełatwo je zerwać i w ich miejsce zapleść nowe. Najpierw nowe nawyki wykonujemy świadomie – działamy według zasad. Z czasem wchodzą w krew i już jesteśmy w fazie nieświadomej kompetencji. Zatem by oszczędzać czas, najpierw trzeba go zainwestować. Warto to zrobić, bo – jak przekonuje Monika Stabińska – osoby, które już wykorzystują czas wydajnie, dostają zastrzyk energii i optymizmu. Nieprzypadkowo PEP po angielsku znaczy „wigor, werwa”. PEP-owcy zachęcają też do wprowadzania w życie słynnej japońskiej koncepcji kaizen – filozofii, według której powinniśmy nieustannie poprawiać coś w swoim stylu życia i pracy. Sprawdzaj, ile wykonałaś zadań w ciągu dnia czy tygodnia, i jak to się ma do poprzednich rezultatów. I zaplanuj następny dzień lub tydzień tak, by jeszcze poprawić swój wynik. Tak Japończycy doszli do obecnego poziomu – najwyżej rozwiniętego technologicznie społeczeństwa na Ziemi.”

To jak? Idziesz ukraść trochę czasu dla siebie, czy zostajesz przed tym komputerem? ;-)

wtorek, 17 września 2013

Czy można ukraść czas? (1/2)

Czytając poprzedni post, z pewnością zauważyliście, że jako jedną z metod znalezienia sobie czasu, zaproponowałam jego kradzież. Brzmi absurdalnie? Nie do końca. Jeżeli miałbyś/miałabyś ochotę zostać złodziejem czasu, koniecznie przeczytaj wpis do końca.

piątek, 13 września 2013

Wykradanie czasu

Zmiany często są związane z planami na przyszłość, nowymi postanowieniami. Zaczął się wrzesień, a we mnie jakby wstąpiła nowa energia. Nie wiem dlaczego, ale okres lipiec-sierpień to dla mnie czas całkowitego rozprężenia, kiedy część swoich dobrych nawyków po prostu porzucam. Czasu mam wtedy co niemiara, zajęć mniej a i tak trudno jest mi zrobić coś pożytecznego. Natomiast wraz z przełożeniem kartki w kalendarzu na pierwszego września, wstępuję we mnie nowa energia. To tak jakbym przez te ostatnie dwa miesiące żyła tylko po to, by naładować akumulatory (stąd zakaz przemęczania się!). Dzięki temu we wrześniu mogę już ruszyć pełną parą. Znajduję więcej rzeczy, które mnie inspirują, aktywnie działam i czuję się po prostu lepiej sama ze sobą, bo czas już nie przepływa mi przez palce. Ba, teraz cierpię na niedomiar czasu! I wiecie co? Dobrze mi z tym! Lubię, kiedy dużo się dzieje, kiedy czas - ruchem wskazówek zegara - nie przypomina o tym ile czasu bezczynnie przeleżałam, ale kiedy pokazuje mi i mówi: popatrz ile już dzisiaj dokonałaś. A ja wtedy kładę się wieczorem spać z uśmiechem na ustach, bo tyyyle dzisiaj zrobiłam! Pewnie, że pojawia się cichy głosik i mówi: zapomniałaś o tym i nie zrobiłaś jeszcze tego. Ale będąc w łóżku już się tym nie przejmuję. Odpowiadam wtedy tylko: jutro też jest dzień.

Często jest tak, że coś sobie zaplanuję – właściwie zaplanuję sobie kilka rzeczy na dany dzień i jak ich nie spiszę, to o nich zapomnę. A nawet jeżeli mi się przypomni, to stwierdzę, że akurat teraz nie mam na to czasu albo ochoty. Czasem jest tak, że jak już zaczniemy robić jedną rzecz z naszej listy to-do, to rozpędem przechodzimy do kolejnych zadań i nie ma problemu. Ale czasem jest tak, że np. leży album, obok niego zdjęcia i wypadałoby coś z tym zrobić póki jeszcze się pamięta nazwy miejsc, w których się było. Niemniej jest to takie zajęcie, które trudno nazwać priorytetowym. Przyznam, że zdjęcia z wyjazdu szybko wywołałam. Potem zrobiłam błąd, bo je odłożyłam, aby mi nie przeszkadzały. I leżały tak na półce przez 2 tygodnie. W końcu, przy którymś ścieraniu kurzu powiedziałam sobie: stop! Wyciągnęłam album, obok położyłam zdjęcia i wszystko zostawiłam na biurku. Nie powiem, że nagle czas cudownie się rozmnożył, bo na moim biurku istnieje dziura czasowa i czas tam w ogóle nie płynie. Dwa dni przesuwałam album z jednego rogu biurka do drugiego, ale zabroniłam sobie sama, przekładać tych rzeczy do innego miejsca niż biurko, bo cała sytuacja wróciłaby do punktu wyjścia. Po tych dwóch dniach, zaczęłam działać. Stopniowo wklejałam zdjęcia i opisywałam. Nieraz było tak, że posiedziałam przy albumie 10 minut i dzwonił do mnie telefon, wołała mnie mama, żeby jej przy czymś tam pomóc itd. Ale teraz to nieważne, bo mogę się pochwalić, że album mam już zrobiony. W sumie zajęło mi to 3 dni, ale jakby policzyć czas, który rzeczywiście nad tym posiedziałam, to wyjdą z tego zaledwie niecałe 3 godziny.

Podstawowym problemem jest, że:


W wielu miejscach można przeczytać, że jak planujemy sobie jakieś zajęcie, to należy wyłączyć telefon, powiedzieć współlokatorom, żeby nam nie przeszkadzali i tylko wtedy możemy w pełni skupić się na np. nauce do egzaminu, a dzięki ciągłości w czasie (bez uporczywego powiadomienia z facebooka o nowym wpisie znajomego) jesteśmy najbardziej efektywni. Zgadzam się w tym pełni. Należy zaznaczyć, że ten sposób działania sprawdza się w przypadku ważnych zajęć, które wymagają od nas pełnego zaangażowania. A album? To zdecydowanie nie ta kategoria. Moje działanie w tym wypadku polegało na wykradaniu czasu…

Nie masz czasu? To go znajdź.
Ukradnij, pożycz, kup. Cokolwiek. Zawsze masz czas. Widocznie nie umiesz się odpowiednio zorganizować. Kiedy jest zadanie, które wymaga od nas kilku godzin uwagi, to trudno jest w ciągu jednego dnia je wykonać. Ale kiedy dzieli się duże zadanie, na mniejsze, to automatycznie wymagają one mniej czasu. Łatwiej jest zrobić sobie przerwy, a przede wszystkim łatwiej jest znaleźć dziennie po godzinie czasu niż od razu poświęcić pięć godzin i tym samym zrobić sobie zaległości na innym polu działania i popaść w wieczną frustrację i niezadowolenie. Ponadto przerwy dobrze wpływają na naszą kreatywność oraz dają złudzenie, że dane zadanie wcale nie może być takie trudne skoro poświęcam mu dzisiaj tylko godzinę. Kiedy potrafimy ogarnąć problem wzrokiem/umysłem, wtedy nie jest już taki straszny, bo wiadomo, gdzie zacząć :-)

I jeszcze jedna ważna sprawa! Czas ma niesamowitą właściwość. Im więcej rzeczy sobie zaplanujemy danego dnia, tym więcej ich wykonamy. Jeżeli planujemy, że jutro zrobimy 10 rzeczy, z których każda ma nam zająć 1h, to wykonamy ich może z 8. Kiedy zaplanujemy sobie tylko 5 rzeczy, z których każda ma nam zająć 1h, to może wykonamy 2, bo reszta czasu cudownie się rozpłynie nie wiadomo gdzie, a dzień zleci nam na wykonywaniu jakiś głupstewek. Jak to się dzieje? Nie mam pojęcia. Ale właśnie dlatego lubię jak mam dzień wypełniony po brzegi, bo wtedy wiem, że czeka mnie wspaniałe 24h do przeżycia.

poniedziałek, 9 września 2013

Zmiany

Kiedyś, kiedy byłam znacznie mniejsza i młodsza, a świat wydawał się tak duży, że nie miał ani początki ani końca i z trudem palcem na mapie odnajdywałam swoje miejsce zamieszkania, bałam się jakichkolwiek zmian. Dlaczego? Bałam się tego, co nieznane; tego, co wprowadzało chaos w mój uporządkowany świat. Dopiero po czasie zrozumiałam, że zmiany są dobre, że powodują rozwój i często okazują się być szansą na coś lepszego. Kiedy zaczęła się szkoła, a zmiany miejsc nauki następowały co trzy lata, potem rok studiów, rok pracy i znowu rok studiów (ale już innych) zrozumiałam nie tyle, że zmiany w życiu każdego są nieuniknione, ale że są okazją do sprawdzenia się. Polubiłam to, co nieznane, bo niosło ze sobą dreszczyk emocji. Nowi ludzie, nowe sytuacje, czyste konto. Początek roku szkolnego był czasem planowania zmian w nauce, w domu, we własnym życiu.

Zmiany są dobre pod warunkiem, że je akceptujemy. Kiedy natomiast mają miejsce niezależnie od naszej woli, należy pomyśleć co dobrego z tego da się wyciągnąć dla siebie? Czego mnie uczy ta nowa sytuacja? Wzbogacamy się o nowe doświadczenia, nieustannie rozwijamy i kształtujemy sami siebie. Właśnie to lubię w moim życiu – kiedy coś się dzieje, a ja wręcz czuję że to będzie coś dobrego i tylko wyczekuje tych pozytywnych zmian (złych zmian nie warto wyczekiwać ;-) ) Życie często nas sprawdza i stawia przed nami nowe sytuacje, a ja z każdej staram się nie tylko wyjść obronną ręką, ale i wynieść z danego wydarzenia coś dla siebie. Lubię myśleć, że nic nie dzieje się bez przyczyny. To dodaje otuchy ;-) I daje siły, by walczyć nie tylko o lepsze jutro, ale przede wszystkim o lepszą wersję samej siebie.

Zmiany uczą nas prawdy o samych sobie, bo jak pisała Szymborska: „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.”



W duchu tego wpisu, pragnę zauważyć, że również po niecałym pół roku działalności wprowadzam małe zmiany i tutaj, na blogu. Trochę zmienił się prawy panel, ale zmiany najistotniejsze mają miejsce powyżej. Mianowicie chodzi o zakładki z nowymi stronami: cytaty, filmy, książki. Strony te zawierają rzeczy, które lubię, które mnie inspirują bądź motywują, które coś sobą prezentują i są warte polecenia. Na razie tamtejsze listy filmów czy książek można właściwie nazwać „listkami” ;-) Są po prostu krótkie. Na razie -> Podkreślam(!) Pomysł pojawił się mojej głowie na początku września, a więc ponad tydzień temu i od tego czasu w wolnej chwili pracowałam nad tymi zakładkami. Zapewniam, że systematycznie, co pewien czas będą się powiększać. A kolejność opisywanych tam pozycji jest przypadkowa. Na razie pozostaje zadowolić się powiedzeniem: nie od razu Kraków zbudowano. Tak samo jest z tym blogiem, powoli, dzień po dniu go tworzę i z dnia na dzień, będzie to coraz lepszy blog – pełniejszy i szczęśliwszy ;-)

środa, 4 września 2013

"Kod szczęścia"


Kiedy natrafiam na książki typu „pozytywne myślenie rozwiąże wszystkie Twoje problemy”, podchodzę do nich z dużą dozą sceptycyzmu, ale od czasu do czasu sięgam po podobną pozycję. Dlaczego? Aby wiedzieć, o czym się mówi, jaki wchodzi trend myślowy i móc się ustosunkować do zawartej w książce treści. A czasem czytam, bo nawiązują do tematyki bloga :-)

niedziela, 1 września 2013

Z okazji 1 września

„Zamiast zastanawiać się, kiedy następne wakacje
być może już najwyższy czas
zacząć żyć takim życiem,
od którego nie trzeba by brać wolnego.”
/Seth Godin/
 
Czasem trafia się, przypadkowo bądź i nie, na słowa, obok których nie da się przejść obojętnie. Przeczytałam powyższy cytat, który na pewno był nawiązaniem do daty 1 września, czyli początek roku dla młodszych, odcinek 2/3 wakacji dla studentów, a dla reszty pracujących (bezdzietnych) data dobra jak każda inna.

Cytat wpasowuje się w tego bloga jak ulał. Bo ja wierzę, że mamy moc sprawczą nad naszym życiem. O czym będzie już można za niedługo tutaj przeczytać, bowiem szykuje się do wpisu na temat szczęściarzy i pechowców. Więcej już naprawdę wkrótce!

Większość moich wakacji przeleciało niewiadomo kiedy. Jak zawsze. Ale są też takie rzeczy, z których jestem dumna i sytuacje które zapamiętam na całe życie. Takie szczególne. Niemniej, jest za wcześnie na jakiekolwiek podsumowania, ale obiecuję, że przyjdzie na nie czas. Za miesiąc. Teraz wciąż działam i mobilizuje się do działania. Zobaczymy jak wyjdzie, ale optymizm mnie nie opuszcza, bo skoro nie ma już cudownie rozleniwiającej pogody, to oznacza to czas właśnie na działanie.
A na czym ma polegać to działanie? Między innymi chciałabym się zastanowić nad tym jakby to moje życie miało wyglądać, żebym czuła się jak na wiecznych wakacjach. To jest sytuacja podobna do tej z pracą - wystarczy w pracy robić coś z pasją, a okaże się że tak naprawdę nigdy nie pracujemy. Mam zarys tego co chcę osiągnąć w przyszłym roku akademickim, ale potrzebuję większych konkretów. Chcę się też upewnić, że jak się podejmę działania, to już w pełnym zaangażowaniu i z całą moją determinacją. Chcę działać więcej i działać na 100%!



W gruncie rzeczy łatwo można osiągnąć stan, kiedy całe nasze życie zamienia się w wakacje – wystarczy być po prostu w życiu Szczęśliwym :-)