piątek, 28 lutego 2014

Bzdurna bzdura


Największa bzdura jaką usłyszałam w swoim życiu to: „liceum kształtuje człowieka”. Przekonanie to bierze się z faktu, że uczysz się w klasie o konkretnym profilu, wybierasz studia, zakochujesz się, podejmujesz pierwszą pracę w wakacje. Wszystko ładnie pięknie, ale ile w tym realnego życia? Prawda jest taka, że w liceum co najwyżej można zaliczyć okres buntu. Po zakończeniu szkoły ludziom wydaje się, że już są „dorośli”, bo zamykają jakiś etap swojego życia. Naprawdę są tacy dorośli? Otóż oświadczam: większej bzdury nie słyszałam. Większej bzdury nie przeżyłam.

niedziela, 23 lutego 2014

Silna (słaba) wola

Znacie takie powiedzenie: „mam silną wolę, bo robi ze mną to co chce” ? Nie wiem, czy jest to powszechnie znane stwierdzenie, czy tylko powiedzonko mojej znajomej, ale w kontekście dzisiejszego wpisu pasuje idealnie.

wtorek, 18 lutego 2014

System zero-jedynkowy

System zero-jedynkowy jest bardzo prosty w użyciu. Nie mam jednak na myśli jego zastosowania w informatyce, bo to dla mnie czarna magia. Chodzi o przeniesienie tego systemu na zupełnie inną płaszczyznę – rzeczywistą. W życiu codziennym posługuję się prostym systemem. W końcu co może być prostszego od dwóch elementów? Obojętnie, czy to będą dwa kolory (czarny, biały), dwie cyfry (zero, jedynka), czy dwa podejścia (optymistyczne, pesymistyczne). Dwa elementy to absolutne minimum, bo zawsze jest „albo… albo…”. A po kropce następuję decyzja.


W moim systemie, zero jest równoznaczne z „nie”, jedynka z „tak”. Co to tak naprawdę oznacza? Jestem kategoryczną osobą. Jedni mnie podziwiają, inni ostrzegają, że pożałuję. Jak będzie naprawdę, życie pokaże. Systemu potrzebuję, aby żyć w zgodzie ze sobą. Dzięki niemu kieruję się tym, co jest ważne dla mnie i co pozwala mi iść z wysoko podniesioną głową.

Parę lat temu mój tata stwierdził, że będę miała w życiu ciężko. Nie posiadam w sobie wystarczająco dużo egoizmu i za bardzo przejmuję się opinią innych. Tata obawiał się, że nie przetrwam, bo jestem zbyt uczynna, poukładana, chętna do pomocy i czasem nie wiem kiedy odpuścić. W świecie moich rodziców – wychowali mnie najlepiej jak potrafili. W moim świecie – z ich wychowaniem wróżono mi szybką zagładę. Dlatego z czasem wykształtowałam w sobie system zero-jedynkowy.

Proces tworzenia

W liceum przestałam naginać się do zdania innych osób. To były moje początki, kiedy starałam się nie przejmować opinią innych. Wiadomo: na trzy kroki w przód, dwa robiłam do tyłu. Wtedy właśnie po raz pierwszy usłyszałam, że ja to potrafię się nie przejmować… Wtedy była to bzdura. Przejmowałam się, tylko tego nie pokazywałam. Bo moim największym problemem jest to, że chcę być akceptowana. A to nie jest możliwe, ponieważ zawsze znajdzie się ktoś, komu się nie spodobam.

Pierwsze testy

Na studiach doszło do pierwszych poważnych decyzji podjętych w sposób zero-jedynkowy. Tkwiłam na studiach, które mi kompletnie nie odpowiadały. I wtedy zadałam sobie pytanie: studiuję dla siebie czy dla świętego spokoju najbliższego otoczenia? Zmieniłam studia.

Dalsze udoskonalenia

Był etap w moim życiu, kiedy pracowałam. Wtedy nauczyłam się walczyć o siebie. Niestety, nie wykorzystałam zdobytej wiedzy podczas pracy, bo wiele rzeczy zrozumiałam dopiero po jej zakończeniu. Zrozumiałam czego chcę, a czego nie akceptuję. Czego od innych żądam, a czego nigdy nie dostanę. To był moment przełomowy w systemie zero-jedynkowym. Do tej pory dopuszczałam „połówki” albo też zdarzały się sytuacje, kiedy dobro innych przekładałam nad własne.

Gotowy do użytku

Na koniec, ostatnią cegiełkę do systemu, dołożyła moja rodzina. Nie ta najbliższa, ale ta z którą ma się częsty kontakt. Nieświadomie mnie testowali, naciągali, przeciągali, sprawdzali granice. Ale mój system zakończył już proces tworzenia. Teraz świadoma jak nigdy wcześniej, wiedziałam, że istnieją tylko dwie drogi. Od razu potrafiłam je zobaczyć. Drogi były całkowicie odmienne, ale nie były oznaczone jako: szczęśliwa i nieszczęśliwa, czy też właściwa i błędna. Widziałam konsekwencje, które znajdowały się na końcu każdej z tych dróg. I na tej podstawie wybierałam. Albo zero, albo jedynkę. Prościej nie można było.

Obecnie znajduję się w takim miejscu, że mój tata nie potrafi zrozumieć skąd u mnie taka stanowczość. On sam często postępuje według tego, co się powinno, co wypada, czego wymaga dobry obyczaj. Nie potępiam tego, bo przecież zostałam wychowana zgodnie z zasadami i wiem co to dobre wychowanie. Uważam tylko, że istnieją pewne granice. Szacunek wobec starszych? Jak najbardziej. Ale kiedy wejdą Ci na głowę, naplują i nawet nie przeproszą tylko się oburzą Twoim zdziwieniem? Pomoc bliźnim? Jak najbardziej. Ale kiedy pożyczek nie widać końca, a spłaty nie następują? Dawanie drugiej szansy? Jak najbardziej. Ale kiedy druga szansa niczego nie zmienia a sytuacja niezmiennie się powtarza?

Stałam się kategoryczna, bo chciałam wyrobić w sobie nawyk zdrowego egoizmu. Udało mi się, chociaż czasem myślę, że mam go za dużo. Nie wszystkie decyzje, które podejmuję w systemie „ta jest dla mnie dobra, ale ta już niekoniecznie” są dla mnie super wygodne. Czasem to szukanie mniejszego zła. Z tą różnicą, że zawsze pytam siebie: gdzie JA jestem w tym wszystkim?

Często widzę jak moi znajomi, przyjaciele, rodzina gryzą się z jakiegoś powodu. Bo mają przyjaciółkę, z którą nie mogą rozmawiać, ponieważ wiedzą że informacje (obojętnie jak poufne) od razu rozejdą się po najbliższym sąsiedztwie. To warto utrzymywać taką znajomość? Pytam: po co? Inni utrzymują kontakty ze starymi znajomymi bądź z członkami rodziny, bo tak wypada. Ale kiedy przeżywają to spotkanie na tydzień przed i idą na nie jak na ścięcie, to warto?

Jasne, ze miewam wątpliwości, czy taki system „ostrego cięcia” jest dobry. Przecież jeżeli za mocno będziemy ciąć, to zniszczymy wszystko wokół i zostaniemy sami. To wszystko nie jest łatwe. Bo życie nie jest łatwe. Dorosłość nie jest łatwa. I dobrze. Tak ma być, żebyśmy się za dużo nie nudzili ;-) Chcę Was uczulić tylko na jedną rzecz. Będziecie podejmować tysiące decyzji na temat, czy komuś powiedzieć do słuchu, czy pożyczyć notatki, czy zjeść kolejny batonik, czy dać mu drugą szansę, czy… Decyzje będą błahe i poważne, ale proszę zapytajcie się zawsze: gdzie w tym wszystkim jestem JA? Co jest dobre dla MNIE? Bo o nasze szczęście nie zawalczy ani mama, ani przyjaciółka, ani chłopak/dziewczyna. My musimy. Bo tylko my to potrafimy zrobić najlepiej.

piątek, 7 lutego 2014

Przestań robić to, co robisz

„Często, aby stało się to, czego pragniemy,
trzeba tylko przestać robić to, co robimy.”

Czego najbardziej zazdrościmy? Sukcesu. O czym marzymy? O sukcesie. Co najbardziej motywuje nas do działania? Sukces innych.