Szczęście to wybór. Ładnie brzmi, prawda? Kiedy uwierzymy w prawdziwość tego stwierdzenia, zauważymy, że to my sami decydujemy, o tym jacy chcemy być i co chcemy w swoim życiu osiągnąć. A to tak naprawdę duża odpowiedzialność.
Niedawno trafiłam na takie oto zdanie: „szczęście zależy bardziej od stanu umysłu człowieka niż od warunków zewnętrznych”
Kiedy życie stawia przed Tobą problem, Twój mózg daje Ci propozycje rozwiązań. Pierwszy przypadek, kiedy rozwiązanie jest tylko jedno –sytuacja najłatwiejsza, bo wiemy co musimy zrobić i po prostu czekamy na efekty. Wtedy wiemy wszystko - czy osiągniemy korzyści z takiego podejścia do sprawy, czy raczej poniesiemy koszty. Obojętnie jakie by nie było zakończenie, wiemy o nim praktycznie wszystko. Mamy czas, by się do niego przygotować.
Przypadek drugi, kiedy wyborów jest więcej. Może sytuacja będzie od nas wymagała podejścia A lub podejścia B. Oczywiście nie możemy zastosować obu, bo jak mówi przysłowie: „nie możesz mieć ciastka i zjeść ciastko”. Często jest tak, że na zastanowienie się nie mamy wiele czasu; właściwie decyzja musi zostać podjęta teraz, w tej chwili. Co należy wtedy zrobić? To proste. Wybrać opcję A. Albo wybrać opcję B. Lub zdecydować się na opcję C. Opcja C to tak naprawdę brak decyzji. Liczymy wtedy na to, że ktoś inny podejmie decyzje albo los się do nas uśmiechnie i problem stanie się nieaktualny, lub szczęśliwy zbieg okoliczności nam dopomoże. To jest to wszystko, co nie wymaga od nas żadnego zaangażowania.
Kiedy jednak uprzesz się, że musisz wybrać między opcją A i B, nie dopuszczając opcji C do głosu (gratuluję takiej postawy!), to mogą nam pomóc słowa S.Jobs’a na które się dzisiaj natknęłam. Przytoczone słowa zostały wypowiedziane do absolwentów Stanford University: „Nie dajcie się złapać w dogmat, którym jest życie koncepcjami myślenia innych ludzi. Nie pozwólcie, by szum opinii innych zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos. I najważniejsze, miejcie odwagę podążać za głosem waszego serca i intuicji, one w jakiś sposób już wiedzą, kim naprawdę chcecie być. Wszystko inne jest drugorzędne.”
Muszę przyznać, że ja w tym tygodniu popełniłam błąd. Zdecydowałam się na opcję C. Bałam się konsekwencji obu działań i postanowiłam finalnie je zaniechać. Kiedy odpuściłam, wiedziałam już, że źle robię. Skąd? Może jak mówi Jobs - intuicja, mój wewnętrzny głos mówił, że to nie w porządku, że wcale tak nie chcę. Nie posłuchałam; odpowiedziałam wtedy sama sobie, że tak trzeba – tak się robi. Teraz żałuję. Szczerze. Sytuacja typu: tak powinno być jest okropna. Zabija kreatywność, otwartość i zamyka ludzi w schematy. Swojej sytuacji już nie potrafię zmienić, a to co mogło być, rozmyło się jak we mgle. Jeżeli kiedykolwiek wybierzecie opcję C, to pozostają Wam ( a obecnie mnie samej) na pocieszenie jedynie słowa Anity Lipnickiej z piosenki pt. „Wszystko się zdarzyć może”. (W tym miejscu uprzedzam, że mój problem to nie sprawa sercowa, bo domyślam się, że po poniższym cytacie takie głosy mogłyby się pojawić. Problemy bywają różnego rodzaju, a ten wpis ma „dotknąć” jak najwięcej ich odmian. Po prostu.)
Pytanie ile w tym naiwności…
Największy paradoks sytuacji. Znam swój błąd i nie wiem jak to się stało, że znowu do niego dopuściłam. Wiele rzeczy zmieniłam w swoim życiu. Walczę o siebie, swoje racje, stałam się bardziej pewna siebie i lepiej zorganizowana. Lubię nową siebie. Ale wciąż, jak widać, zdarzają się sytuacje, kiedy wracam do starych dobrze mi znanych schematów postępowania. Czy to nie ironia? Ale może mój przykład chociaż posłuży za przestrogę dla kogoś innego, skoro sama nie potrafię wyciągnąć wniosków z tej samej , co pewien czas powtarzanej, lekcji.
Mam jeszcze taką jedną uwagę. Załóżmy, że opcja A daje nam korzyści, a opcja B sprawia, że tracimy. Dla ułatwienia, zobrazujmy to sobie przykładem. Mam zaoszczędzonych trochę pieniędzy i mogę je zainwestować na giełdzie i zarobić (opcja A) lub zainwestować i stracić (opcja B). Przyjmujemy, że opcja C nie istnieje. Jak dla mnie sprawa jest typem 0-1. A właściwie nagięłabym tutaj trochę tą zasadę i powiedziała, że występuje zależność (-1)-(1). Oczywiście A=1 i B=-1. Opcja C=0. Ale nie dokładnie. Jest to takie zero z ukierunkowaniem na „+” lub „-”. Nie podejmujemy żadnej decyzji, ale po czasie dowiadujemy się jakie były notowania na giełdzie i albo się cieszymy, że nie zainwestowaliśmy pieniędzy (notowania były niskie mamy 0 z tendencją na +) lub żałujemy, że nie ulokowaliśmy pieniędzy, gdzie miał miejsce duży zysk (otrzymujemy 0 z tendencją na -). W ekonomii używa się pojęcia jak koszt alternatywny, czyli suma wszystkich utraconych korzyści i możliwości. Najprościej mówiąc za określoną sumę pieniędzy możesz kupić produkt A i B, ale nie stać Cię już na C. C staje się Twoim kosztem alternatywnym. I na odwrót: kupujesz C, więc nie stać Cię już na A i B (teraz to one są kosztami alternatywnymi). Na tej podstawie możesz dokonać wyboru, co należy zakupić. Ale tylko w przykładach, gdzie mamy do czynienia z liczbami, wartościami wiemy co jest warte zrobienia, a co wręcz przeciwnie. W życiu codziennym do głosu dochodzą jeszcze emocje, uczucia, zobowiązania wobec innych i… nasz charakter.
Wniosek z wpisu: chociaż wiem czego chce od życia, nie zawsze potrafię się o to postarać. Staje się konformistką i myślę, że mimo tego, że teraz jest mi niewygodnie, to jest to moja, już dobrze znana, niewygoda. Wychodzę z założenia, że „nowe” może być „gorsze”. Ale to jest założenie całkowicie błędne. Bo „nowe” zawsze daje nadzieję na końcowy wynik z plusem. Jako osoba wierząca, że szczęście leży w moich rękach, nie wolno mi pozwalać, by inni za mnie decydowali. Bo tylko ja sama wiem, co może mi dać szczęście. I nie jest to bezczynność. Nigdy więcej.
Niedawno trafiłam na takie oto zdanie: „szczęście zależy bardziej od stanu umysłu człowieka niż od warunków zewnętrznych”
Kiedy życie stawia przed Tobą problem, Twój mózg daje Ci propozycje rozwiązań. Pierwszy przypadek, kiedy rozwiązanie jest tylko jedno –sytuacja najłatwiejsza, bo wiemy co musimy zrobić i po prostu czekamy na efekty. Wtedy wiemy wszystko - czy osiągniemy korzyści z takiego podejścia do sprawy, czy raczej poniesiemy koszty. Obojętnie jakie by nie było zakończenie, wiemy o nim praktycznie wszystko. Mamy czas, by się do niego przygotować.
Przypadek drugi, kiedy wyborów jest więcej. Może sytuacja będzie od nas wymagała podejścia A lub podejścia B. Oczywiście nie możemy zastosować obu, bo jak mówi przysłowie: „nie możesz mieć ciastka i zjeść ciastko”. Często jest tak, że na zastanowienie się nie mamy wiele czasu; właściwie decyzja musi zostać podjęta teraz, w tej chwili. Co należy wtedy zrobić? To proste. Wybrać opcję A. Albo wybrać opcję B. Lub zdecydować się na opcję C. Opcja C to tak naprawdę brak decyzji. Liczymy wtedy na to, że ktoś inny podejmie decyzje albo los się do nas uśmiechnie i problem stanie się nieaktualny, lub szczęśliwy zbieg okoliczności nam dopomoże. To jest to wszystko, co nie wymaga od nas żadnego zaangażowania.
Kiedy jednak uprzesz się, że musisz wybrać między opcją A i B, nie dopuszczając opcji C do głosu (gratuluję takiej postawy!), to mogą nam pomóc słowa S.Jobs’a na które się dzisiaj natknęłam. Przytoczone słowa zostały wypowiedziane do absolwentów Stanford University: „Nie dajcie się złapać w dogmat, którym jest życie koncepcjami myślenia innych ludzi. Nie pozwólcie, by szum opinii innych zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos. I najważniejsze, miejcie odwagę podążać za głosem waszego serca i intuicji, one w jakiś sposób już wiedzą, kim naprawdę chcecie być. Wszystko inne jest drugorzędne.”
Muszę przyznać, że ja w tym tygodniu popełniłam błąd. Zdecydowałam się na opcję C. Bałam się konsekwencji obu działań i postanowiłam finalnie je zaniechać. Kiedy odpuściłam, wiedziałam już, że źle robię. Skąd? Może jak mówi Jobs - intuicja, mój wewnętrzny głos mówił, że to nie w porządku, że wcale tak nie chcę. Nie posłuchałam; odpowiedziałam wtedy sama sobie, że tak trzeba – tak się robi. Teraz żałuję. Szczerze. Sytuacja typu: tak powinno być jest okropna. Zabija kreatywność, otwartość i zamyka ludzi w schematy. Swojej sytuacji już nie potrafię zmienić, a to co mogło być, rozmyło się jak we mgle. Jeżeli kiedykolwiek wybierzecie opcję C, to pozostają Wam ( a obecnie mnie samej) na pocieszenie jedynie słowa Anity Lipnickiej z piosenki pt. „Wszystko się zdarzyć może”. (W tym miejscu uprzedzam, że mój problem to nie sprawa sercowa, bo domyślam się, że po poniższym cytacie takie głosy mogłyby się pojawić. Problemy bywają różnego rodzaju, a ten wpis ma „dotknąć” jak najwięcej ich odmian. Po prostu.)
„Wszystko się może zdarzyć, gdy serce pełne wiary
gdy tylko czegoś pragniesz, gdy bardzo chcesz
wszystko może zdarzyć się”
gdy tylko czegoś pragniesz, gdy bardzo chcesz
wszystko może zdarzyć się”
Pytanie ile w tym naiwności…
Największy paradoks sytuacji. Znam swój błąd i nie wiem jak to się stało, że znowu do niego dopuściłam. Wiele rzeczy zmieniłam w swoim życiu. Walczę o siebie, swoje racje, stałam się bardziej pewna siebie i lepiej zorganizowana. Lubię nową siebie. Ale wciąż, jak widać, zdarzają się sytuacje, kiedy wracam do starych dobrze mi znanych schematów postępowania. Czy to nie ironia? Ale może mój przykład chociaż posłuży za przestrogę dla kogoś innego, skoro sama nie potrafię wyciągnąć wniosków z tej samej , co pewien czas powtarzanej, lekcji.
Mam jeszcze taką jedną uwagę. Załóżmy, że opcja A daje nam korzyści, a opcja B sprawia, że tracimy. Dla ułatwienia, zobrazujmy to sobie przykładem. Mam zaoszczędzonych trochę pieniędzy i mogę je zainwestować na giełdzie i zarobić (opcja A) lub zainwestować i stracić (opcja B). Przyjmujemy, że opcja C nie istnieje. Jak dla mnie sprawa jest typem 0-1. A właściwie nagięłabym tutaj trochę tą zasadę i powiedziała, że występuje zależność (-1)-(1). Oczywiście A=1 i B=-1. Opcja C=0. Ale nie dokładnie. Jest to takie zero z ukierunkowaniem na „+” lub „-”. Nie podejmujemy żadnej decyzji, ale po czasie dowiadujemy się jakie były notowania na giełdzie i albo się cieszymy, że nie zainwestowaliśmy pieniędzy (notowania były niskie mamy 0 z tendencją na +) lub żałujemy, że nie ulokowaliśmy pieniędzy, gdzie miał miejsce duży zysk (otrzymujemy 0 z tendencją na -). W ekonomii używa się pojęcia jak koszt alternatywny, czyli suma wszystkich utraconych korzyści i możliwości. Najprościej mówiąc za określoną sumę pieniędzy możesz kupić produkt A i B, ale nie stać Cię już na C. C staje się Twoim kosztem alternatywnym. I na odwrót: kupujesz C, więc nie stać Cię już na A i B (teraz to one są kosztami alternatywnymi). Na tej podstawie możesz dokonać wyboru, co należy zakupić. Ale tylko w przykładach, gdzie mamy do czynienia z liczbami, wartościami wiemy co jest warte zrobienia, a co wręcz przeciwnie. W życiu codziennym do głosu dochodzą jeszcze emocje, uczucia, zobowiązania wobec innych i… nasz charakter.
Wniosek z wpisu: chociaż wiem czego chce od życia, nie zawsze potrafię się o to postarać. Staje się konformistką i myślę, że mimo tego, że teraz jest mi niewygodnie, to jest to moja, już dobrze znana, niewygoda. Wychodzę z założenia, że „nowe” może być „gorsze”. Ale to jest założenie całkowicie błędne. Bo „nowe” zawsze daje nadzieję na końcowy wynik z plusem. Jako osoba wierząca, że szczęście leży w moich rękach, nie wolno mi pozwalać, by inni za mnie decydowali. Bo tylko ja sama wiem, co może mi dać szczęście. I nie jest to bezczynność. Nigdy więcej.
O mamciu. Jesteś wobec siebie bardzo surowa wiesz?:P Znaczy ogólnie założenia są dobre, ale post ma charakter karcący samą siebie ;P Ty walczysz o nową siebie a ja o starą:) wczoraj czytałam mojego bloga i wiesz że przez 7 lat praktycznie sie nie zmieniłam;D dalej dobra stara ela:P nie no troche sie ogarnęłam nie bede już taka pochwale sie:P ale ogólnie masakra:P
OdpowiedzUsuńDużo wymagam od siebie samej - masz rację. I ten wpis rzeczywiście miał charakter "karcący samą siebie". Był pisany pod wpływem chwili, kiedy byłam zła na siebie. Chyba dałam się za bardzo ponieść.
UsuńCo do Ciebie, to zmieniłaś się. I to bardzo. Ale niektóre cechy Twojej "starej ja" są zdecydowanie warte walki ;-)