niedziela, 2 czerwca 2013

Plan na czerwiec

Czerwiec widziany moimi oczami to tak naprawdę cztery tygodnie, z tym że pierwsze dwa to jeszcze zwykłe studia plus pierwsze zaliczenia, a drugie dwa to sesja i egzaminy. W czerwcu świat zewnętrzny przestaje dla mnie istnieć. Niezdrowe, to prawda, ale postanawiam w 100% skupić się na tym, co ważne, bo wiem co zyskuje – trzy miesiące wolnego. Trzy miesiące, które mam zamiar przeznaczyć na robienie wspaniałych rzeczy. Warto o to walczyć? Oczywiście, że tak.
 
Z wcześniejszych przeżytych już sesji wiem, że znowu ogarnie mnie nadaktywność. Zapowiedź tego dziwnego zjawiska miałam już w zeszłym tygodniu. Wiem, że niektórzy swoją dodatkową energię pożytkują na gotowanie, ale przede wszystkim na porządki… Taa… to już powszechne spostrzeżenie, że w okresie sesji studenci zapadają na syndrom wszechobecnego porządku. U mnie nadmiar energii przejawia się trochę w inny sposób. Chodzę na basen. To znaczy, pływam z małymi przerwami praktycznie cały rok, ale w czasie sesji daje sobie potężny wycisk. Zwiększam zarówno częstotliwość chodzenia na basen jak i tempo pływania. Nie wiem skąd się to bierze. Rodzina mówi, że powinnam ten czas przeznaczyć na wysypianie się i naukę, a nie na jazdę na basen o 7 czy 6 rano (pora zależna od mojego kaprysu). Ale ja nie potrafię ich słuchać w tej kwestii. Czuję, że jak się nie spalę w wodzie, to w domu nad książkami mnie rozniesie. Nie chodzi tutaj tylko o wytwarzanie endorfin, które sprawiają że pozytywniej patrzę na kwestię zaliczenia egzaminów, tylko o to, że bez tej dodatkowej dawki ruchu nie czuję się sobą. Dzień mija, a ja nie potrafię się na niczym skupić i kiedy kładę się wieczorem do łóżka jestem niezadowolona. Basen wyciąga na zewnątrz moje lepsze ja. Chociaż z pozoru pozbawia mnie energii i sił, to tak naprawdę daje mi niesamowitego powera do walki z dniem i z zadaniami jakie sobie stawiam.

Jak już wiecie – jestem ambitna. I nie mam zamiaru po prostu zdać egzaminów. Ja mam zamiar je rozgromić. I to w możliwie najszybszym terminie. Wiem, że niektórzy mogą pomyśleć: wariatka bądź kujonka. Nie ma życia poza sesją. Ale mnie w tym przypadku chodzi o coś więcej. O samospełnienie. O moją własna satysfakcję. O udowodnienie sobie, że ten rok był spowodowany dobrym wyborem, jakim był wybór studiów. Chcę poczuć, że jestem właśnie w tym miejscu, bo tu jest moje miejsce, a nie że to kolejny przypadek w moim życiu. Dlaczego to dla mnie takie ważne? Jedni marzą o zmianie kierunku, inni o zaliczeniu egzaminów (obojętnie czy to w pierwszym terminie czy w dziesiątym), a inni o zaliczeniu na piątki, aby starać się o stypendium.

Czy moja osobista ambicja da mi coś poza satysfakcją? Chyba nie. Od pewnego czasu wyznaczam sobie jakieś cele, aby sprawdzić ile potrafię osiągnąć. Im zadanie trudniejsze (bo np. jest parę zadań do wykonania w tym samym czasie), tym większa moja radość. To jak ściganie się z samym sobą i pokonywanie własnych słabości.

Start mam dobry. Część rzeczy za mną jak języki i połowa mojego egzaminu z kursu (druga połowa w środę). Jestem naprawdę dobrej myśli. I wierzę, że mogę. Mogę osiągnąć wszystko, co sobie postanowię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...