czwartek, 1 października 2015

Pomiędzy tym, gdzie kończy się przeszłość a zaczyna teraźniejszość


Nadszedł czas, by zmierzyć się z tym co dla każdego jest najtrudniejsze – z własną przeszłością. Chwila refleksji, aby zastanowić się, czy aby na pewno wciąż rozwijam się i zmierzam w pożądanym kierunku. Tym samym okazało się, że Nomada zarządziła u mnie okresowy przegląd (jak w samochodzie). Co się okazało? 



Nomada nominowała mnie do Blog Art Challenge, gdzie w sposób twórczo – kreatywny mam odpowiedzieć na wyzwanie „Ja z przeszłości, ja z dzisiaj – czyli co zmienił czas.”

Kiedy przeczytałam o nominacji chyba z godzinę zastanawiałam się nad tym, czy mam o czym opowiedzieć. Od razu założyłam, że podejście kreatywne w moim przypadku jest jednoznaczne z napisaniem opowiadania. Pozostawało pytanie: o czym? Moją największą zmianą było przejście od stanu nieśmiałości do śmiałości. Za rewolucję uznałam również wyznawany system zero-jedynkowy. Ale to już wszystko było. Co nowego mogę napisać? 

Moja odpowiedź

Realizuję wyzwanie poprzez powyższe zdjęcie (nie, to wcale nie są przypadkowe bransoletki). Fotograf ze mnie żaden i przyznam, że w głowie to zdjęcie prezentowało się znacznie lepiej. Ale to tylko symbol – tak miało być i jest (z założenia).

Wszystko zaczęło się u mnie od potrzeby bycia perfekcyjną. Nie wiem czy to jakiś syndrom jedynaczki, ale żyłam z poczuciem że jak coś robię, to muszę to zrobić najlepiej jak potrafię.

Potem był czarno-biały świat (z minimalnymi odchyłami w szarą strefę), czyli mój system zero-jedynkowy. Albo na coś się zgadzałam, albo nie. Nie uznawałam trzeciego rozwiązania.

Następnie w moim życiu pojawił się blog i przykładanie większej uwagi do tego, dokąd zmierzam i czy po drodze jestem szczęśliwa.

Obecnie jest kolorowo. Nie ma jednego wzoru, nie ma perfekcji, nie ma narzuconych ram, nie ma spokoju. Zamiast tego jest życie.

Te cztery bransoletki splatają się w jednym miejscu, co również ma wymiar symboliczny – każda z postaw została zapoczątkowana we mnie, a więc wszystkie miały wspólny początek. Poza tym, to nie jest tak, że jak kiedyś byłam perfekcjonistką to już nie jestem. Nie znam ani jednej osoby, która jeżeli kiedyś przykładała dużą uwagę do detali, to teraz potrafi na coś machnąć ręką i wyjść z pokoju, w którym panuje bałagan. Takie podejście można w sobie jedynie kontrolować i świadomie uznać, kiedy pozwolić duszy perfekcjonistki szaleć, a kiedy tylko nieznacznie uchylić deczko słoika.

Na pewno nie potrafiłabym się jednoznacznie odciąć od którejkolwiek z postaw, bo nie uznaje je za złe. Może jedynie troszkę nieżyciowe, bo są pewne sytuacje, które wymagają od nas skromnej dozy elastyczności i mój upór mógłby jedynie sprawić, że przegram coś znacznie ważniejszego.

To wyzwanie skłoniło mnie do pewnej refleksji na temat zmian w tym roku, chociaż pewnie jest to świetny temat na koniec grudnia, a nie początek października. Jednak wydaje mi się, że muszę tutaj napisać parę słów więcej. Bo chodzi o najświeższą zmianę w moim życiu i przeświadczenie, które zostało we mnie ukształtowane. Mianowicie:

Ja sobie poradzę  

W tym roku zakończyłam więcej znajomości niżbym sobie życzyła – część została zakończona bez mojej woli, a do części „końców” sama się przysłużyłam. Bałam się, że do końca roku zabraknie mi znajomych na Facebooku, bo tempo znikania ludzi z mojego życia przypominało ciąg geometryczny.

Długo zastanawiałam się dlaczego tak się dzieje i jak ja sobie teraz poradzę? Czułam się jak krzesło, z którego wyłamano jedną nogę i próbowano go postawić na trzech – nie ma szans, aby się udało. Czułam się niepewnie, bo brakowało mi podparcia i usilnie powracała chęć sięgnięcia po telefon i zadzwonienia do pewnej osoby. Wszystko trwało do momentu aż w czasie wakacji trafiłam na książkę Beaty Pawlikowskiej pt. „Planeta dobrych myśli”, a w niej na zdanie: 


Dopóki szukasz u innych miłości, akceptacji i potwierdzenia swojej wartości, kręcisz się w kółko dookoła przerębli z lodowatą wodą. Prędzej czy później do niej wpadniesz i wtedy dopiero odkryjesz, że jesteś sama u musisz nauczyć się pływać.

Prawda jest taka, że wciąż zdarza mi się zachłysnąć wodą, ale coraz sprawniej macham rękami i się nie topię. Bywa lepiej i bywa gorzej, ale gdzieś uparcie w głowie pobrzmiewają mi słowa taty, mówiącego „umiesz liczyć, licz na siebie”. W pewien sposób jestem już tym przesiąknięta. Zdałam sobie z tego sprawę podczas spotkania ze znajomym, kiedy rozmawialiśmy o planach na przyszłość. Powiedziałam, że po magisterce prawdopodobnie pójdę na studia podyplomowe, bo jeżeli nadal będę chciała pracować tam, gdzie chcę na chwilę obecną, to nie mam innego wyjścia. Tylko, że to sporo kosztuje, więc w międzyczasie będę pracować gdzieś indziej niż chcę… A on na to, że powinnam poczekać, bo może poznam fajnego faceta, zakocham się a jak weźmiemy ślub, to takie studia podyplomowe zapłacę z „budżetu rodzinnego”. W domyśle: szukaj bogatego męża. A na poważnie, to poczułam niemałe zaskoczenie. No bo jak to? Dlaczego on miałby płacić za moje studia? Wtedy zrozumiałam na jak głębokim poziomie tkwi we mnie przekonanie, że polegać mogę wyłącznie na sobie.

Zapewne znajdą się tacy, którzy to skrytykują, opacznie rozumiejąc, że tym samym stronię od ludzi. A mnie chodzi jedynie o to, że posiadam w sobie przeświadczenie, że niezależnie od sytuacji – ja sobie poradzę.

Przypadkiem łamię schemat  

Nie rozumiem dlaczego, ale zazwyczaj taka analiza czasu niesie ze sobą jedno przesłanie: z wiekiem gorzkniejemy. Podobno większość blogów zakładają osoby przed trzydziestką. Z racji tematyki mojego bloga, bywam lekko zakręcona na punkcie szczęścia i nie czytam ponurych wpisów ze skłonnościami depresyjnymi. Prawda jest taka, że ja na blogach szukam przede wszystkim inspiracji. Mam wrażenie, że takie blogi stanowią mniejszość.

Z każdym razem jestem niezmiernie zaskoczona, kiedy osoby młode piszą, że kiedyś bardziej ufały, miały więcej znajomych, były szczęśliwsze. Obecnie grono znajomych się uszczupliło, życie okazało się nie być jak pączek z lukrem i w konsekwencji takie osoby dochodzą do wniosku, że jako dzieci były szczęśliwsze.

Wiem, sama napisałam, że okazało się iż świat nie jest czarno – biały (szczęśliwy – nieszcześliwy; zero – jedynkowy). Choćbym nie wiem jak się starała sprowadzić wszystkie decyzje do wyboru między TAK a NIE, to się nie udaje. Istnieje jeszcze cała paleta barw pośrednich, ale to są radosne kolory – nie te mroczne.

Życie jest lepsze niż było

Moja dawna ja, ta zaraz po maturze, nigdy nie wymyśliłaby mojego obecnego scenariusza życia. W jej oczach byłabym właśnie Panią Architekt.

Ostatnio spotkałam się z dawno niewidzianym znajomym, młodszym ode mnie o 2 lata. Na pytanie co porabiam, odpowiedziałam, że właśnie zrobiłam licencjat. Na długo zapamiętam wyraz zdziwienia na jego twarzy, bo nagle okazało się, że na ścieżce edukacyjnej jesteśmy rówieśnikami.

Zadałam sobie wtedy pytanie, czy gdybym zaraz po maturze wiedziała, że skończę na ekonomii, to czy od razu poszłabym na te studia? Innymi słowy: czy żałuję, że „zmarnowałam” dwa lata zanim wymyśliłam, co ze sobą zrobić?

Nie mogę mieć 100 % pewności, że w międzyczasie nie pojawiłoby się coś, co by mnie skusiło, by wybrać drogę na skróty. Wierzę jednak, że ponownie wybrałabym tą samą drogę, bo prawda jest taka, że te dwa lata pomiędzy maturą a ekonomią, ukształtowały mnie najbardziej ze wszystkich lat. Uczciwe mogę powiedzieć, że dzięki nim jestem tu gdzie jestem. Moje życie zmieniło się na lepsze, dzięki temu, co się wtedy nauczyłam – o sobie i o świecie.

Co się zmieniło?

  • Ufam swoim możliwościom. Wiem, że poradzę sobie niezależnie od sytuacji.
  • Nabrałam apetytu na życie i na cały świat. Już bez obaw zmieniam miejsce studiowania, chociaż parę lat temu byłoby to nie do pomyślenia.
  • Zmieniłam pogląd, iż całe życie spędzę w jednym mieście. Możliwe, że do miasta rodzinnego będę przyjeżdżać wyłącznie do rodziców, a sama urządzę się gdzieś zupełnie indziej. Już nie boję się zmian.
  • Wierzę, że świat jest pełen możliwości i szans do wykorzystania. Wystarczy ich szukać, a nie głupio się upierać, że „na mnie to się życie uwzięło.”
  • Stałam się pewniejsza siebie i bardziej otwarta na drugiego człowieka.
  • Znalazłam radość w wychodzeniu ze swojej strefy komfortu.

Droga Nomado, odpowiadając na Twoje pytanie, czas zmienił we mnie mnóstwo rzeczy, zarówno w kwestii charakteru, nawyków jak i przyzwyczajeń. A może nie? Może to wszystko było we mnie gdzieś głęboko uśpione i potrzebowało jedynie impulsu, by się przebudzić i dać wyraz swojemu istnieniu? To co wiem z całą pewnością, to fakt, że były to zmiany na lepsze. Mam nadzieję, że za kolejne 5 lat, będę mogła napisać podobne słowa. Wtedy zyskam pewność, że zmierzam w dobrym kierunku. Może jeszcze nie mam ustanowionego celu na końcu drogi, ale wiem że będzie tam stało szczęście – pod którąś ze swoich postaci.


PS. Testuję Linkwithin i oczywiście wynikł z tego problem, bo genialna aplikacja zamiast odsyłać do postów z mojego bloga, odsyła do kompletnie innego. A przynajmniej właśnie takie proponowane posty wyświetlają się u mnie. Jednak nie zawsze tak się dzieje i stąd pytanie, co wyświetla się na Waszych monitorach? Bo nie wiem czy trzeba coś poprawić, usunąć czy zostawić tak jak jest? Bardzo dziękuję za okazanie pomocy!

6 komentarzy:

  1. Ja też zauważyłam, że pokończyłam trochę znajomości ale myślę że na dobre mi to wyjdzie :) ps. ja widzę trzy linki do innych blogów :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli już kończyć znajomości to tylko po to, by było lepiej ;-)
      PS Tego się obawiałam - dzięki za informację!

      Usuń
  2. Wspaniały post, dobrze, że się rozwijasz i idziesz cały czas do przodu. Lubię czytać Twojego bloga, bo naprawdę jest bardzo cennym i motywującym miejscem w sieci. Super, że możesz powiedzieć, że Twoje życie jest lepsze niż w przeszłości, jesteś osobą odważniejszą, śmiałą i enanujesz pełnią szczęścia :)

    A jeśli chodzi o Linkwithin, to wszystkie prowadzą na bloga (zyj-kochaj-tworz.pl)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleś mnie podsumowała :) Ciekawe, że w oczach innych wyglądamy inaczej niż we własnych ;)

      Dziękuję za informację, która sprawia, że w najbliższym czasie czeka mnie powtórna zabawa z czymś, co miało mi (pozornie) ułatwić życie ;-) Ale jeszcze się nie poddaję!

      Usuń
  3. Dobrze,że zmiany wyszły Ci na dobre. Właśnie o to chodzi, aby przypominając sobie przeszłość stwierdzić,że teraz jest zdecydowanie lepiej. Ja też skończyłam w tym roku parę znajomości i uważam,że to było dobre posunięcie. Mimo,że otaczam się mniejszym gronem znajomych, jestem zadowolona ze swojej decyzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze nie wiem czy jestem zadowolona, bo chyba boję się zadać sobie to pytanie. Wiem za to, że można żyć z tym uszczuplonym gronem i słońce nadal wschodzi jak wschodziło :-)
      Wiem, że właśnie o to chodzi w życiu, by zmieniać na lepsze. Dlatego ze zdziwieniem odkryłam, że nie każdy tak to postrzega...

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...