piątek, 13 września 2013

Wykradanie czasu

Zmiany często są związane z planami na przyszłość, nowymi postanowieniami. Zaczął się wrzesień, a we mnie jakby wstąpiła nowa energia. Nie wiem dlaczego, ale okres lipiec-sierpień to dla mnie czas całkowitego rozprężenia, kiedy część swoich dobrych nawyków po prostu porzucam. Czasu mam wtedy co niemiara, zajęć mniej a i tak trudno jest mi zrobić coś pożytecznego. Natomiast wraz z przełożeniem kartki w kalendarzu na pierwszego września, wstępuję we mnie nowa energia. To tak jakbym przez te ostatnie dwa miesiące żyła tylko po to, by naładować akumulatory (stąd zakaz przemęczania się!). Dzięki temu we wrześniu mogę już ruszyć pełną parą. Znajduję więcej rzeczy, które mnie inspirują, aktywnie działam i czuję się po prostu lepiej sama ze sobą, bo czas już nie przepływa mi przez palce. Ba, teraz cierpię na niedomiar czasu! I wiecie co? Dobrze mi z tym! Lubię, kiedy dużo się dzieje, kiedy czas - ruchem wskazówek zegara - nie przypomina o tym ile czasu bezczynnie przeleżałam, ale kiedy pokazuje mi i mówi: popatrz ile już dzisiaj dokonałaś. A ja wtedy kładę się wieczorem spać z uśmiechem na ustach, bo tyyyle dzisiaj zrobiłam! Pewnie, że pojawia się cichy głosik i mówi: zapomniałaś o tym i nie zrobiłaś jeszcze tego. Ale będąc w łóżku już się tym nie przejmuję. Odpowiadam wtedy tylko: jutro też jest dzień.

Często jest tak, że coś sobie zaplanuję – właściwie zaplanuję sobie kilka rzeczy na dany dzień i jak ich nie spiszę, to o nich zapomnę. A nawet jeżeli mi się przypomni, to stwierdzę, że akurat teraz nie mam na to czasu albo ochoty. Czasem jest tak, że jak już zaczniemy robić jedną rzecz z naszej listy to-do, to rozpędem przechodzimy do kolejnych zadań i nie ma problemu. Ale czasem jest tak, że np. leży album, obok niego zdjęcia i wypadałoby coś z tym zrobić póki jeszcze się pamięta nazwy miejsc, w których się było. Niemniej jest to takie zajęcie, które trudno nazwać priorytetowym. Przyznam, że zdjęcia z wyjazdu szybko wywołałam. Potem zrobiłam błąd, bo je odłożyłam, aby mi nie przeszkadzały. I leżały tak na półce przez 2 tygodnie. W końcu, przy którymś ścieraniu kurzu powiedziałam sobie: stop! Wyciągnęłam album, obok położyłam zdjęcia i wszystko zostawiłam na biurku. Nie powiem, że nagle czas cudownie się rozmnożył, bo na moim biurku istnieje dziura czasowa i czas tam w ogóle nie płynie. Dwa dni przesuwałam album z jednego rogu biurka do drugiego, ale zabroniłam sobie sama, przekładać tych rzeczy do innego miejsca niż biurko, bo cała sytuacja wróciłaby do punktu wyjścia. Po tych dwóch dniach, zaczęłam działać. Stopniowo wklejałam zdjęcia i opisywałam. Nieraz było tak, że posiedziałam przy albumie 10 minut i dzwonił do mnie telefon, wołała mnie mama, żeby jej przy czymś tam pomóc itd. Ale teraz to nieważne, bo mogę się pochwalić, że album mam już zrobiony. W sumie zajęło mi to 3 dni, ale jakby policzyć czas, który rzeczywiście nad tym posiedziałam, to wyjdą z tego zaledwie niecałe 3 godziny.

Podstawowym problemem jest, że:


W wielu miejscach można przeczytać, że jak planujemy sobie jakieś zajęcie, to należy wyłączyć telefon, powiedzieć współlokatorom, żeby nam nie przeszkadzali i tylko wtedy możemy w pełni skupić się na np. nauce do egzaminu, a dzięki ciągłości w czasie (bez uporczywego powiadomienia z facebooka o nowym wpisie znajomego) jesteśmy najbardziej efektywni. Zgadzam się w tym pełni. Należy zaznaczyć, że ten sposób działania sprawdza się w przypadku ważnych zajęć, które wymagają od nas pełnego zaangażowania. A album? To zdecydowanie nie ta kategoria. Moje działanie w tym wypadku polegało na wykradaniu czasu…

Nie masz czasu? To go znajdź.
Ukradnij, pożycz, kup. Cokolwiek. Zawsze masz czas. Widocznie nie umiesz się odpowiednio zorganizować. Kiedy jest zadanie, które wymaga od nas kilku godzin uwagi, to trudno jest w ciągu jednego dnia je wykonać. Ale kiedy dzieli się duże zadanie, na mniejsze, to automatycznie wymagają one mniej czasu. Łatwiej jest zrobić sobie przerwy, a przede wszystkim łatwiej jest znaleźć dziennie po godzinie czasu niż od razu poświęcić pięć godzin i tym samym zrobić sobie zaległości na innym polu działania i popaść w wieczną frustrację i niezadowolenie. Ponadto przerwy dobrze wpływają na naszą kreatywność oraz dają złudzenie, że dane zadanie wcale nie może być takie trudne skoro poświęcam mu dzisiaj tylko godzinę. Kiedy potrafimy ogarnąć problem wzrokiem/umysłem, wtedy nie jest już taki straszny, bo wiadomo, gdzie zacząć :-)

I jeszcze jedna ważna sprawa! Czas ma niesamowitą właściwość. Im więcej rzeczy sobie zaplanujemy danego dnia, tym więcej ich wykonamy. Jeżeli planujemy, że jutro zrobimy 10 rzeczy, z których każda ma nam zająć 1h, to wykonamy ich może z 8. Kiedy zaplanujemy sobie tylko 5 rzeczy, z których każda ma nam zająć 1h, to może wykonamy 2, bo reszta czasu cudownie się rozpłynie nie wiadomo gdzie, a dzień zleci nam na wykonywaniu jakiś głupstewek. Jak to się dzieje? Nie mam pojęcia. Ale właśnie dlatego lubię jak mam dzień wypełniony po brzegi, bo wtedy wiem, że czeka mnie wspaniałe 24h do przeżycia.

2 komentarze:

  1. A to jest racja. Nie wiem jak to działa, ale im więcej mam zadań, tym więcej mam czasu :)
    Kiedy jest dzień, że moim jedynym obowiązkiem jest tylko iść na uczelnię, a później pouczyć się to wiem, że tego nie zrobię :)
    Ale kiedy idę na uczelnię, po uczelni do pracy, po pracy dam godzinne korki, w domu muszę posprzątać i poprasować, to wiem, że do tego egzaminu również się nauczę.
    Cuda! :)

    Świetny blog. I wiesz? Też wybieram szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplement :) Wiem, że wybierasz szczęście, bo Twój blog aż tym emanuje. Planujesz i działasz, super sprawa!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...