sobota, 31 stycznia 2015

Żyjesz tylko raz - pytanie jak żyjesz?


Tyk… tyk… tyk… Słyszysz to?
Tyk… tyk… tyk… Tak, to kolejne sekundy, które odmierza zegar. Jesteś już o 6 sekund bliżej do… Właśnie. Do czego odliczasz czas? Do matury? Do końca sesji? Do awansu? Do ślubu?


Tyk… tyk… tyk… Kolejne 3 sekundy za Tobą. Czułeś kiedyś, że jesteś rozliczany z czasu, który marnotrawisz? I nie chodzi tu o rodzica, który wchodzi do pokoju i mówi, że przez ostatnie 3h ani razu nie odszedłeś od komputera. Ani o partnera, który wylicza czas, jaki spędziłeś ze znajomymi na spotkaniu zamiast z nim. Chodzi o obietnice, które sam sobie składasz, a z których się nie wywiązujesz.

Tyk… tyk… tyk… Zasady dobrego planowania mówią, że zawsze powinieneś założyć, że dane zajęcie zajmie Ci więcej czasu niż z początku myślałeś. Zawsze może wyskoczyć Ci coś nieplanowanego: awaria komputera, odłączenie prądu, przyjaciółka w kryzysie. Może być i tak, że jesteś zbytnim optymistą zakładając, że napisanie raportu zajmie Ci pół godziny, a tymczasem od godziny próbujesz znaleźć dane, które gdzieś – jak na złość – zawieruszyły się.

Tyk… tyk… tyk… W międzyczasie pojawiają się również czynności, nad którymi mamy pełną kontrolę, a które poza rozpraszaniem naszej uwagi, nie wnoszą niczego produktywnego w nasze życie. Popularnie określa się je rozpraszaczami. Zamiast pisać pracę dyplomową, zerkasz na pierwszą stronę demotywatorów albo sprawdzasz na fb, co dzieje się u znajomych. Pięć minut tu, kwadrans tam i w ciągu całego dnia zbiera się całkiem ładna sumka minut. Gdyby ktoś teraz rozliczył Cię z takich właśnie minut, to… co by się okazało?

Tyk… tyk… tyk… Zazwyczaj jest tak, że planujesz w danym dniu wykonać parę głównych zadań i coś mniejszego o ile znajdziesz na to czas. Jak nie znajdziesz, to nic złego się nie dzieje – przesuwasz zadania na kolejny dzień, bo na tym polega elastyczność. Tylko, że czasem się nie da czegoś przesunąć, bo musisz to zrobić na jutro i koniec. Zarywasz noc, bo to jest taki Twój „rezerwowy” czas – wyśpisz się przez weekend…

Tyk… tyk… tyk… W styczniu poczułam prawdziwą wartość czasu i to było coś niesamowitego. Z jednej strony zarwane noce, huk roboty, ciągłe zmęczenie i nieraz irytacja na najbliższe otoczenie. Z drugiej strony, potrafiłam przewidzieć, że opanowanie tej części materiału zajmie mi 5h. Kiedy zajmowało 6h, okazywało się, że tą 1h spędziłam na szukaniu „natchnienia do nauki” (jeżeli wiecie o co mi chodzi) albo kręciłam się po domu bez sensu. W rezultacie chodziłam spać o godzinę później. Po trzech dniach, kiedy idziesz spać później niż planowałeś, zmienia Ci się punkt odniesienia. Zaczynasz szanować czas - nabiera dla Ciebie niemal namacalnej wartości, bo widzisz kiedy i gdzie Ci przecieka przez palce. Następnie boleśnie odczuwasz konsekwencje swoich decyzji. Nagle nabierasz respektu do czasu i tych magicznych sekund, które dotychczas mijały nie wiadomo kiedy a obecnie słyszysz w głowie każdą minutę i już wiesz jak nie chcesz spędzać tego czasu. Tak właśnie – nie chcesz!

Tyk… tyk… tyk… Kiedy „gasisz pożary”, zazwyczaj robisz to kosztem czegoś. Odwołujesz spotkanie z przyjaciółmi, obiecujesz dziecku wspólną zabawę dopiero w weekend lub przekładasz publikację na blogu na kolejny tydzień. Kiedy taki „zwariowany” okres trwa dłużej niż dwa dni i jesteś zmuszony do porzucenia swoich codziennych zwyczajów jak ćwiczenia, czytanie książki, fotografowanie czy oglądanie serialu przed snem, popadasz w frustrację. Ale nie tylko. Nagle zdajesz sobie sprawę, za czym najbardziej tęsknisz (i to nie jest ten moment, kiedy wydaje Ci się, że najbardziej to chcesz, aby wszyscy dali Ci święty spokój). Olśniewa Cię, czego Ci brakuje (nawet bardziej niż mógłbyś przypuszczać) i zaczynasz rozumieć, co w Twoim życiu jest ważne – bez czego nie jesteś do końca sobą.



W styczniu przekonałam się, bez czego trudno byłoby mi żyć. Taki „zwariowany okres” ma swoje dobre strony. Wiesz na ile Cię stać, widzisz jak radzisz sobie pod presją i doceniasz to, na co zazwyczaj masz czas, a chwilowo musisz to porzucić (to zazwyczaj Twoje hobby lub pasja). Jeżeli ktoś nie potrafi znaleźć swojej pasji, to niech pomyśli o tym, bez czego nie wyobrażałby sobie życia. Albo niech spróbuje przez miesiąc czegoś nie robić i się przekonać jak to na niego wpływa. Takie doświadczenie otwiera oczy.

„Jeśli chcesz mieć więcej czasu, to właściwie chcesz dłużej żyć.”

Nieuchronnie ciśnie się na usta pytanie: po co dłużej żyć? Bo żyć dla samej idei życia wydaje się jakimś małostkowym celem. Ale żyć, by robić…. Coś konkretnego – brzmi znacznie lepiej. Już wiesz co to będzie? Ja wiem ;-)

„No more second chances (…) You live only once.”

Za parę dni pojawi się parę dodatkowych słów w temacie, które całkiem przypadkiem, ładnie połączyły mi się z Covey’em ;-)

26 komentarzy:

  1. Naprawdę świetny post. Weszłam bo zaciekawił mnie tytuł ;) Ogólnie zawsze lubiłam takie filozoficzne rzeczy...rozmyślanie nad życiem, jego sensem itp. Tak jak napisałaś czas leci dalej, a my często go marnujemy. Ostatnio miałam wolne i zmarnowałam je doszczętnie. Opierało się to głownie na sekwencji telewizor->komputer. Mając zły humor, leczyłam się oglądając śmieszne filmy i ogólnie filmy, bo ciekawsze od mojego życia, ale kiedy film się skończył..smutek powracał, że moje życie nie ma sensu...zamiast spędzać go przed telewizorem mogłam w tym czasie spędzić czas z przyjaciółmi, chociaż wszysycy byli zajęci, no ale mogłam zrobić coś pożyteczniejszego -> pobiegać, poznać nowe osoby ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem oglądanie TV to tak naprawdę ucieczka. Przed egzaminem też zastanawiałam się który serial zobaczyć, bo przecież jeszcze zdążę się nauczyć... Tymczasem chodziło o to, by jak najpóźniej wziąć się za to, co pilne. I nieprzyjemne.
      A życie serialowych/filmowych bohaterów jest znacznie ciekawsze od naszego! Takie ich zadania, aby przyciągać widza przed ekran i pokazywać coś całkowicie odmiennego od szarego życia. Dobrze jest, kiedy serial/film motywuje a nie demotywuje... Czasem jak sobie zobaczę np. "Grey's Anatomy" i widzę jak oni żonglują zadaniami, żeby ze wszystkim zdążyć, to... sama nabieram chęci do działania i do popchnięcia do przodu paru moich spraw. Myśl o tym, co fajnego jest w tym, co oglądasz, a nie o tym jak bardzo różni się to od Twojego życia. Bo tam zawsze jest przedstawiana lepsza wersja teraźniejszości, dlatego nie warto się nią zanadto przejmować.
      Oczywiście, że zamiast oglądać TV mogłaś zrobić dziesięć innych rzeczy, ale czasem TV najlepiej wyłącza myślenie i pozwala na pełen relaks. Grunt, żeby nie przesadzić z ilością czasu jaki mu poświęcasz ;-)

      Usuń
  2. Ale czemu zarywałaś noce, czym byłaś tak bardzo zajęta? Dlaczego wcześniej nie przygotowałaś sobie planu działania? Nie można było tego wykonać w dzień? Czyżby praca zawodowa, a może partner, dzieci, czy coś innego tak bardzo Ciebie absorbowało? A jeśli coś innego, czy było warto, po to tylko aby później zrywać noce na coś co było i zapewne nadal jest ważne ? Inaczej nie poświęcałabyś na to czasu...

    Zastanawiam się po co tak ciągle "biegniesz" kiedy możesz po prostu "iść"?
    Dzisiaj prawie każdy chce sobie i komuś coś udowodnić, że jest lepszy, bardziej zorganizowany i w ogóle idealny, wciąż coś robi... Tylko czy tego tak naprawdę chce? Czy bardziej robi to, bo robią to inni... a on naśladuje jak małpa, bo nie chce być odmieńcem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zaskoczona (pozytywnie) ilością i celnością pytań.
      W ramach wyjaśnienia, moje zarywanie nocy wynikało z prozaicznej sprawy jaką jest... sesja studencka. Tym razem miała wybitnie trudny poziom i wymagała ode mnie wiele zaangażowania. Niewiele było do planowania, bo niewiele ode mnie zależało. Omyłkowo przy pisaniu pracy dyplomowej pracowałam nie nad tymi danymi, co miałam, więc musiałam poświęcić na ten sam materiał dwa razy więcej czasu niż zakładałam. Część projektów była robiona w grupach - dlatego też moje plany moimi planami, a życie życiem, bo zgranie czasowe paru osób nie należy do łatwych zadań. Poza tym to wszystko robiłam, aby tak naprawdę zaliczyć całą sesję wcześniej i zyskać pełne dwa tygodnie wolnego.
      W powyższym wpisie nie narzekam jaka to ja jestem biedna, zmęczona i zniechęcona. Nie. Stwierdzam fakt - tak i tak było. Ale ja wiem po co to było! I znajduję moją równowagę w tym, że teraz mogę wyjechać z wolną głową na narty, spotkać się z przyjaciółmi i robić to, co naprawdę kocham - choćby pisać ;-) Może jestem sama z takim tokiem rozumowania, ale wciąż uważam że było warto.

      Co do wątku o tym, że teraz popularne jest "bieganie" a nie "chodzenie" - to zgadzam się z tym w pełni. Ale myślę, że "bieganie" nie może być zawsze zaliczane negatywnie. Biegać można w różnym tempie - albo tak, żeby wyciągnąć z życia coś więcej, albo tak żeby nie mieć czasu na myślenie czym w ogóle jest życie... Pierwsze popieram, drugie neguje ;-)

      Usuń
  3. Fajnie to opisałaś:)
    Najgorsze co można zrobić, to zmarnować życie na oglądanie telewizji czy spanie.
    Najlepsze jest chyba życie w biegu. Robić tysiące pozytywnych, pożytecznych rzeczy i nie mieć czasu na dołujące myślenie o sensie życia, śmierci itd.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że Twój pogląd jest błędny, po pierwsze: w tv można zobaczyć wile ciekawych programów np. edukacyjnych, naukowych, biznesowych itd. trzeba tylko wiedzieć co oglądać; po drugie sen dla każdego człowieka jest niezbędny, no chyba że Ty jesteś robotem i nie potrzebujesz spać ;). Po trzecie życie w biegu nie prowadzi do niczego dobrego, stres, stres i jeszcze raz stres. A gdzie miejsce na odpoczynek, na relaks, na "nic nierobienie"? Dla zdrowia psychicznego jest to bardzo istotne.

      Usuń
    2. Maks - cieszę się, że mnie rozumiesz. Bo siedząc na kanapie można to życie jedynie przesiedzieć, a "biegając" można je przeżyć ;-)

      Anonimowy - myślę, że trafienie na takie wartościowe programy jest bardzo trudne. Osobiście wolę książki lub internet, gdzie oglądam filmy bez reklam (w szczególności tych 15-minutowych). Myślę, że rozumujemy z Maksem podobnie tj. równowaga w życiu jest ważna, ale czasem dobrze robi mały rollercoaster. Bez odpoczynku, odpowiedniej ilości snu oraz relaksu długo się nie pociągnie, bo człowiek szybciej się wypali i w efekcie będzie mnie produktywny niż zakładał, rezygnując ze snu. Tutaj chodzi o takie zrywy 2-3 tygodniowe, kiedy dzieje się jednocześnie dużo dobrych rzeczy i nie wiadomo z czego zrezygnować, bo we wszystkim chciałoby się wziąć udział. Albo tak jak w moim obecnym przypadku - robi się to po coś. Pewnie, że po tym okresie człowiek jest zmęczony, ale wtedy nadchodzi okres wyciszenia i równowaga zostaje zachowana. Błędne jest myślenie, że równowagę da się wprowadzić w systemie 24-godzinnym. To nierealne. Ale w perspektywie tygodnia czy miesiąca jak najbardziej ;-)

      Usuń
    3. Anonimowy, chodziło mi o proporcje. Sam nieraz oglądam ciekawe programy w TV, a nieraz zdarza mi się nawet zdrzemnąć na pół godziny w ciągu dnia, ale byłbym zły na siebie, gdybym spał kilkanaście godzin na dobę albo oglądał kilka godzin dziennie TV zamiast czytać książki, ćwiczyć czy pisać.
      A jeśli chodzi o zdrowie, to można żyć w biegu, ale nie przesadzać z używkami i regularnie się badać.
      Karolina, Ty już chwilę mnie znasz (internetowo) i mój specyficzny styl pisania;)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Trzeba czasu , czasami mniej czasami więcej aby odnaleźć swoje życie.....żeby to sie stało fajnie jest wiedziec jakim się jest :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że definiowanie siebie to zadanie na całe życie, a więc potrzeba bardzo dużo czasu. Niemniej warto, bo można się definiować "cząstkowo" na każdym jego drobnym etapie, a przez to być przez większość czasu osobą zadowoloną z życia.
      Pozdrawiam ;-)

      Usuń
    2. z wiekiem utwierdzamy się w tym jacy jesteśmy ale na szczęscie wciąz tez cos w sobie odkrywamy ..ale trzeba na to sobie pozwolić, nigdy z siebie nie zrezygnować....wciąz odkrywać kolejne marzenia i iśc za nimi bez względu na wiek...

      Usuń
    3. Myślę, że kluczowym zwrotem jest "bez względu na wiek". Szkoda, że tak wielu ludzi rezygnuje z siebie, swoich marzeń i pasji, bo mają już 30, 40, 60... lat. Mam nadzieję, że mnie to nie dosięgnie a mój i Twój sposób myślenia nie jest wyłącznie wynikiem młodości.

      Usuń
    4. mój już jest myśleniem wieku co nieco dojrzałego...40 już została sobie gdzies z tyłu ale dalej mam marzenia i plany , które realizuje i nie zamierzam osiąć na laurach..włąściwie to ciągle wszystko przede mną:):):)

      Usuń
    5. Tym bardziej podoba mi się Twoje podejście do życia ;-)

      Usuń
  5. To prawda, wystarczy odłożyć w czasie kilka przyjemności i zdajemy sobie wtedy sprawę jak wielką mają dla nas wartość :) Łatwiej wtedy odkryć swoje prawdziwe pasje...

    Życie dla samego życia nie ma sensu! Pełna zgoda! Ważna jest pasja, miłość i poświęcenie się czemuś sensownemu :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba działa w myśl zasady, że doceniamy coś w momencie kiedy to utracimy. Czasem na szczęście nie tracimy na zawsze, a jedynie odsuwamy to w czasie. I po ponownym doświadczeniu tego "czegoś" odczuwamy podwójną radość ;-)
      Z tą pasją to jest skomplikowana historia, ale masz rację, że bardzo liczy się w życiu.
      Pozdrawiam ;-)

      Usuń
  6. Kurcze, mnie ucieka tyle sekund, szczególnie w internecie. NO koszmar. To chyba powoli staje się chorobą naszych czasów.
    Trzeba żyć czymś innym, czymś bardziej wartościowym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mnie też sporo czasu ucieka w internecie. Aczkolwiek widzę pewną zależność - jak trwa normalny semestr, to jestem w internecie znacznie dłużej niż jak mam wolne. Teraz, w ferie, przed komputerem spędzam absolutne minimum. I cieszy mnie to odkrycie, bo okazuje się, że jednak nie jestem jeszcze uzależniona od "narkotyku" naszych czasów ;-)

      Usuń
  7. Fajny tekst, ja wprawdzie uważam, że nie żyjemy tylko raz, ale tak czy siak każde kolejne życie warto przeżyć w pełni, nie marnując czasu na małostkowe drobiazgi:) I rzeczywiście coś w tym jest, że gdy nie ma czasu na codzienne, drobne przyjemności, to potem doceniamy je w dwójnasób:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro uważasz, że czeka nas więcej niż jedno życie (ja również czasem sobie myślę, że w poprzednim wcieleniu nieźle nabroiłam jak mi coś nie wychodzi ;-) ), to nie popada się potem w błędne przekonanie, że skoro teraz czegoś nie zrobię to trudno - odbiję sobie to w przyszłości? Oczywiście przejaskrawiam, ale chodzi o sens i odczuwanie delikatnej presji, by jednak TERAZ czerpać z życia jak najwięcej, bo się nie powtórzy. Szczerze, jak to jest?

      Usuń
  8. Wspaniały post. Czasami wielu rzeczy nie dostrzegamy, szukamy czegoś w internecie i niby z 5 minut, robi się 3 godziny, bo a to koleżanka coś udostępniła, a tu "trzeba plony w grze zebrać". Oj pamiętam, że na przełomie 3 gim-1 liceum lubiłam tak spędzać czas i nie zastanawiałam się nad tym, ile tracę swojego życia, na rzeczy które nie przynoszą mi żadnej satysfakcji, tylko psują mój wzrok i zabierają kreatywność, bo im więcej spędzałam w Internecie, tym mniej mi się chciało coś robić. Jak teraz o tym pomyślę, to nie wyobrażam sobie jak mogłam tak żyć. Ja pamiętam, że też kiedyś zarywałam noce, ale głównie dlatego, że dzień marnowałam na odwlekanie, zrobię to potem ,najpierw się zrelaksuje, obejrzę 3 seriale itp.. Takie oszukiwanie siebie, dobrze, że trwało to tylko albo aż pół roku.
    Teraz mam więcej pasji i wiem co sprawia mi radość, a co tylko "złudzenie szczęścia".

    Bardzo życiowy post, uwielbiam jak piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ostatnie miłe słowa ;-) Ja uwielbiam Twoje fotografie!
      Co do kwestii "zbierania plonów", to ciekawie się złożyło, bo jakieś 3 tygodnie temu, koleżanka zaprezentowała mi właśnie taką jedną grę online, gdzie prowadzisz farmę. Pokazała mi swoją "farmę" (podobno na wysokim poziomie) i moje pierwsze pytanie brzmiało: ile poświęcasz na to czasu? Ona na to, że niewiele. Rano wejdzie coś tam zrobi, po zajęciach też wejdzie i może wieczorem zebrać jakieś punkty. Ale teraz to już spędza tam mniej czasu niż wcześniej... Tak sobie pomyślałam, że jakbym chciała się w to wciągnąć, to krucho byłoby u mnie z czasem a po drugie... uświadomiłam sobie, że to do niczego nie zmierza. To już wolę prowadzić blog ;-) Też uzależnia, ale jakoś tak sympatyczniej. I nawet tego wzroku nie jest wtedy aż tak bardzo szkoda, bo przynajmniej człowiek się kreatywnością wykazuje!
      I potwierdzam zależność - im więcej czasu spędzam przed TV czy komputerem, tym mniej mi się chce w dalszej części dnia. Nie wiem dlaczego dopiero na studiach to spostrzegłam. Ale kiedy wiesz, co źle na Ciebie wpływa, to wiesz czego unikać - coś na zasadzie "lepszy swój wróg niż cudzy" ;-)

      Usuń
  9. Tak to napisałaś, że słyszałam to tykanie w swojej głowie. Ale tak to już jest - większość ludzi, którzy mówią, że nie mają na nic czasu, zwykle po prostu go nie szanują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę, że osiągnęłam zamierzony efekt. W swoim pokoju mam właśnie taki zegar, który tyka i przez to wydawanie dźwięku daje mi niesamowicie do myślenia ;-)
      Masz rację - dodałabym jednie, że NAJGŁOŚNIEJ na brak czasu narzekają Ci, co go nie szanują i marnotrawią na głupoty.

      Usuń
  10. A ja nie potrafię ustalić które w moim życiu to głupoty a które nie ...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemożliwe ;-) Głupoty to te rzeczy, z których nie wynika nic produktywnego. Po ich wykonaniu masz wrażenie, że jedynie czas Ci uciekł i nic na tym nie zyskałeś/zyskałaś. Czasem wewnętrznie czujesz, że coś Cię w środku gniecie, bo wiesz że masz coś ważnego do załatwienia a tymczasem robisz właśnie "głupotę". To wszystko, co sprawia, że się nie rozwijasz... Mam nadzieję, że pomogłam ;-)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...