niedziela, 22 marca 2015

7 powodów, dlaczego nie mówimy o szczęściu

Mówienie o szczęściu przynosi… pecha! Przecież to całkiem logiczne. Gdyby mówienie o szczęściu przynosiło szczęście (ależ absurd!), to znacznie więcej ludzi dzieliłoby się swoim szczęściem ze znajomymi, przyjaciółmi, rodziną. Tak się nie dzieje. Dlaczego? Oto kilka teorii:

1. Mówienie o szczęściu sprawia, że zaraz zniknie.

To jak przyciąganie zdarzeń przeciwstawnych. Dostaję awans, ale zaraz jestem chora. Zdrowieję, ale moje dziecko zaraziło się ode mnie. Dziecko zdrowieje, ale kłóci się z przyjaciółką w przedszkolu i nie chce już tam chodzić. Dziecko godzi się z przyjaciółką i wraca do przedszkola, ale w pracy zrobili w międzyczasie redukcję etatów i tracę pracę. Znajduję inną pracę, ale zostawia mnie mąż. Zakochuję się w innym mężczyźnie, ale dostaję przypomnienie o spłacie kredytu… W zestawieniu ze złym wydarzeniem, dobre wydarzenie w momencie znika, zostawiając po sobie słodko-gorzki smak i wątpliwości: czy było warto?

2. Szczęście jest pilnie strzeżoną tajemnicą – wiedzą o niej nieliczni.

Ludzie mają przekonanie o swojej wyższości, bo ukończyli lepsze studia, mają większy dom, droższy samochód, więcej znajomych na fb. Ich szczęście tworzy z nich wszechwiedzących. Kiedy ktoś w ich towarzystwie opowiada o tym, że się zakochał, oni kiwają głową z politowaniem – przecież to ich miłość była wspaniała a nie ta, o której cichym głosem mówi koleżanka.

3. Szczęście jest jak skarb – można go ukraść.

Istnieje grupa ludzi, która jest zachłanna i zazdrosna. Osiągnęli sukces, na który długo pracowali, więc teraz po latach trudu nie opowiedzą o swoich tajnikach sukcesu ot tak, bo wtedy wszyscy osiągnęliby to samo, co oni, ale w nieporównywalnie krótszym czasie.

4. Szczęście to czterolistna koniczyna. Nikt nie wierzy, że istnieje.

Czytasz mądrą książkę o szczęściu. Nawet raz widziałeś taki film, w którym główny bohater walczył o swoje szczęście i finalnie mu się to udało. Ale to był film wymyślony na potrzeby komercji. Czysta fikcja – takie rzeczy nie zdarzają się w życiu.

5. Szczęście jest poza moim zasięgiem.

Ona i on są szczęśliwi. Tamta dziewczyna i chłopak pod oknem również. Pani, która ogląda wystawę sklepową również wygląda na szczęśliwą. No i oczywiście Pan, którego wywiad właśnie czytałam (o tym jak z zera stał się milionerem) też jest szczęśliwy. Ależ oni mają się dobrze… Też bym tak chciał(a), ale mnie szczęście nie dotyczy. W moim życiu nie ma nawet szczęśliwych momentów, więc co tu wspominać o wydarzeniach? Nie ma o czym mówić.

6. Szczęście jest passe.

Tylko nieliczni ludzie mają odwagę pochwalić się na swoim blogu albo fb profilu swoim szczęściem. Niewielu wrzuca zdjęcia z podróży (nie liczę tych z okresu wakacji tylko dodatkowych – spontanicznych – wyjazdów ), pisze o sukcesach w pracy, w związku, sportowych osiągnięciach. Dlaczego? Wiadomo, że oprócz grona osób, które wyrazi swoje gratulacje i pożyczy dalszego szczęścia, znajdzie się rzesza osób hejtujących takie osiągnięcia. Z hejtowaniem nie da się wygrać, a jaką linię obrony przyjąć zależy od tego jak silny psychicznie jest autor sukcesów. Można oczywiście i zignorować takie nieżyczliwe komentarze. Niemniej kiedy ich liczba wzrasta po każdym „opublikowanym szczęściu autora”, to przychodzi moment, że pada pytanie: „czy warto?”. Ile osób można takim działaniem zmotywować do sięgania po swoje szczęście, a ile samemu można oberwać. I zauważcie proporcje pomiędzy ilością osób, która gratuluje osiągnięć, a tych co krytykują.

7. Nadmiar szczęścia szkodzi.

nadmiar szczęścia

Dlatego może warto zastanowić się nad tym, by ponarzekać na swoje szczęście? Bo zdarza się zbyt często, bo jest zbyt przyjemne i jakoś tak człowiek się rozleniwia pod jego wpływem. Nie wspominając o tym, że częściej się uśmiecha… I nie daj Boże komuś obcemu ten uśmiech się spodoba!

Znacie jeszcze inne powody?
Z którymi się zgadzacie, a które są dla Was absurdem?

18 komentarzy:

  1. Potrzebowalam tekstu, nad którym moglabym troche podumac, i proszę, jak na życzenie, jest! Czy to nie szczęście? :)
    A tak zupelnie powaznie, to z tym szczęściem naprawdę rownie bywa. Z narastajaca groza czytalam i czytalam, by na koniec zdać sobie sprawę, ze wiekszosc podpunktow mnie dotyczyla lub nadal dotyczy. Weźmy na przyklad dwójkę: w sumie to idealnie oddaje moje odczucia. To znaczy potrafie sie ucieszyć z czyjegoś szczescia, i to tak naprawdę szczerze, ale i tak po fakcie wygra moje "zwyciestwo".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście szczęście!
      Te punkty w głównej mierze wzięły się z mojego doświadczenia, chociaż pkt. 6 znam tylko z obserwacji, bo raczej jestem za wspieraniem niż "wgniataniem w ziemię". Co do pkt.2. to cóż... kolejność punktów jest przypadkowa, ale w sumie dlatego wylądował na "górze" listy, bo sama się ostatnio na tym przyłapałam. Nie wiem, czy Cię to pocieszy, ale nikt nie jest idealny. Złe myślenie nie jest złe, dopóki nie wprowadzi się myśli w czyn ;-)

      Usuń
  2. Bardzo mądry post. Zgadzam się z Tobą w zupełności.
    Jesteśmy tylko ludźmi, więc mamy prawo do tego, by być takimi, jak w tych 7 punktach.
    Często zazdroszczę różnym ludziom różnych rzeczy. Ale nigdy nie życzę nikomu nieszczęścia. Nienawiść i złość na innych niszczy nas samych i zwyczajnie się nie opłaca. Życzę wszystkim jak najlepiej, a to, że ktoś świetnie wygląda, zarabia 10 tysięcy na miesiąc, jeździ terenowym autem, ma dwupoziomowe mieszkanie, tylko mnie motywuje. A nie mam tego wszystkiego tylko dlatego, że jestem za leniwy.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się zgadzasz :-)
      Zazdrość jest dobra, kiedy nas samych motywuje, by pokonywać swoje granice. Taką zazdrość bardzo lubię ;-) A samokrytyki i trzeźwego osądu sytuacji można Tobie pogratulować ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Tak, w każdym z tych punktów jest zasiane ziarnko prawdy.
    Sama łapię się na tym, że nie mówię głośno o szczęściu, które mnie spotyka, bo przecież wszystko może się wydarzyć i w każdej chwili może się to zmienić.
    Co do portali społecznościowych... Dla mnie osobiście nie jest to miejsce, w którym warto wszystkim się dzielić. Myślę, że niewielkie grono zaufanych osób, ich prawdziwe emocje lepiej się sprawdzą niż setki łapek, czasami wciśniętych odruchowo albo nie do końca szczerych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W liceum zaczęłam walczyć z przekonaniem, że o szczęściu nie powinno się mówić, bo można zapeszyć... Czyli "przed" nie mówię, bo a nuż coś nie pójdzie po mojej myśli, w trakcie nie mówię, bo wyjdę na zarozumiałą, a "po" to albo wyjdzie że się nadmiernie przechwalam albo już nie czuję potrzeby mówienia o tym, co mnie spotkało. To kiedy jest dobry czas, by mówić o szczęściu? Bo jeżeli nigdy, to zaczynam rozumieć skąd ten wszechobecny hejt - o czymś mówić trzeba.
      W kwestii portali społecznościowych, to zgadzam się, że umieszczanie tam zdjęć swojego dzieciątka od pierwszych dni życia jest i dla mnie przegięciem. Choćby z tego względu, że jak dziecko podrośnie, to za 10 lat może mieć żal do rodziców... Przecież nam również nie podoba się nasze każde zdjęcie z dzieciństwa, ale mieliśmy ten plus, że wtedy fb nie istniał i niektóre "niefortunne" zdjęcia nadal tkwią zakopane głęboko w albumie :-)
      W pkt. 6. nie chodzi jednak tylko o portale społecznościowe - tam to najbardziej widać - ale z krytyką można się spotkać i w codziennym (realnym) życiu. Wystarczy być troszkę ponad normę, zrobić coś nie do końca szablonowo i już można usłyszeć o sobie parę przykrych słów.

      Usuń
  4. Zdecydowanie się zgadzam z postem, każdy zna osobę, którą spokojnie można przyporządkować to choć jednego z tych punktów. Ja nie wierzę i nigdy nie wierzyłam w żadne przesąd, więc nigdy nie miałam problemu z mówieniem "nie chce zapeszyć itp." Ale czasami mamy takie momenty w życiu, że zastanawiamy się nad tym, że szczęście jest dla bas nieosiągalne i jest poza naszym zasięgiem.

    Z punktem 6 spotkałam się w moim życiu dosyć niedawno, po moim spontanicznym i lutowym tygodniu na Teneryfie, dowiedziałam się co i kto o mnie myśli, i też oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy na facebooku od osób, które uważałam za przyjaciół, to trochę smutne, że ludzie wolą słuchać jak Ci jest niedobrze, nic Ci ie wychodzi itp., a jak jesteś szczęśliwa, wszystko Ci się podoba, cieszysz się ze swojego życia, potrafią dogryźć i zamiast powiedzieć Ci to prywatnie, publicznie pod zdjęciem piszą, żeby wszyscy widzieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te punkty to wynik własnych obserwacji, więc jak najbardziej musi mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości (ale cieszę się, że nie tylko w mojej). W sprawie "szczęścia poza moim zasięgiem" również odczuwam chwile zwątpienia.
      Właśnie też mnie zastanawia ten fenomen, że znacznie łatwiej znaleźć osoby chętne do porozmawiania o tym jak to u nich jest źle niż jak dobrze. A to, że ktoś publicznie nieżyczliwie produkuje się pod Twoim zdjęciem to już naprawdę musi oznaczać wielką zazdrość. Nic tylko olewać takich ludzi, bo...nie wytłumaczysz iż nie jesteś wielbłądem.

      Usuń
  5. A ja (nieco przekornie) uważam, że o szczęściu nie powinno się za dużo mówić ;) Nie dlatego, że to przynosi pecha, ale dlatego, że o szczęściu mówić się nie da. Nikt jeszcze nie wymyślił dobrej definicji tego pojęcia, jest jednym z najbardziej abstrakcyjnych pojęć znanych ludzkości ;) "A o czym nie można mówić, o tym należy milczeć". :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyczuwam nutkę filozofa w tym miejscu ;-)
      Myślę, że więcej jest takich abstrakcyjnych pojęć... A jednak to o szczęściu jest najgłośniej/najciszej (zależy jak spojrzeć). Tylko dlaczego nie mówić o szczęściu zgodnie z własną definicja tego pojęcia?

      Usuń
  6. Ja uważam, że nie mówimy o szczęściu, bo boimy się cudzej zazdrości. My Polacy mamy taką mentalność, że nie lubimy, jak się komuś coś udaje. Więc lepiej o szczęściu nie mówić, bo zaraz otoczenie zacznie myśleć, jak nam zaszkodzić i podciąć skrzydła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sugerujesz, że to taka trochę "obrona własna"? To chyba słuszne spostrzeżenie. Czasem łatwiej odpuścić niż wszystkim naokoło tłumaczyć, że nasz sukces to właściwie przydarzył się "przez przypadek" i my właściwie nie mamy z nim nic wspólnego ;-)

      Usuń
  7. Ja, natomiast, uważam, że ludzie nie mówią o szczęściu dlatego, że warto lepiej mówić o problemach. Bo co rozmowa o szczęściu może zmienić? Czy będziemy mniej szczęśliwi? Bardziej? Czasem, owszem, uszczęśliwia nas dzielenie się swoją pozytywnością z innymi, ale w większości przypadkach to nic nie zmienia. Rozmowa o sprawach, które nas trapią już tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję postawić się w roli słuchacza. Kogo wolałabyś słuchać? Osoby, która narzeka, że w pracy ma pod górkę, koledzy jej nie lubą, a chłopak nie docenia? Czy może kogoś, kto angażuje się w co popadnie, rozwija siebie i swoje pasje, a w czasie wolnym tryska optymizmem? Kto bardziej napędzałby Cię to zmian we własnym życiu? A teraz pomyśl, co sama mogłabyś spowodować, dając innym pozytywny przekaz podczas rozmowy. Kogo możesz zainspirować? Na pewno wielu ludzi i dlatego warto mówić o szczęściu ;-).

      Usuń
  8. Dziwne zagadnienie. A znam ludzi co na wszystko marudzą, obojętnie czy są szczęśliwi czy nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cóż w tym dziwnego? Codzienność - rozejrzyj się wokół i powiedz mi, że nie znasz nikogo, kto wpasowywałby się w któryś z tych punktów. Nie mówienie o szczęściu uważam za jedno z najbardziej absurdalnych zachowań ludzkości.
      Myślę, że tacy ludzie którzy non stop narzekają, nie są tak naprawdę szczęśliwi. Może są zadowoleni, może radośni, może to zwyczajni optymiści. Ale jak marudzą na wszystko, to gdzie w tym szczęście?

      Usuń
  9. coś w tym jest, że ludzie nie chcą mówić o szczęściu, bo boją się, że ono uleci, zniknie... w sumie też tak mam, wolę przyjąć postawę pesymistyczna i miło się zaskoczyć, niż optymistyczną i zawieść się. a przecież tak dużo zależy od podejścia i postawy właśnie. wiosna idzie, więc pora uwierzyć i dać szansę swojemu szczęściu!!! :)
    pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że Twoja postawa to przykład... optymizmu! Zdziwiła mnie taka definicja. Optymista przewiduje wszystko, co może się nie udać, by potem być przygotowanym na każdą ewentualność. W takim rozumieniu słowa "optymista", możemy założyć, że pesymiści nie istnieją ;-)
      Wiosna chyba każdego przyprawia o zawrót głowy - mnie również udziela się drobne szaleństwo ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...